Obietnica

26 7 2
                                    

*Camillas pov

Konna podróż z nieprzytomnym Eliasem przez las nie należała do łatwych. Tempo w jakim jechaliśmy było wolne. Jak dla mnie zbyt wolne, ponieważ w każdej minucie chory mógł umrzeć. Niestety Luke, który oprócz wyznaczania nam drogi musiał jeszcze trzymać bezwładne ciało, nie dałby rady przyspieszyć.

Po kilku godzinach dotarliśmy do perfekcyjnego, białego dworku. Nakazałam Luke'owi, by zatrzymał się w sporej odległości od posiadłości wampirów. Gdyby drzwi otwarł mi jakiś nieznany mi, łaknący krwi potwór chłopcy być może zdążyliby się uratować.

Zeskoczyłam z konia i podeszłam do drzwi. Wzięłam kilka głębokich oddechów, po czym zastukałam dwa razy srebrną kołatką, która wyglądała jak drapieżna puma, trzymająca w wyszczerzonych zębach okrągły pierścień.

Nie musiałam czekać długo, już po chwili drzwi zostały otwarte a w nich ujrzałam Judi. Odetchnęłam z ulgą i posłałam jej lekki uśmiech, od razu mówiąc iż przyszłam by porozmawiać z Gabrielem.

Wampirzyca jedynie poważnie skinęła głową i zaraz zniknęła we wnętrzu domu.

Po kilku minutach, gdy już się zastanawiałam, czy ktokolwiek do mnie wróci, na dwór wyszedł Gabriel i stanął przede mną, zakładając ręce na piersi.

Wolałam nawet nie myśleć jak żenująco to musiało wyglądać, po wszystkich moich usiłowaniach, by się stąd wydostać wracałam i to jeszcze prosząc o pomoc.

Czym prędzej streściłam mu ostatnie wydarzenia i zapytałam go czy istnieje możliwość, żeby uleczył Eliasa.

- A dlaczego miałbym ci pomóc? Nie jesteś moja, nie nazwałbym cię nawet znajomą. - Usłyszałam w odpowiedzi.

Nie do końca zrozumiałam jego słowa. Jak można być czyjąś? Przecież człowiek to nie własność, która może do kogoś przynależeć. Nie czas był jednak na rozmyślania.

Popatrzyłam na wampira poważnie, całą siłą woli powstrzymując łzy rozpaczy i desperacji. Musiałam spróbować wszystkiego, inaczej Eli umrze.

- Jeżeli mu pomożesz, zostanę u ciebie na zawsze, nie będę próbowała uciekać, poddam się i będę ci posłuszna. - Wypowiedziałam słowa, z zaciśniętego gardła, godząc się na fatalny los.

* Gabriels pov

Jak bardzo tego chciałem, nie mogłem się zgodzić na jej warunki. Wiedziałem, że dotrzyma danego słowa i że dobrze to wszystko przemyślała.

Chciałem, żeby przestała ze mną walczyć, jak również aby mnie szanowała i nawiązała otwarty, przyjazny kontakt, a tego jak już wcześniej zrozumiałem, nie można było zdobyć poprzez zniewolenie.

Zgadzając się na jej propozycję zabrałbym jej wolną wolę, a to nie było tym, czego pragnąłem. Chciałem, by słuchała mnie z szacunku, a nie przez to, że byłaby moim więźniem. 

Dlatego też pokiwałem przecząco głową, pokazując jej, że nie spełnię jej prośby.

- Nie do końca tego pragnę. Przykro mi nie pomogę ci, nie miałbym z tego żadnej korzyści. - Powiedziałem jedynie, nie starając się więcej tłumaczyć.

Chciałem odejść, ale stojąc plecami do niej usłyszałem jak nabiera powietrza, zamierzając jeszcze coś powiedzieć.

- W takim razie mam coś innego do zaproponowania. - Wyszeptała.

Zdziwiony podniosłem brwi i spojrzałem na nią zaskoczony. Nie spodziewałem się po niej aż takiej brawury, czyżby myślała, że może mi proponować wszystko, tak długo aż w końcu coś mi będzie odpowiadało? Wydawało mi się to nieco bezczelne, iż kwestionowała moją już podjętą decyzję.

- Co niby możesz mi jeszcze dać czego nie mam? - Syknąłem nieco poirytowany.

Camilla popatrzyła mi prosto w oczy, tym razem już bez żadnych oznak desperacji i z jeszcze większą powagą.

- Dam ci szansę i postaram się ciebie zrozumieć. - Powiedziała jednym tchem.



---------------

Mam nadzieję, że dobrze się czytało :p 

Do zobaczenia za dwa tygodnie ;)

~ Dreamer :* 

Zmienić PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz