Rozdział 20 Próba Wszystkowidzącego Oka cześć 1

110 16 5
                                    



Po wejściu do namiotu powitał nas widok starca o długiej siwej brodzie. Miał na sobie szaty białej barwy typowe dla mnicha lub też pustelnika. Miał zamknięte oczy, chyba drzemał. Już chciałam się odezwać, lecz starszy mnie uprzedził:

-Witajcie drogie dzieci -rzekł, nie otwierając oczu.

-Witaj starszy- Powiedziałam, schylając głowę -czy wież, z jakiego powodu tu przybyłyśmy?-

-Owszem wiem, by sprawdzić czystość twojego serca oraz duszy.-odparł, pocierając brodę.

-Mojego, a nie naszą?- Przecież to próbę miałam przejść razem z Nadią.

-Ona nie potrzebuje sprawdzenia. Ty natomiast tak Koualo Ren czy też powinienem rzec Elanoro? -Zamarłam ze zdziwienia, skąd ten starzec wiedział, kim jestem? Był szpiegiem, magiem albo kimś innym?

-Nie mam pojęcia, o czym mówisz.-Odparłam, na co na twarzy starca dotąd bez wyrazu zagościł lekki uśmiech.

-Oczywiście teraz Nadio proszę, opuść nas. Na zewnątrz czeka na ciebie twój przyjaciel- Po czym wstała, ukłoniła się oraz szepnęła mi słowa powodzenia. Po czym wyszła z namiotu. Ciekawe, dlaczego jej nie testowali, dowiem się zapewne po próbie, o ile oczywiście ją przejdę. Starzec postawił przede mną czarkę oraz wlał do niej przezroczysto substancję. Gestem dłoni zachęcił mnie do wypicia jej zawartości. Trochę z obawo chwyciłam ją w swoje dłonie. Po czym upiłam łyk substancji, która chyba była wodo, gdyż nie miała żadnego smaku, ale mogło to być mylne wrażenie, w końcu jest wiele trucizn, które są zarówno bezwonne, jak i bezbarwne. Przez chwile nic się nie działo, lecz zaraz zaczęło kręcić mi się w głowie. Traciłam ostrość widzenia.Próbował się podeprzeć rękoma, lecz moje siły szybko ulatniały się z mojego ciała. Nie mogłam również się odezwać, czułam się jakbym w ustach, miała cało wielką pustynię. Zaczęłam mieć mroczki przed oczami, po czym straciłam równowagę i osunęłam się w niebyt...

  Otworzyłam oczy, byłam w ogrodach naszego pałacu, czy to wszystko był tylko sen? Często lubiłam, jak byłam mała spać na kolanach moje matki. Poczułam na łowie czyjąś dłoń, głaszczącą mnie po głowie.  

  Spojrzałam w stronę osoby, która mnie głaskała to była...

-Mama- przytuliła ja mocno jak nigdy nikogo na świecie. Byłam taka szczęśliwa, że ją widze. Na moją rekcja zareagowała lekkim śmiechem i powiedziała.

  -No dobrze moja droga nie jesteś już dzieckiem, by zasypać tak na słońcu. Masz już całe dwanaście lat i już jutro zostaniesz mężatko.  

  - Mężatko ?Ale z kim co się dzieje, przecież ty nie żyjesz !-Powiedziałam z bólem serca. Spojrzała na mnie z obawą, po czym dotknęła mego czoła i spytała:

-Dobrze się czujesz maleńka ? A może miałaś po prostu zły sen ? - Nie to nie mogło być prawdziwe. To kłamstwo, ułuda której pragnęłam by była to prawda, lecz to niemożliwe, choć dobrze o tym wiem tak trudno odrzucić to, czego się pragnie. 

  Przestań -Powiedziałam niemal przez łzy -To za bardzo boli. Odejdź demonie- krzyknęłam zalana łzami, po czym miraż którym była moja matka, zniknął. A ja ponownie straciłam przytomność, zanim jednak to nastąpiło, wydawało mi się, że słyszałam czyś głos który chyba rzekł:

-Udało się jej odróżnić złudę od prawdy, pierwszy etap został zaliczony.  

*****

Kolejna cześć za tydzień w piątek wieczorem. Mam nadzieje, że się podobało i proszę o komentarz:).  

Magi: Co pozostanie.Księga IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz