Rozdział 10

797 66 6
                                    

Angel Dare

Przyciskam plecy do ściany. Oddycham ciężko. Jestem ranna i wykończona nieustanną ucieczką. Staram się być cicho, ale moje ciało nie pozwala mi na miarowe, spokojne oddechy. Sapiąc, drżę. Wiem, że Łowca jest tuż za mną. Powinnam dalej uciekać, póki choć trochę go zgubiłam, ale nie potrafię odmówić sobie choć chwili odpoczynku.

— Czuję cię.

Padam na ziemię, a w ścianę, do której przed chwilą się przyciskałam uderza ogromny młot. Zanim zrobi ze mnie krwawą miazgę, wstaję i ruszam biegiem w stronę ulicy. Staram się przemienić, ale widocznie brakuje mi sił by to zrobić. Muszę dalej liczyć na wątłe siły moich ludzkich nóg...

Łowca biegnie za mną. Słyszę jego ciężkie kroki i posapywanie, co ani trochę nie dodaje mi otuchy. Jestem niczym głupiutka dziewczyna z horroru, która otworzyła drzwi do piwnicy i teraz tego żałuje.

Biegnę między cywilami i czuję wzrastające poczucie winy. Stanowię dla nich zagrożenie. Jednak oni widząc ogromnego potwora rozpierzchają się na boki, uciekają do względnie bezpiecznych sklepików i hoteli. Chodnik robi się pusty.

Nogi odmawiają współpracy. Czuję wrastający ból i zatrzymuję się. Łowca dalej pędzi w moją stronę jakby miał zamiar mnie staranować. Macham ręką w jego stronę, a z pleców wyrasta mi czarna macka, która owija się wokół grubej ręki potwora. Łowca siłuje się ze mną. Stara się rzucić trzymanym w ręce młotem. Macka mu jednak na to nie pozwala. Używa drugiej ręki. Wyciąga z pleców topór, przez krótką chwilę podrzuca go w dłoni, po czym rzuca prosto w moją stronę. Odskakuję, wciąż mając w uścisku macki jedną z rąk Łowcy.

Staram się go zaatakować też z drugiej strony. Kolejna smoliście czarna macka leci w jego stronę, ale tę udaje już mu się chwycić. Teraz siłuje się z obiema, ale nie wydaje się specjalnie wysilać. Mi utrzymanie pionu sprawia coraz większą trudność. W końcu potwór unosi obie macki i zanim zdążę się ich pozbyć, rzuca mną o ścianę pobliskiego budynku.

Otacza mnie pył i przerażone krzyki. Leżę na ziemi i nie mogę się poruszyć. Nie jestem w stanie dostarczyć płucom potrzebnej ilości tlenu. Duszę się. Moim ciałem wstrząsają dreszcze. Z czoła płynie szkarłatna krew i spływa strugą w stronę moich ust. Czuję metaliczny smak, zdaje się wypełniać mnie całą.

Czuję się jak przegrana. Nie wiem czy jest jeszcze jakakolwiek nadzieja na ratunek. Nie mam sił by wstać, a co dopiero walczyć. Pustym wzrokiem wpatruję się w idącego w moją stronę Łowcę. Nie śpieszy się, jakby sytuacja, w której jego ofiara jest bez wyjścia napawał go siłą.

Powoli próbuję wstać, ale teraz nawet ręce odmawiają pomocy. Upadam z jękiem. Łowca jest coraz bliżej...

Zauważam jadący po chodniku motocykl. Zanim zdążę ucieszyć się na jego widok, Kapitan zeskakuje z pojazdu i uderza w Łowcę. Jego tarcza trafia w wielki pysk potwora. Łowca cofa się, ale nie pada. Przystępuje do kontrataku. Boję się, że Steve nie poradzi sobie całkiem sam. Próbuję znaleźć w sobie nowe siły do walki. Udaje mi się coś wykrzesać. Powoli siadam. Przez kręgosłup przechodzi ostry ból. Krzywię się, ale dalej próbuję wstać.

Wtedy zauważam, że Steve nie jest sam. Do walki przeciwko Łowcy przyłączyli się Hulk i Black Panther. Chciałabym odetchnąć z ulgą – hej! Nie muszę walczyć, ktoś przyszedł mi z pomocą! Ale boję się, że coś im się stanie. I to z mojej winy.

Z jeszcze większą determinacją próbuję wstać. Jestem już na kolanach, ale wtedy ktoś porywa mnie w ramiona i unosi nad miastem. Odwracam twarz w stronę Petera, ale zanim zdążę cokolwiek powiedzieć on wskakuje do jakiegoś budynku i kładzie mnie na miękkim łóżku. Ściąga maskę w pośpiechu i zaczyna dokładnie przyglądać się mojej twarzy.

— Jesteś ranna — oznajmia i przygląda się jeszcze moim zakrwawionym plecom. — Cholera.

— Nie mogę tu być Peter... Zabierz mnie stąd. — Chwytam go za ramiona, ale on chwyta moje dłonie i odsuwa je od siebie.

— Nic ci tu nie grozi. Po jakimś czasie cię stąd zabiorę i Łowca cię nie dopadnie.

Głaszcze mnie po policzku, przy okazji ścierając trochę krwi z mojej twarzy. Widzę determinacje w jego twarzy.  Wyczuwam, że ma jakiś genialny plan. Być może genialny tylko dla niego...

— Nie boję się o siebie, ale o nich.

— Mogłem się tego domyślić — mówi z przekąsem.

Widzę sceptycyzm na jego twarzy i chcę jakoś go przekonać, ale on nie daje mi dojść do słowa. Zaczyna w pośpiechu opatrywać moje rany, wycierać zakrwawioną twarz, ramiona i ręce. Ściąga ze mnie nawet zakrwawioną koszulkę. Zaczynam się martwić coraz bardziej. Steve, Hulk i Black Panther walczą z Łowcą po to by mnie bronić. Jestem pewna, że Peter zaraz do nich dołączy, co sprawia, że martwię się jeszcze bardziej.

— Peter, muszę iść. Nie mogę ich zostawić z Łowcą samych.

Próbuję go odsunąć, staram się wstać, ale on mocno przytrzymuje mnie w miejscu. Udaremnia moje wszelkie próby odejścia.

— Zostaniesz tu. — Popycha mnie na miękkie poduszki. Trzyma mnie mocno za nadgarstki, pochylając się nade mną. — Bardziej przydasz się nam żywa.

Znajduję w sobie wystarczająco dużo siły, żeby go od siebie odepchnąć. Szybko zeskakuję z łóżka o mało się nie przewracając, ale Peter jest szybszy i w lepszym stanie ode mnie. Chwyta mnie w talii, unosi i znowu kładzie na łóżku. Tym razem od razu zabezpiecza się przed ewentualną próbą ucieczki i przykleja moje ręce do ściany za pomocą sieci.

— Peter!

— Wybacz, aniołku, ale tutaj będziesz bezpieczniejsza. — Posyłam mu mordercze spojrzenie, ale on nic sobie z tego nie robi. — Ciocia May powinna wrócić wieczorem, a do tego czasu powinienem po ciebie wrócić.

— Co?!

Próbuję wyrwać ręce, ale jestem za słaba, a sieć Petera za silna. Zostawia mnie w domu swojej cioci?! Naprawdę? Nie chcę nawet myśleć, co sobie pomyśli jeśli wróci wcześniej i zobaczy mnie w takiej sytuacji. Czuję, że moja twarz robi się czerwona ze wstydu.

Peter się tym nie przejmuje. Uśmiecha się do mnie i całuje mnie krótko w usta, po czym podchodzi do okna.

— W innej sytuacji to byłaby bardzo... ciekawa sprawa.

Pokazuje na mnie, bez koszulki, przyszpiloną do łóżka za pomocą jego sieci. Przewracam oczami, a on zakłada maskę i siada na parapecie.

— Wiesz, że robię to dlatego, że cię kocham?

Nie czeka na odpowiedź i od razu znika za oknem. Jeszcze raz próbuję się wyrwać. I znowu nic. Jestem wściekła, że muszę tu siedzieć; zmartwiona, że coś może się stać moim bliskim; winna, że to wszystko może być moja wina.

Teraz jednak nie pozostaje mi nic prócz czekania... lub wzywania Lokiego...

Hello! :D Wybaczcie opóźnienie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Hello! :D Wybaczcie opóźnienie.

I jak Wam się podoba? Dalej jestem mocno zakochana w Spider - Manie *o* To chyba nigdy nie minie XD 

Nawet nie wiecie jak trudno było znaleźć grafikę, która by mi pasowała do tego rozdziału :/ Chciałam Petera z Angel, ale jedyne jego arty z rudą dziewczyną to były te z Mary Jane, a szczerze nie znoszę tej bohaterki xd

Tak więc do następnego! ;) I fajnych, marvelowskich wakacji ;P

P.S. Kocham gościa, którego muzyka jest wybrana do tego rozdziału <3

Bohaterka Avengers. Age of Fallen AngelsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz