Rozdział 6

1K 45 3
                                    

Rozdział 6 - Everyone has a guardian angel

Katherine

Szłam ciemnym korytarzem. Zimne powietrze muskało moje odsłonięte ramiona, przeraźliwe jęki odbijały się echem od kamiennych ścian. Drżałam, nerwowo rozglądając się na boki. W całym ciele czułam nadchodzące zagrożenie. Zbliżało się powoli, z gracją, niemal bezszelestnie. A jednak doskonale słyszałam znikome kroki, ciche szepty, unoszące się kąciki ust w pełnym odrazy uśmiechu. Jakbym znów była wampirem, tyle że podatnym na zranienia niczym bezsilny śmiertelnik. Zapach krwi doprowadzał mnie do szału.

Moje jęki. Moja krew.

Krzyknęłam w tej samej chwili, kiedy dwie postacie pojawiły się tuż obok mnie. Ostre kły mężczyzny wywołały ostry, paraliżujący ból. Chciałam odepchnąć go od źródła życiodajnego płynu znajdującego się w moich żyłach, ale nie miałam siły się poruszyć. Rebekah przyssała się do nadgarstka, Stefan do szyi. Czułam, jak ich poczynania odbierają mi czucie w kończynach. Obraz zaczął się rozmazywać, przy życiu trzymał mnie jedynie kojący głos powtarzający: "Wszystko w porządku, Katerino. Jestem tutaj".

Dwa potwory zniknęły, pozostał jedynie spokojny Elijah, który objął moje kruche ciało silnymi ramionami i przeprowadził przez granicę sennych koszmarów.

Otworzywszy oczy, zachłysnęłam się powietrzem. Przez chwilę oddychałam głęboko, wpatrując się w przepełnioną emocjami twarz pierwotnego. Znajdowałam się w przydzielonym mi pokoju. Kołdra była miękka i ciepła, zdawała się chronić mnie przed wszelkimi niebezpieczeństwami czyhającymi za drzwiami tego przytulnego pomieszczenia. Gdybym tylko mogła nigdy nie wychodzić z łóżka, nigdy nie puszczać szorstkiej w dotyku dłoni Mikaelsona.

Łaknęłam odpowiedzi za nurtujące pytania, ale zadanie ich udaremnił mi ostry ból gardła. Widząc moją skwaszoną minę, brązowowłosy mężczyzna podniósł stojącą na szafce nocnej szklankę z wodą. Upiłam łyk.

-Stefan nie zdążył cię ugryźć - rozwiał moje obawy Elijah. - Rebekah w porę zareagowała, ale upadając, uderzyłaś głową o sporej wielkości kamień. Byłaś nieprzytomna przez całą drogę do Nowego Orleanu. Szczerze mówiąc, obawiałem się, że już się nie obudzisz. - Obserwowałam jego oczy, w których pojawiła się tajemnicza zaciętość. - Ten sen... Zdarzył ci się nie pierwszy raz, prawda? Miesiączka była tylko wymówką. Wystraszyłaś się, kiedy po sennym koszmarze zobaczyłaś plamę krwi na prześcieradle. Początkowo myślałaś, że naprawdę zostałaś zaatakowana. Dlatego zareagowałaś krzykiem. Dokładnie tak, jak przed chwilą.

Westchnęłam przeciągle, owijając się szczelnie grubą warstwą kołdry. Napotkałam żądający odpowiedzi wzrok pierwotnego, więc od razu odwróciłam głowę. Nie chciałam wyjść na przerażonego słabeusza. Po przemianie w człowieka stałam się stanowczo za słaba i bezużyteczna. Utraciłam swój dawny pazur i pewność siebie. Miałam ochotę zgryźliwie odpowiedzieć zatroskanemu, przyglądającemu mi się z niepokojem mężczyźnie. Zapragnęłam zrobić coś nieodpowiedzialnego, stanąć twarzą w twarz z jednym ze swoich wrogów.

Nagle poczułam dokuczliwy ból głowy. Opadłam z powrotem na poduszki, odrzucając od siebie pustą szklankę oraz absurdalne myśli. Potrzebowałam snu, odrobiny prawdziwego, niczym niezakłóconego odpoczynku.

-Masz rację, Elijah. Nic nowego - mruknęłam, zakrywając dłonią oczy. - Mam dość tego strachu i bezsilności. Chcę choć przez chwilę odciąć się od wszystkiego, poczuć się fantastycznie. Wiesz, o czym mówię, prawda? Zrobisz to dla mnie?

Przez chwilę otaczała nas jedynie cisza przerywana śpiewem ptaków. Następnie usłyszałam skrzypnięcie łóżka i poczułam, jak pierwotny kładzie się obok mnie. Złapał moją rękę i przyłożył do swojego policzka. Uśmiechnęłam się przez łzy i przymknęłam powieki. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza, w której towarzyszył mi uśmiechnięty szatyn. Wymazał istnienie wszystkich złych chwil, problemów i trosk, pozostawiając jedynie uczucie błogiej wolności. Chciałam pozostać w tym śnie jak najdłużej.

The Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz