Rozdział 10 - We'll all burn together
Alice
Czasami wszystko idzie nie po naszej myśli i obojętnie jak bardzo byśmy się starali, zawsze coś musi się spieprzyć. Ewentualnie ktoś musi to spieprzyć.
Początkowo plan wydawał się niezwykle prosty. Zaprzyjaźnię się z Marcelem, poznam matkę i zabiję pierwotnego, który przyczynił się do śmierci mojej rodziny. Do ostatniego zadania przygotowywałam się przeszło przez pięć wieków, więc powinnam poradzić sobie bez problemu. Oczywiście wiedziałam, że natknę się na przeszkody w postaci rodzeństwa mężczyzny - w ten sposób właściwie poznałam Rebekę - ale nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że największym problemem będzie on sam. I to nie jego ogromna siła czy umiłowanie do mordowania nawet najmniejszego zagrożenia, tylko, no cóż, urok osobisty.
Moją chęć zemsty szlag trafił i zamiast polować na wroga, postanowiłam wyjechać lub, jak kto woli, uciec. Takie zachowanie do mnie nie pasowało, ale nie miałam już siły spędzać czasu z napalonym mulatem, przejmować się samolubną matką i myśleć o seksownym ciele Kola, którego powinnam z całej siły nienawidzić. Non stop próbowałam odnaleźć w sobie niechęć do Mikaelsona, coś, co pomogłoby bez żadnych skrupułów wbić kołek w tą niezwykle umięśnioną, kuszącą, przyjemną w dotyku...
Skarciłam się w duchu, wkładając kluczyki do stacyjki. Nie powinnam o nim myśleć. Nie teraz, kiedy w końcu zdecydowałam się pozostawić go za sobą. Wiedziałam, że jeszcze tu kiedyś wrócę, jednak dopiero wtedy, gdy panny Pierce nie będzie już na świecie, a jakiekolwiek miłe wspomnienia związane z Kolem ulotnią się z mojej głowy.
Kiedyś mi się udało, ale to też nie był odpowiedni temat do rozpamiętywania. Chociaż ciekawe, czy Rebekah jeszcze o tym...
Krzyknęłam odruchowo, gdy drzwi z impetem się otworzyły i na miejscu pasażera usiadł pierwotny. Spojrzał na mnie z naganą, kręcąc głową.
-Byłem u ciebie w domu. I wiesz co? Musiałem się zadowolić widokiem Marcela w negliżu. Naprawdę myślałem, że masz lepszy gust, Alice. Mam odruchy wymiotne od tamtego momentu. - Skrzywił się, a ja z trudem powstrzymałam wybuch śmiechu. - Nie uśmiechaj się tak głupkowato! Byłem pewien, że sypiasz tylko ze mną.
Zastanowiłam się przez moment nad najskuteczniejszym sposobem pozbycia się niechcianego towarzystwa z samochodu. Kol nie ułatwiał mi tego. Usadowił się wygodnie, nogi zarzucił na pulpit, dłonie splótł na umięś... znaczy klatce piersiowej. Na jego wargi wstąpił figlarny uśmiech, co znaczyło, że złość już mu przeszła.
Wpatrywałam się ślepo w pełne usta do czasu, gdy w ciasnym wnętrzu pojazdu rozległ się cichy chichot.
-Alice, nie rób sobie jaj, okej? Wiem, że daleko nie zajedziesz. Za bardzo lubisz te nasze sprzeczki, walki, pocałunki. - Aby podkreślić znaczenie wypowiadanych przezeń słów, pochylił się i szeptał mi je do ucha. - Nie ma nic złego w pożądaniu swojego wroga. Zwłaszcza tak diabelnie przystojnego.
Czułam dreszcze na całym ciele, gorąc w najgłębszych zakamarkach mojej kobiecości. W mgnieniu oka pojawiłam się na jego kolanach, przykładając ostrze sztyletu do gardła pierwotnego.
-Dzisiaj wyjeżdżam, czy ci się to podoba, czy nie. - Musnęłam koniuszkiem kciuka dolną wargę mężczyzny. - I to ja tu jestem od bycia pożądaną.
Na twarz Kola wpłynęła mieszanina zdziwienia i satysfakcji. Obserwował moje ruchy, gdy trzymaną w dłoni bronią rozcinałam swoją koszulkę. Materiał oraz sztylet odrzuciłam następnie na tylne siedzenia. Czułam narastające podniecenie wampira, kiedy natrafiłam ręką na wybrzuszenie w jego spodniach. W tym samym momencie nasze usta złączyły się ze sobą.
CZYTASZ
The Dark Side
FanficPo stracie chłopaka, śmierci przyjaciółki i zaginięciu przyjaciela Caroline nie radzi sobie z nadmiarem emocji. Postanawia pozbyć się uczuć i skosztować tego, co zakazane. W tym celu wyjeżdża do Nowego Orleanu. Tymczasem Klaus jest rozdarty pomiędzy...