Rozdział 15

419 23 3
                                    

Rozdział 15 - Worth the fight

Klaus

Katherine z wdziękiem, kokieteryjnie kołysząc biodrami, schodziła po schodach, a jej krokom towarzyszył dźwięk uderzających o marmur obcasów. Odważnie omiotła nas wzrokiem i zaszczyciła typowym dla niej, filuternym uśmiechem. Wydawała się rozkoszować wszechobecnym zdziwieniem. Szczególną uwagę zwróciła na Elijah, który sprawiał wrażenie zahipnotyzowanego jej obecnością.

-Bawi mnie wasze osłupienie - przyznała. - Powszechnie wiadomo, że jestem niedobitkiem, którego nic i nikt nigdy nie pokona.

-Przekonajmy się - zasugerowałem z uśmiechem, robiąc krok w jej stronę. Wampirzyca instynktownie cofnęła się. - Z ogromną chęcią wyrwę ci serce, aby sprawdzić, czy nawet bez niego potrafisz przeżyć.

-Tracę do ciebie cierpliwość, Niklaus. - Elijah w mgnieniu oka pokonał dzielący nas dystans. Oczami wyobraźni widziałem, jak rzuca mną o ścianę, a potem wbija w klatkę piersiową pierwsze, co mu się nawinie pod rękę. - To nie czas na twoje bezmyślne żarciki i szukanie zemsty w każdej z przebywającej w pobliżu osobie.

Prychnąłem lekceważąco. Spojrzałem przelotnie na Katherine, która utraciła część pewności siebie. Miło było wiedzieć, że wciąż czuje względem mnie strach i nienawiść. Przezornie stanęła za moim bratem, jednak obok niej znajdowała się Rebekah, która darzyła wampirzycę niemal tak wielką niechęcią jak ja.

-Cholerna Esther! - warknęła moja siostra i pomimo naszej wcześniejszej kłótni, poczułem nagły przypływ sympatii do jej otwartości i ciętego języka. - W jakim, do diabła, celu przywróciła tej dzi... - zawahała się, powodując mój mimowolny śmiech - idiotce nieśmiertelność po tym, jak doprowadziła do jej szybkiej śmierci? Przecież to w ogóle nie ma sensu. Raczej wątpię, żeby miała z niej jakikolwiek pożytek.

Z trudem hamowałem swoją wesołość, obserwując z niemałą satysfakcją Rebekę i Katherine wymieniające spojrzenia zdolne do zabicia całej ludzkości. Kol chichotał obok mnie. W ręku trzymał telefon.

-Jak mnie nazwałaś? - odparowała groźnie brązowowłosa wampirzyca. Ustawiła się w pozycji świadczącej o planowanym ataku. - Ty popieprzona...

-Katerino! Rebekah! - uciął niepokojąco spokojnym głosem Elijah. Czasami podziwiałem jego nieludzką cierpliwość. - Jest środek nocy, więc sugeruję przenieść naszą rozmowę na później. Myślę, że potrzebujecie odpocząć i ochłonąć. Obie. Po za tym, Katerino, chyba masz gościa.

Alice Moore pojawiła się nagle i niepostrzeżenie, zapewne zawiadomiona przez Kola. Panna Pierce zmieniła się diametralnie. Złość oraz irytująca pewność siebie odeszły na bok, ustępując miejsca niepewności i nieśmiałej radości. Odkąd Katherine stała się wampirem, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek widział ją tak ludzką, jak w tej chwili, gdy przytuliła swoją córkę.

Rebekah posłała mi znaczące spojrzenie, w którym kryły się trudne do zidentyfikowania emocje, po czym razem z Kolem poszła na górę. Sam też opuściłem witające się kobiety, zmęczony ciężkim dniem i potrzebujący samotności. Wchodząc po schodach, obejrzałem się raz, by zobaczyć opierającego się o ścianę, opanowanego i lekko uśmiechniętego Elijah. W tym właśnie momencie uświadomiłem sobie, że w końcu doświadczył prawdziwego szczęścia i że ja nie jestem i nigdy nie będę jego częścią.

  ***  

Katherine

Elijah najpierw zamknął cicho drzwi od pokoju, następnie zapalił stojącą na szafce nocnej lampkę. W międzyczasie dyskretnie poprawiłam włosy i opinającą dekolt koszulę, bacznie obserwując jego ruchy. Wspomnienie naszego pożegnania wciąż napawało mnie przyjemnym uczuciem i nadzieją, że przywitanie będzie jeszcze lepsze. Mężczyzna jednak nie wykazywał w tym kierunku żadnej inicjatywy.

The Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz