Rozdział 20

369 17 2
                                    

Rozdział 20 - Family above all

Alice

Nowy Orlean pogrążony był w żałobie. Kilka dni temu wiele wampirów i czarownic poległo w bitwie pomiędzy rodzeństwem Mikaelson a ich psychopatyczną matką. Dom, zajmowany dotąd przez Marcela Gerarda, stał teraz pusty. Czasem pojawiały się w nim wampiry, które zastanawiały się, jaki los czeka ich po śmierci przywódcy. Teraz posiadłość ogarniał spokój. Cisza sprzyjała mi w powolnym zajęciu polegającym na nacieraniu sztyletów werbeną. To był jedyny sposób na to, bym choć na chwilę przestała myśleć. O Marcelu. O Kolu.

-Po co ci broń, skoro jesteś wampirem? - Leżąca na kanapie Katherine zarzuciła nogi na podłokietnik. Wiedziałam, że w końcu się odezwie. - Hipnoza, szybkość, siła, nieśmiertelność. Wampiry są niepokonane, Alice.

-Marcel i Caroline by się z tobą nie zgodzili - odparłam cierpko. - Wampiry są przekonane o swojej wyjątkowości, dlatego zabijają niewinnych ludzi lub zamieniają ich w potwory. Czasem jednak nawet nieśmiertelność nie gwarantuje ci wieczności. - Odłożyłam na stolik sztylet, po czym sięgnęłam po wino i napełniłam nim dwa kieliszki. - Jestem wampirzą wojowniczką, mamo. Zostałam wyszkolona do tego, by zabijać narcystycznych krwiopijców, a by to robić, muszę być od nich sprytniejsza.

Podałam jej kieliszek. Katherine przejechała paznokciem po szkle i uśmiechnęła się tajemniczo.

-Kola też uważałaś za, jak to ujęłaś, narcystycznego krwiopijcę. Myślałaś, że nie zasługuje na ocalenie. Coś się jednak zmieniło. - Posłała mi długie spojrzenie, upijając łyk wina. Nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę o nim. Pamiętałam go stojącego w jednym z okręgów i bezsilnie patrzącego na okrutną matkę. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby ktoś był tak zniszczony psychicznie i jedyne, czego w tamtej chwili pragnęłam, to zająć jego miejsce. - Walczyłaś po stronie pierwotnych, świadoma ich grzechów. Dla niego.

Odwróciłam wzrok i jednym haustem wypiłam całą zawartość kieliszka. Zaprzeczanie jej słowom nie miałoby sensu, własnym uczuciom również.

-Jesteśmy wam wdzięczni za udział w bitwie, nawet jeśli przyczyniłyście się do jej rozpoczęcia.

To był Elijah. Nie tylko jego głos świadczył o tym, że właśnie pojawił się w pomieszczeniu, ale też reakcja Katherine. Wyraz jej twarzy uległ całkowitej zmianie, widocznie nie miała już ochoty na pogawędki. Gdyby była śmiertelnikiem, w tym momencie zapewne wstrzymałaby oddech. Zamiast tego przestała się uśmiechać, zdjęła nogi z kanapy i wstała.

Z postawy mojej matki emanowała niepewność, gdy ze zdziwieniem spoglądała na mężczyznę, w którym była zakochana. No, przynajmniej tak twierdziła. Przekręciłam się lekko na sofie, by powędrować za jej wzrokiem. Wyraźnie spięty Elijah trzymał jedną rekę w kieszeni, w drugiej zaś tkwił jakiś zwitek papieru. Po jego twarzy błąkał się smutny uśmiech.

-Czy to znaczy, że wybaczasz mi to, że cię zdradziłam? - Moja matka zrobiła kilka kroków w jego stronę.

-Rozumiem, dlaczego to zrobiłaś - przyznał, mierząc ją uważnym spojrzeniem. - Moja matka postawiła przed tobą ultimatum: ja lub nieśmiertelność. Chciałaś żyć. Chciałaś mieć szansę na poznanie swojej córki. Nie winię cię za decyzję, którą podjęłaś. Katerina Petrova, pomimo konsekwencji, zawsze zwycięża, czyż nie?

Katherine musiała wiedzieć, że te słowa oznaczają nie tylko wybaczenie, ale również skreślenie możliwości na wspólne życie. Elijah był widocznie zraniony i chociaż rozumiał czyn Katherine, to jednak zawiódł się na niej. Stracił zaufanie do kobiety, której tak bardzo chciał uwierzyć.

The Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz