Epilog - Próba Wszystkowidzącego Oka cześć 3

131 12 3
                                    

  -Księżniczko obudź się -usłyszałam kobiecy głos. Otworzyłam oczy, wszystko mnie bolało. Mimo snu moje ciało nie zdążyło się w pełni zregenerować. Zaczęłam wstawać i się ubierać, przy okazji zadając pytania gońcowi, który roznosił informacje do wszystkich generałów, by zapoznać się w sytuacji bojowej.

-Jak wygląda sytuacja na froncie ?-.  

 -Bitwa już trwa, użytkownicy naczyń z imperium Leam wraz z magim Scheherazado oraz korpusem Fanalis atakują północy. Nie odnoszą oni jednak większych sukcesów, ale utrzymują swoją pozycję. Z południa atakuje, sojusz siedmiu móż z Sindbadem na czele oraz magim Aladynem, powoli pną się ku zwycięstwu. Ze wschodu atakuje magowie z Magnostadu, lecz podobnie jak imperium Leam, utrzymują oni tylko pozycję. Z Zachodu atakuje obecnie jego wysokość cesarz Kouen Ren wraz dwójko swych braci.-

-Czy brat mnie wzywał?-na te słowa schylił głowę w geście przeproszenia.  

  -Nie generale, wybacz, że zakłócam twój spokój, lecz przybyli, kolejni rani a jesteś jedyną, którą z pomocą swego dżina możesz ich teraz uratować.-
-Już idę- wstałam i zaczęłam się kierować za posłańcem. W stronę jęczących ludzi. Nie byłam jedyną, która miała te,moc. W obozie była jeszcze moja siostra Kougyoku Ren, jednak podczas ostatniej bitwy omal się nie zabiła, wykorzystując za dużo magoi. Teraz zapadła w śpiączkę . Kto by pomyślał, że tak to się potoczy. Rozmyślałam podczas uzdrawiania żołnierzy o tym, jak zaczęła się wielka wojna.  

 A zaczęła się dzięki mnie. Wojna przeciwko Al-Thamen. To ja po uzyskaniu wystarczającej mocy pokazała niepodważalne dowody, na to, czym naprawdę jest Al-Thamen. Że chce znaczyć świat, który znamy. Zajęło mi to lata.Lecz z pomocą mego brata cesarza, który to tytuł osiągnął po śmierci ojca. Udało się stworzyć wielki sojusz państw przeciwko Al-Thamen. Było to wręcz nieprawdopodobne, że wspólny wróg aż do tego stopnia zmotywuje nas do współpracy.

  Wielka Wojna trwała już dwa lata i zjednoczeni wygrywaliśmy w niej. Właśnie dziesiąty dzień z rzędu toczyła się ostateczna bitwa, by pokonać ich, przywódcę Al Thamed w swej twierdzy była to ta wiedźma, która odebrała mi matkę. Nie mogłam się doczekać, by zatopić swe ostrze w jej ciele. Żeby zapłaciła za wszystko, to zrobiła dla tego świata.

Używałam obecnie potężnej mocy uzdrowienia jednego z dwóch, mych dżinów. Mianowicie kobieta -Dżin o imieniu Medicus. Jej mocą było jednie leczenie, lecz nawet z krańca śmierci potrafiła ona sprowadzić rannego. Drugi z nich był dżinem o imieniu Flamma, który dawał mi moce ogniste.  Gdy leczyłam właśnie ostatnich żołnierzy, nadbiegł zdyszany posłaniec. : -Generale, udało się przebić do fortecy cesarstwu oraz sojuszowi siedmiu mórz. Jego cesarska mość nakazuje, by przysłać mu wszystkich, który są zdolni do walki -na słowa o przebiciu się przez obronę można było usłyszeć wiwaty żołnierzy. Zaraz zaczęłam wdawać rozkazy i po pół godzinę stałam na czele wojska jako ich generał. Mimo młodego wieku, jakim było 22 lata, zdobyłam już dość dużo doświadczenia jako dowódca wojskowy.Żołnierze to wiedzieli, ufali mi, że nie prowadzę ich na żeż. 

 Przybyliśmy na pole bitwy. Walczyłam ramie w ramie z moimi żołnierzami z wojskiem Al Thamed. Nie używałam mocy, Dżina zachowując, ją na Gyokuen Ren. Powoli przedarliśmy się pod same mury twierdzy zła. Rozkazałam ludziom, by utrzymali naszą pozycję, a sama udałam się w czerwonej zbroi Flamma, na miejsce bitwy między wiedźmą a użytkownikami naczyń.

  Bitwa trwała w najlepsze. Gyokuen Ren zabiła już trzech generałów z Syndrii. Reszta co raz ją atakowała, całym arsenałem ich możliwości, z których ona śmiała.

-Czy to wszystko, na co stać króla Syndrii oraz Cesarza Kou to tak żałosne, że aż chce się wam pomóc. -I znowu cisnęła, błyskawicami zabijając w chile dwóch moich braci Koumei oraz Kouhe łzy napłynęły mi do oczu, lecz dalej atakowałam z całych moich sił. Walka trwała długo wiedźma zaczęła się męczyć i było to po niej widać. Zabijała nas po kolej na polu pozostały już tylko cztery osoby ona, ja, król Syndrii oraz mój brat Kouen. Wiedźma była już wykończona, a ja jedyne czego teraz pragnęłam to ją zniszczyć.

  W pewnej chwili już prawie ostatkiem sił rzuciła we mnie straszliwym zaklęciem. Nie zdarzę się uchylić, umrę. Jednak w ostatniej chwili uratował mnie brat, przyjął na siebie to zaklęcie, patrzałam, jak upada.


-Nie, nie tylko nie to !-

 Wiedźma z euforii i szaleństwa odsłoniła się na chwile i dawała mi szanse na jej unicestwienie, lecz też miałam tylko chwile, by zmienić zbroje Flamma na zbroje Medicus, lecz będę bez bronna. Co robić, uratować brata czy też zabić wiedźmę, gdyż taka okazja może się nie powtórzyć.



-Wybacz bracie- szepnęłam i zmieniłam zbroje, na Medicus uzdrowiłam brata. I dostałam od wiedźmy śmiertelny cios, lecz nim życie całkowicie mnie opuściło, zobaczyłam jak król Syndrii, wykańcza wiedźmę. To wykorzystał moment jej odsłonięcia nie ja.

Nim skonałam, powiedziałam tylko, do nieprzytomnego brata:

-Wybacz mi bracie, że i ja cię opuszczam -po czym zapadła ciemność.  

Usłyszałam  głos starcaw ciemności. 

-Próba trzecia i ostania została zaliczona. Okazałaś serce, pokazując nam, że miłość ważniejsza jest dla ciebie od nienawiści. 

Udowodniłaś to, ratując swojego brata, a nie zabijając osoby, której tak nienawidzisz.

Wróć do nas księżniczko. Twa ścieżka pośród nas właśnie się zaczyna-.

**********************************

KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ !!

KOLEJNA KSIĘGA ZACZNIE SIĘ 3 LISTOPADA!!!

Mam nadzieje, że księga pierwszy się wam podobała!!!  

Magi: Co pozostanie.Księga IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz