Rozdział 13

1.7K 113 2
                                    


  Lilu nie ma już od czterech dni.Nie wytrzymuje.Nie wiem jak mam sobie poradzić ze stratą psa.Codziennie płacze po nocach,gdy nie widze go rano-również płacze.Przestałam jeść,przez co bardzo schudłam.Wiem,że to brzmi żałośnie,ale Lilu był moim przyjacielem i gdy go nie ma-nie ma też mnie.Nie wiem jak mam sobie poradzić z dalszym życiem.Wypłakałam tyle łez,że mogłabym w nich pływać.Byłam nawet przez kilka dni w szpitalu,z powodu właśnie owego odwodnienia.Gdy wróciłam musiałam chodzić do szkoły.Przyjaciele byli obok mnie.Odwiedzali mnie w szpitalu,pocieszali w szkole,czy przychodzili do domu.Z Willem nadal nie rozmawiam.I nie mam zamiaru.Czasem-robi mi się go żal gdy widze jak cierpi,ale potem przypominam sobie co zrobił i znowu go nienawidzę.Moi rodzice chcieli mi kupić innego psa-huskiego,bo właśnie o tym psie marzyłam,ale ja nie chce rzadnego.Chce z powrotem mojego Lilu.Mojego przyjaciela i towarzysza.Drugi pies tego nie zastąpi.

W szkole często płacze bez powodu,opóściłam się w nauce,jestem bardziej arogancja i wściekła.Wiele osób odwróciło się ode mnie,ale nie Alis,Gabriel i Luke.Mimo,że czasem na nich krzycze,to bardzo ich kocham,bo są ze mną i mnie pocieszają,zwłaszcza Alis która wie co zrobić,żebym chociaż na chwile o tym zapomniała.Zabiera do Galeri,do kina,do kawiarni,do SPA-dzięki niej chociaż na chwile mogę się uśmiechać,co nie jest takie łatwe.Zwłaszcza teraz...
Will
Od kilku dni Jessy mnie ignoruje.Widze,że mnie nienawidzi,że ma mnie za wroga i że to moja wina.Muszę się z nią zgodzic.To w połowie moja wina.I nigdy sobie tego nie wybaczę.Nie potrafie usiedzieć w szkole,cały czas patrze na jej smutne oczy.Od tak dawna nie widziałem jej uśmiechniętej,chociaż na chwile.Kilka razy chciałem z nią porozmawiać,ale potem się wycofywałem,bo wiedziałem,że to nic nie da.Poza tym Gabriel i Luke zatrzymują mnie mówiąc,żebym ją zostawił.Czyli są po jej stronie.Najwidoczniej zaczynają się ode mnie odwracać i też uważają,że to moja wina.Nienawidze tego poczucia winy.Ale czasu nie cofne...a tak cholernie bym chciał!
Urwałem się z trzeciej lekcji,bo nie dałem rady usiedzieć w szkole.Nie mogłem patrzeć jak Jessy cierpi.Tak chciałem ją przytulić,pocałować.Jeszcze kilka miesięcy temu nie przepadałem za nią i uważałem,że...nie chce się z nią zadawać.Teraz ją kocham.Tak bardzo kocham.Wiem,że to dziwnie brzmi,ale taka jest prawda.
Siedziałam w kuchni oparty o stół.Nie oddzywałem się,co bardzo zdziwiło mame.Nie powiedziałem mamie o tym co się stało,bo też uważałaby,że to moja wina.
-Mamo mamo mamo!-usłyszałem radosny dziecięcy głos mojej siedmioletniej siostry - Evy.-mamo,adoptujemy pieska?
Mama która coś gotowała (prawdopodobnie spaghetti sądząc po zapachu) spojrzała na nią z lekkim zdziwieniem.
-Skarbie,masz już dwa pieski.Trzeciego nie będziemy adoptować.
-Ale dlaczegoo?-pisnęła Eva tym swoim dziecięcym głosikiem.-nawet tego na zewnątrz.
-Jakiego na zewnątrz?-spytała mama.
-Tam koło domu pani Margaret siedzi jakiś piesek.Jest śliczny.Szary.
-Kochanie,to pewnie znowu pies kogoś.Pamiętasz jak chciałaś wziąść psa należącego do naszego sąsiada?

-Ale ten piesek nie ma domu.Jest szary,albo...biały.Nie wiem po jest brudny.
-Jaki jest?-spytałem podnosząc głowę.Eva spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Chyba biały,ale strasznie brudny i niezadbany.Chyba ktoś go nie kąpie.Leży i boi się.
To niemożliwe.Wybiegłam najszybciej jak mogłem z domu słysząc tylko głos mamy "a ty do kąd?",ale nie zdążyłem jej powiedzieć.Wiem,że Lilu zginął i to może być każdy pies,ale musiałęm sprawdzić czy to on.Biegłem ile sił w nogach modląc się,aby ten pies dalej tam był.I go zobaczyłem.Zwierze rzeczywiście wyglądało strasznie.Leżało na brudnym chodniku.Jego sierść była cała brudna od błota i innych paskudctw.Miał kołtuny w sierści która opadała mu na oczy co utrudniało mu poruszanie się.To niemożliwe.To musi być Lilu.Jakim cudem...skoro on nie żyje?Podeszłem blisko,ale pies wstał i po woli zaczął iść w inną strone.Na szczęście nie był szybki.Wziąłem zwierze na ręce i od razu poczułem,że jego sierść jest cała tłusta i brudna.Widać jak psiak cierpi.A ja nie posiadałem się z radości,że Lilu który myślałem,że zginął...żył.A ten marty pies to na pewno nie był on.

W domu razem z Evą wykąpaliśmy go.Pies strasznie się bał,ale zaczął przypominać maltańczyka.Woda w wannie zrobiła się strasznie brudna gdy z sierści psa wszystko spływało.Musiałem w tymczasie opowiadać siostrze dlaczego nie możemy go zatrzymać.Była troche niezadowolona,ale to zrozumiała.Moja mama która kiedyś uczyła się jako fryzjerka troche obcięła sierść psa który był już biały,tylko troche chudy.Daliśmy mu jeść,ale nic nie chciał.Wiedziałem,że muszę zanieść go Jessy.Nie wiem czy mi wybaczy,ale bardzo chce spróbować.Napisałem list który wsadziłem do obroży psa,przywiązałem dużą kokarde i ruszyłem pod dom Jessy.Połorzyłem psa na progu który ewidentnie czuł,że tutaj mieszka,bo od razu zaczął machać ogonem.Zapukałem pare razy i uciekłem.Nie chciałem tu być.Bałem się jak Jess na mnie zareaguje.

Jessy

Siedziałam sobie w salonie i troche płakałam.Oglądałam telewizje,ale nic fajnego nie leciało.Gdy usłyszałam pukanie zwlekłam się z kanapy i ruszyłam do drzwi.Rodziców nie było więc to ja musiałam otworzyć.Ale gdy je otworzyłam nikogo nie zastałam.Gdy usłyszałam ciche skomlenie spojrzałam na dół i zobaczyłam...mojego psa.Początkowo myślałam,że to sen.To musiał być sen.Lilu...nie żył.To niemożliwe.A teraz siedział przede mną czysty,pachnący i na dodatek z dużą kokardą.Rozpłakałam się na dobre,wzięłam psa na ręce i przytulałam,a ten zaczął mnie lizać,całować i płakać ze szczęścia machając ogonem jakby zaraz miał odlecieć.Łzy ciekły strumieniami.Był to płacz pełen radości.Lilu też płakał,bo nie wiedział jak ma się cieszyć.Gdy go postawiłam i emocje troche opadły zobaczyłam,że ma coś za obrożą.Wyciągnęłam z myślą,że to papierek,ale był to jakiś list.Odwinęłam i od razu rozpoznałam charakter pisma:

Znalazłem go,więc wziąłem do siebie i umyłem.Mam nadzieje,że mi wybaczysz.Bardzo tego żałuje.Prosze Jessy.Nie ignoruj mnie.Bardzo mi na tobie zależy.
Po policzkach znów pociekły mi łzy.Uśmiechnęłam się gdy widziałam jak pies zajada chrupki ze swojej miski której nie zdążyłam jeszcze wyrzucić.Później ułorzył się w legowisku i zasnął,a ja znowu się rozpłakałam.Tak za nim tęskniłam,a teraz tu jest cały i zdrowy.Podeszłam po niego i pogłaskałam go,a on otworzył zaspane oczy i zamachał ogonem uderzając o legowisko.
-Tęskniłam.-wyszeptałam i pocałowałam go w sierść.Łza spłynęła na niego,ale ten nie przejął się tylko dalej machał ogonem nawet gdy odeszłam pare kroków.
Ubrałam buty i wybiegłam z domu.
Całą droge wahałam się czy iść tam czy nie.Co chwile zatrzymywałam się.Potem szłam dalej.Znowu stałam.I znowu ruszałam dalej.Myślałam czy iść czy nie.Ale nie mogłam się wycofać.
Podeszłam pod dom,wzięłam głęboki oddech i zapukałam.Bardzo się bałam,ale wiedziałam,że musze to zrobić.Muszę go przeprosić.Może zrobił źle,ale w końcu to on znalazł psa,wykąpał go i mi go oddał.Gdyby nie on...pewnie cały czas myślałabym,że Lilu nie żyje.

W końcu ktoś otworzył.Był to Will który ewidentnie nie wiedział co powiedzieć.Stał w progu nie mogąc wykrztusić z siebie słowa.Ja też.Patrzyłam mu głęboko w oczy.Chciałam zacząć rozmowę,ale jak?Nie wiedziałam czy powiedzieć przepraszam czy dziękuje a może mi też na tobie zależy.W końcu postanowiłam się przeprosić go bez słów.Jak?Rzuciłam mu się na szyje.Objęłam go czując znajomy zapach perfum.Zamknęłam oczy czując,że łzy ciekną mi po policzkach.Po chwili poczułam ręce na swoich biodrach i wiedziałam,że Will też mnie przytula.Tak bardzo mi tego brakowało.
Will
Gdy zauważyłem Jessy w drzwiach odebrało mi mowę.I nie wiedziałem co zrobić.Ale gdy mnie przytuliła-gdy rzuciła mi się na szyje nigdy nie czułem się bardziej szczęśliwy,więc też ją przytuliłem.I łża poleciała mi po policzku.Tak cholernie mi tego brakowało.Tak bardzo chciałam,żeby mi wybaczyła.Myślałem,że zacznie krzyczeć,ale ona przytuliła się do mnie.Wiedziałem,że między nami już wszystko okey.
Jessy
-Dziękuje.-wyszeptałam w końcu wciąż się do niego tuląc.I nie chciałam przestać.
-Ja przepraszam.-usłyszałam,więc z bólem serca odsunęłam się od niego,ale wciąż stałam blisko niego.-źle zrobiłem,ale...miałem nadzieje,że teraz mi wybaczysz.To co zrobiłem było niedopuszczalne,ale tak bardzo mi ciebie brakowało.I nie będe zdziwiony jeżeli nie chcesz już ze mną...uyrzymywać kontaktu.

Spojrzałam na niego,stanęłam na palcach i pocałowałam go w usta,a on pogłębił pocałunek.Nic nie powiedziałam,a mimo to widać było,że nadal mi na nim zależy.Chwycił mnie za biodra,a ja zarzuciłam mu ręce za szyje i zaczęliśmy się całować.Tak bardzo się cieszyłam.On pewnie też.
Gdy skończyliśmy ponownie przytuliłam się do niego zagłębiając twarz w jego podkoszulku.Tak bardzo kochałam jego perfumy!On przyciągnął mnie do siebie i też przytulił.I staliśmy tak na progu domu słysząc tylko miłe komentarze od sąsiadów.Nie ważne,że ktoś na nas patrzył.Ważne,że się pogodziliśmy.Bo tak bardzo tego pragnęłam.

List w butelce (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz