Rozdział 9

792 31 1
                                    

CZĘŚĆ II - NADZIEJA

Rozdział 9 - I miss her

Elijah

Panującą w pokoju napiętą atmosferę można było niemal dostrzec gołym okiem. Alice piła krew z plastikowego woreczka, wzrok miała skupiony na odwróconej do okna Katherine. Kobieta stała nieruchomo z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Jej długie, brązowe włosy powiewały lekko, roznosząc zapach perfum po całym pomieszczeniu. Gdzieś głęboko we mnie czaiło się pragnienie, żeby nie zważając na obecność panny Moore, podejść do tej bezbronnej osóbki i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, nakłonić, aby dała szansę swojej córce.

-Żałosne - mruknęła Pierce, chichocząc pod nosem. - Naprawdę spędziłaś całe pięćset lat na poszukiwaniach matki i przywódcy morderców twojej przybranej rodziny? - Okręciła się na obcasie, jej usta wykrzywił kpiący uśmieszek. - Słuchaj, Alice czy jak ci tam, twoja matka zginęła zabita przez krwiopijców. Ja cię urodziłam, ale to ona wychowała na osobę, którą jesteś teraz. - Pochyliła się nad zastygłą w niemym szoku wampirzycą. - Uwierz mi, nie potrzebujesz słabiutkiego śmiertelnika udającego zatroskaną matkę, a ja nie potrzebuję kolejnego problemu na głowie. Dbam tylko o siebie, ty też zacznij.

Wiedziałem, że te słowa wywołają burzę. Nie myliłem się. Alice poderwała się z krzesła; nim zdążyłem zareagować, zacisnęła palce na szyi Katherine i przycisnęła ją do ściany. Zrobiłem krok do przodu, lecz z trudem łapiąca oddech kobieta pokiwała przecząco głową.

-Nie wtrącaj się, Elijah - wycharczała, po czym przeniosła wzrok na wzburzoną córkę. - A jednak jest w tobie ogień Petrovy. Nie wahaj się, zabij mnie, wyświadczysz przysługę nam obu.

-Nie - odparła stanowczo Alice, przejeżdżając paznokciami po karku panny Pierce. Drgnąłem. - Wiem, że umierasz. Pozostało ci zaledwie kilka tygodni, może nawet i mniej. Nie zabiję cię, wręcz przeciwnie. Poczekam, a potem z niezwykłą przyjemnością będę podziwiać agonię największej suki, jaką znam. Taka egoistka zasługuje na długą, powolną śmierć. Może chciałam cię poznać, ale mylisz się, nie jestem emocjonalną dziewczynką, za jaką mnie uważasz. Ja nie podlizuję się potężnemu pierwotnemu i nie odrzucam najbliższych. To ty jesteś żałosna.

Katherine z hukiem upadła na podłogę, a po zaskakującej wizycie pozostał jedynie krwawy ślad na szyi kobiety.

-Ona nie zna prawdy. Nie wie, że zrobiłaś to tylko po to, aby uchronić ją przed cierpieniem, które wywoła twoja śmierć. Wolisz, żeby cię nienawidziła - stwierdziłem, pomagając jej wstać.

-Bredzisz - syknęła szatynka, wyrywając mi się. - Zrobiłam to dla siebie, nie dla niej.

Przez chwilę patrzyłem, jak znika w głębi korytarza, i zastanawiałem się, czy jeszcze kiedyś zobaczę dawną Katerinę. Katerinę, którą tak bardzo pokochałem.

***

Kol

Po moim ramieniu spływała strużka krwi zmieszana z ciepłą wodą, gdy Rebekah obmywała szmatką miejsce, gdzie znajdowała się największa z zadanych przez Alice ran. Alice... Wciąż nie mogłem przestać o niej myśleć. Jasne, walczenie z nią przyniosło mi wielką frajdę i wcale nie żałowałem zadanych ciosów, ale świadomość, że nasze szanse były niemal równe, napawała mnie dziwnym uczuciem, czymś z pogranicza ciekawości, zaintrygowania i niepokoju.

Wszystkie siniaki, ślady zadrapań przywodziły mi na myśl ciepłą w dotyku skórę szatynki, gdy nawet podczas uderzeń nasze ciała współgrały ze sobą, spragnione bólu i namiętności. Specyficzne relacje pomiędzy nami, te wzajemne przyciąganie, chęć zabicia i pocałowania jednocześnie potrafiły doprowadzić do szaleństwa. Nie mogłem wyrzucić z głowy tej tajemniczej i niezwykle pociągającej kobiety. Nawet z żądzą mordu w oczach niezwykle mi się podobała.

The Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz