Rozdział 17

93 14 7
                                    



  Nadszedł wreszcie dzień, w którym na dobre będę musiała odłączyć się od karawany. Co za tym idzie, będę musiała pożegnać się z Husamem i Dino na długo. Może już nigdy ich nie zobaczę. Byłam już spakowana i gotowa do tego, by wyruszyć w dalszą drogę pieszo. Oznajmiłam przywódcy karawany, że wyruszę dalej z Amiro, Nadio i Nadimem pieszą, gdyż wioska, w której znajduje się moja chora matka (powód, pod którego przykrywko dołączyłam do karawan) znajduje się dzień drogi od wioski koczowniczego plemienia jednak w przeciwko stronę do podróży powozów. Podziękowałam mu za gościnę i już chciałam zapłacić mu resztę pieniędzy za możliwość podróży z jego karawano kupiecko, lecz odmówił i powiedział:

-Nie przyjmę od ciebie pieniędzy, jesteś już jedno z nas i udowodniłaś, to ratując moją córkę, niech rut ma cię w opiece i kieruje twym przeznaczeniem.-po ukłonił się mi, na co aromatycznie mu ukłonem i powiedziałam:

-Dziękuję i niech rut ma cię w opiece oraz twoich bliskich.-

To było najłatwiejsze z pożegnań, gdy przyszłam do pani Miry, ta uściskała mnie i dała mi tyle jedzenia, że ledwie je zapakowałam i też życzyła mi dobrego życia i żebym szybko i dobrze wyszła za mąż, na co się zarumieniła i podziękowałam.Husam tylko potargał mi włosy i mówił, żebym nie pakowała się więcej w kłopoty, był lekko przybity, widać pożegnał się już z Amiro. Mimo krótkiego czasu znajomości dość dobrze się ze sobą zaprzyjaźnili podobnie jak ja z Dino, a jeśli już mówię o niej.

-Naprawdę musisz już wyjeżdżać, nie możesz zostać jeszcze trochę z nam. Wiesz jeszcze nie, nauczyłeś mnie wszystkiego, znam tylko trochę podstaw. I jeszcze mogłabyś zostać wędrowną handlarko jak my i jeszcze...-powiedziała łamiącym się głosem, na co ją przytuliłam. Na to wybuchła płaczem. Och Dino, gdybym tylko mogła, zrobić tak jak mówisz, jednak mam zadanie do wykonania, które muszę spełnić. Nienawidziłam się w tej chwili za to, że ją martwię oraz za to, że muszę ją teraz okłamać:

-Wiesz, że nie mogę zostawić mojej matki w chorobie, i tak wystarczająco długo była sama. Mam jednak prezes dla ciebie, to historia Sindbad żeglarza uwierz mi, umiesz już na tyle dobrze czytać, by ją zrozumieć- po czym wyszłam z jej objęć i podałam jej jedno z dwóch kopii tej historii, jakie posiadałam.

-Dziękuje -powiedziała, ocierając łzy -.

-No już nie płacz, bo zaraz zniszczysz prezes i nie dowiesz się jak, Sindbad zdobył pierwszy loch- na co się uśmiechnęłam, odpowiedziała mi tym samym, jednocześnie ocierając już ostanie łzy. Jeszcze raz się przytuliłyśmy, po czym wyruszyłam, do pozostałych, gdyż już tylko na mnie czekali. Zobaczyłam na miejscu, że Amira była widocznie nie w humorze natomiast jej przeciwieństwem byli Nadim oraz Nadia, którzy żywo o czymś dyskutowali. Przed nami jeszcze około dwie godziny marszu wiec zaczęliśmy iść przez pustynie, było jeszcze dość wcześnie, wiec słońce nie grzało jeszcze tak mocno, jak zwykle. Szliśmy parami ja wraz z Amiro a Nadim i Nadia razem. Ciągle ze sobą rozmawiali, a to jak, wygląda ich wioska, a to o sztukach walki. Tymczasem Amira milczała, zamyślona jednak teraz właśnie nadszedł czas, by poinformować Amire o moich zamierzeniach. Jednak nim coś powiedziałam, odezwała się pierwsza:

-Czemu okłamałaś ludzi z karawany? -zaskoczyło mnie jej pytanie.

-Co masz na myśli?-

-Nieładnie jest odpowiadać pytaniem na pytanie, ale odpowiem ci, gdy zakładamy gdzieś obóz, to zostają wysłani w okolice zwiadowcy, a z tego, co donosili,nie znajduje się w promieniu naszej tymczasowej wioski żadna inna wioska. A przynajmniej nie bliżej niż pięć dni drogi od niej. Wiec ponawiam pytanie, czemu ich okłamałaś?- Westchnęłam tylko i tak miałam jej o tym za chwile powiedzieć.

-Gdyby to wiedzieli, mogłoby im, grozić niebezpieczeństwo- nie wątpiłam, że nie tylko szpiedzy mego brata mnie mogą śledzić, Al tamed też mogło, wysłać swoich ludzi jest to mało prawdopodobne, lecz możliwe. A wtedy bezwzględnie zabito by, każdego, kto wie o ich sprawie.

-Wiec co jest twoim celem ? I Co z twoją choro matko?-

-Mo ja matka nie żyje od paru lat, o moim celem jest wasza osada.-Na te słowa wyciągnęła włócznie i skierowała ją w moim kierunku, na ten widok młodsi członkowie spojrzeli na nas z wytrzeszczonymi oczami. Wyjęłam swój sztylet i odrzuciłam go w piasek.

-Nie mam wobec was złych zamiarów, przybywam, by uczyć się waszego stylu walki. O ile mi na to pozwolicie- Na to Dina skierowała włócznie do góry.

-To wódz i straszy, zdecydują o tym, czy uczyć obcych. Jednak musisz mi obiecać, że więcej nas nie okłamiesz -.

-Nie mogę tego zrobić, są sprawy, o których nie mogę wam powiedzieć, gdyż narażę was, moich bliskich oraz siebie na śmiertelne niebezpieczeństwo-.

-A jakie to sprawy?-

-Moje pochodzenie, moje prawdziwe miano, oraz cel, dla którego chce być silniejsza.Lecz kiedy zdobędziecie moje zaufanie a ja wasze oraz żadne niepowołane uszy nie będą w stanie tego, usłyszeć, obiecuje, że wtedy to wam wyjawię -Na to Dina schowała włócznie.

-Skoro to tylko to uszanuje twój sekret z reszto Nadim i twoja mała przyjaciółka chyba też, ale proszę cię, nie kłam więcej, a przynajmniej w ważnych sprawach, nie chciałabym by, coś zagroziło naszej znajomości, nie wspominając już o życiach-.

Oczywiście zaraz każde z nich złożyło mi przysięgę milczenia w tej sprawie. Dalsza część drogi przebiegła spokojnie. Nadia cieszyła się, że zostanie z Nadimem, trochę dłużej, na co chłopak się zarumienił. Ja rozmawiałam z Amiro na początku trochę, spięta, lecz nie długo wróciły dawne dobre stosunki. Szliśmy bez postojów i niedługo naszym oczom ukazały zarysy wozów oraz namiotów. Parę minut później doszliśmy na miejsce.

-Witajcie zatem w naszej wiosce- powiedziała Amira.

*****

Kolejna cześć za tydzień w niedziele wieczorem. Mam nadzieje, że się podobało i proszę o komentarz:).  

Magi: Co pozostanie.Księga IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz