Rozdział 21 Próba Wszystkowidzącego Oka cześć 2

97 13 8
                                    

  Obudziłam się z uczuciem zimna, które biło od bruku, na którym spałam przykryta paroma szmatami.
Nie wiem, czy się z tego cieszyć, czy nie może lepiej było zginąć w nocy zasztyletowana przez kogoś. W końcu moje życie i tak nie miało sensu, byłam tylko kolejno sierotą pałętającą się, a raczej ja wielokrotnie słyszałam szpecącą ulice wspaniałego miasta Balbadd. 

Mój przyjaciel Korin zażartował, że robimy tu za Główną atrakcje. Jednak Korin już nie żyje. Skonał z głodu, a jedynym kto płakał nad kopcem w ziemi, w którym go pochowałam byłam ja. Nie pamiętałam swoich rodziców, wcale jedne co od zawsze znałam, był głód oraz zimno. To właśnie ono skłaniało mnie do wstania i pójścia na żebry lub znalezienia pracy ponad siły w tutejszej kopalni soli, za które nagrodo był zwykle zwęglony kawałek chleba.  Moje mięśnie wreszcie przestały tak straszliwe boleć po ostatniej robocie, wiec zdecyduje się dziś na prace.

W drodze do niej zobaczyłam urzędasa odczytującego wyrok. Obok stał mężczyzna w łachmanach zakuty w łańcuchy cały zalany łzami. Obok stał strażnik wielką halabardo w dłoni, obecnie uniesiono do góry. Wiedziałam co się zarz stanie, wiec przyspieszałam kroku, by nie oglądać tego spektaklu po raz kolejny. Jenak, oddalając się ciągle, to słyszałam. Mężczyzna zaczął błagać o litość:

-Proszę! Ja mam rodzinę ! Błagam, darujcie!- skamlał tak niczym zwierze, lecz nikt na to nie zwracał uwagi.

  Urzędas zaczął odczytywać:

-W imie miłościwie panującego nam władcy skazuje cię za kradzież na odrobinie dłoni. Wykonać.-Powiedział te słowa znudzonym głosem.

-Nie proszę, to był tylko jeden chleb, moje dzieci umierały z głodu!-

Lecz zaraz rozległ się świst halabardy oraz było słychać rozdzielający ludzki krzyk. Teraz już nie szłam, biegłam byle dalej od tego koszmaru.  

  Mimo że było tylu biedaków w tym mieście nie miasto wielu złodziej.  Król ponoć uważał ich za najgorsze paskudztwo. Zwykle karał śmiercią wiec ten mężczyzna i tak może się cieszyć, że stracił tylko rękę.Po godzinie dalszego marszu wyszłam wreszcie za granice miasta, czekał mnie jeszcze pół godziny spacer do kopalni.To części lubiłam najbardziej, miasto było brudne i szare. Jednak ścieszka była usiana zielenią roślin, którąszczerzę uwielbiałam. Zamieszkałabym tu, gdyby nie drapieżniki, które dość często były ludojadami

.Gdy dotarłam na miejsce, omal nie potknęłam się o trupa starszego mężczyzny. Widać nie wytrzymał już tej pracy. Chwyciłam za ciężki młot oraz wiadra i wśród innych takich jak ja zaczęłam miarowo walić młotem w bryłę soli. Uważałam jednak by się nie skaleczyć za stworzenie „krwawej soli" dostało się baty oraz niemożliwość powrotu do kopalni, oraz oczywiście brak zapłaty.

  Odłupywałam coraz to nowe kawałki przez cały dzień bez jedzenia ani odpoczynku. Pod drożdże padły cztery trupy. Oraz dwie, które stworzył „krwawo sól"był to niedoświadczone dzieci, ale spotkała ich taka sama kara jak każdego innego. Pod koniec dnia nie ludzko zmęczona, nie wrócę tu przez tydzień, będę żebrać, mimo że tego nie cierpię. Dostałam bochen chleba nawet mało spalony. Miałam szczęście.  

  Wokoło leżeli ludzie, dysząc ciężko. Wyciągnięto również trupy, gdyż już w zaroślach czaiły się drapieżniki . Które nie pogardzą zarówno martwym, jak i żywym mięsem wiec lepiej długo tu nie zostawać. Chwilę odsapnęłam ,zjadłam też parę kęsów chleba . Zaczęłam się kierować w stronę miasta . Na szczęście nic mnie po drodze nie napadło w końcu, byłam tak mała i chuda, że nawet dla drapieżnika nie stanowiłabym przystawki, więc po co ma się wysłać. Kiedy dotarłam wreszcie na miejsce,zobaczłam niedaleko bram jedno z dzieci, które stworzyło „krwawo sól".


-Błaga,m daj mi trochę chleba ,od trzech dni nic nie jadłem.-powiedział błagającym szeptem. Spojrzałam na niego a później na chleb, który też stanowił o moim przetrwaniu. Chłopiec przypominał mi trochę Korin ,poza tym na pewno umrze ,jak mu nie pomogę. Wiec słabo się do niego uśmiechnęłam i urwałam mu połowę tego, co pozostało z mojego chleba.

-Proszę-Podałam mu to na co dziękował mi ze łzami w oczach.  

  Przestrzegłaby ,nie jadł zbyt łapczywie, bo zwymiotuje, ale on i tak to wiedział. Na pewno był sieroto dzieci, które miały rodziców ,nie chodziły do kopalni. Uważałam tak dlatego, że żaden rodzic nawet wyrodny nie wyśle tam swojego dziecka. Albo przynajmniej miałam tako nadzieje. Może wezmę go ze sobą? I tak niedługo zapewne umrę,lecz przynajmniej nie umrę samotnie. I będzie miał kto mnie pochować, tak jak ja pochowałam Korina . Poza tym żal mi go i nic na to nie poradzę. Zaproponowałam mu to a on zdziwiony, lecz szczęśliwy zgodził się.  

  Wróciliśmy na moje szmaty oraz mój kawek bruku, na którym było trochę mchu . Nikt ich nie zajął to dobrze . Chłopiec zasnął wtulony we mnie, a ja przed zamknięciem oczu zastanawiałam się, czy przeżyje noc. Nim zapadłam ostatecznie ,w głęboki sen wydawało mi się, że słyszę czyjeś słowa: 

  Udało się jej się pokazać, że ma dusze dla drugiego człowieka. Okazała dużo więcej współczucia niż się spodziewaliśmy . Drugi etap został zaliczony.

*****

Kolejna cześć za tydzień w piątek wieczorem. Mam nadzieje, że się podobało:).

Magi: Co pozostanie.Księga IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz