Rozdział czterdziesty-czwarty. Patryk mnie zabije!

8K 458 79
                                    


Pierwszego kwietnia Ola urodziła zdrowego i ślicznego chłopca. Dokładnie na miesiąc przed moimi osiemnastymi urodzinami. Nie mogłam przestać patrzeć na jego śliczną buźkę. Wszyscy go pokochali. Nawet Patryk, chociaż nie chciał brać go na ręce.

- Boje się, że zrobię mu krzywdę.

- No co ty stary, jesteś jego ojcem chrzestnym! - Nalegał Kuba.

Jak zwykle siedzieliśmy u nich po południu. Lubiłam pomagać przyjaciółce przy Damianku.

- Stary jak będziesz miał własne dziecko też będziesz się bał je brać na ręce?

- Za nim to się stanie... Wiecie, że na razie nie chciałbym mieć dziecka.

Cóż. Nie dziwiłam mu się. Był młodym mężczyzna. I tak zdziwił mnie fakt, już w czerwcu mieliśmy się pobrać. Na to akurat bardzo się cieszył. Miałam już skończyć szkołę. Planował wybudować nam dom nieopodal moich rodziców. Sama również nie zamierzałam śpieszyć się z dziećmi.

- Dlaczego nie chcesz? - Kuba , za to bardzo się zdziwił.

- Byłbym złym ojcem. - mruknął Patryk.

Miesiąc później już po moich urodzinach zauważyłam, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Miałam straszna huśtawkę nastrojów. Denerwowałam się, potem płakałam by po chwili śmiać się z praktycznie bez powodu. Kiedy pewnego ranka poleciałam do ubikacji zwymiotować z przerażeniem pomyślałam co mogło się stać. Usiadłam na wannie cała roztrzęsiona.

- Patryk byłby wciekły - mruknęłam sama do siebie

Cieszyłam się, bo akurat tego dnia o bladym świcie pojechał do pałacu. Miał sporo papierkowej roboty. Wróciłam do pokoju i złapałam za telefon.

- Lidka. Jedziemy do apteki. Po test. - Miałam głos jak robot.

- Nie!!

- Tak...

- Wow, Patryk się wcieknie.

- Przecież wiem - warknęłam.

Już godzinę później razem siedziałyśmy w mojej toalecie. Trzymałam w ręku mały teścik. Już drugą minutę nie pokazywał niczego nowego. Powoli zaczęłam się odprężać. Wtedy pojawiła się druga kreska.

- O w kurwę! - jęknęłam.

Uśmiechnęłam się jednak. Miałam w sobie moje własne maleństwo. Mimowolnie położyłam rękę na brzuchu. Lidka o dziwo również się ucieszyła i złożyła mi gratulację.

- Jakby nie patrzeć masz już osiemnaście lat, matura zdana, Patryk jako Wielki Alfa ma sporo funduszy, a i twoi rodzice biedni nie są. Nie masz się o co martwić.

- Tylko czy tatuś się ucieszy...

Lidka wyszła do przedpokoju i spojrzała w okno.

- Zaraz się przekonasz.

- Co?!

- Patryk wrócił. Ja lecę. Nie będę wam przeszkadzać.

Uśmiechnęła się do mnie i zbiegła po schodach. Ja wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Test schowałam pod poduszką. Czekałam jak na ścięcie głowy. Kiedy Patryk wszedł do pokoju poczułam, że drżę. Chłopak widząc, iż coś jest nie tak usiadł na przeciwko mnie i podniósł brwi.

- Coś się stało?

- Tak. - przełknęłam ślinę - nie za bardzo wiem jak ci to powiedzieć.

- Najlepiej prosto z mostu - wzruszył ramioami.

- Okej - uśmiechnęłam się blado - będziesz tatusiem.

Patryk momentalnie zbladł. Otworzył lekko usta, prawie nie mrugał. Zagryzłam wargi czekając na wybuch gniewu. Zamiast tego chłopak wstał i powoli podszedł do drzwi.

- Ja... Ja niedługo wrócę - wymamrotał.

Cóż. Spodziewałam się dużo gorszej reakcji z jego strony. Zeszłam do mamy, by i z nią podzielić się wesołą nowina.

Dochodziła już druga w nocy a on nie wracał. Rodzice już dawno położyli się spać. Mama bardzo dobrze przyjęła fakt, iż jestem w ciąży. Tata trochę gorzej, jednak koniec końców nie robił z tego powodu zamieszania.

Siedziałam sama w salonie sprawdzając w laptopie gabinety ginekologiczne w okolicy, kiedy usłyszałam ryk silnika a potem głośne bum. Spojrzałam na drzwi rodziców jednak chyba ich to nie obudziło. Zerwałam się z kanapy i podbiegłam do okna. Patryk uderzył swoim autem w drzewo stojące przy podjeździe. Kiedy wysiadł z auta, zrozumiałam dlaczego. Był kompletnie pijany. Ledwo stał na nogach. Pięknie. Prowadził pod wpływem. Cudownie! Zdenerwowana otworzyłam drzwi frontowe.

- Aniele... - Patryk zza pleców wyjął bukiet kwiatów.

Widać było, że sporo już przeszły. Niektóre z nich były połamane. Wzięłam je jednak.

- Przepraszam malutka. Wybacz mi proszę. I... Ty też mi wybacz!

Mówiąc to upadł na kolana, podniósł mi koszulkę i pocałował mnie w brzuch. Potem przytulił się do mnie tak, by mieć na nim głowę.

- Zrobię wszystko co w mojej mocy, byście byli szczęśliwi, obiecuje. Postaram się być dobrym ojcem. Przyrzekam!


Kiedy rano się obudził, notabene z wielkim kacem pierwsze co zrobił, to położył dłoń na moim brzuchu.

- Mam nadzieje, że będzie miało oczy po tobie - szepnął.

- Chyba żartujesz Masz najwspanialsze oczy na świcie. Nikt nie ma aż tak błękitnych oczu jak twoje. Prawie świecą!

- Mam takie oczy, tylko dlatego, że jestem wilkiem. To nasz rodzinny ,, znak rozpoznawczy ''. Od wielu pokoleń jedno z dzieci dziedziczyło te oczy.

- Więc nasze również może.

- Nie. Nasz gen nie jest jakiś specjalnie silny. Zobacz, że w osadzie jest sporo osób z wilczej rodziny, które nawet nie mogą się przeobrażać. Wątpię by ze związku wilka i człowieka urodził się wilczek.

- A ty?

- Tymbardziej. Ja jestem półkrwi. Co dopiero to dziecko.

Spojrzał pieszczotliwie na mój brzuch. Uśmiechnęłam się.

- Nie ważne kim będzie.

- Masz rację.

- Kocham cię. - powiedział.

- Kocham cię. 


Jutro w nocy dodam przedostatni rozdział. Będzie trochę ,, specjalny '', jeśli wiecie o co mi chodzi :) 

Należysz do mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz