Rozdział 22

1.4K 95 3
                                    


Rano-tak jak się spodziewałam bolała mnie głowa.Nic dziwnego-w końcu wczoraj dużo wypiłam.Leżałam na jednej z poduszek.Drugą miałam pomiędzy nogami,dwie pozostałe lezały gdzieś na ziemi,a kolejna gdzieś na końcu łóżka.Mojego pluszaka-pingwina mocno przytulam, wielki jednorożec (którego kocham i o którym marzyłam) leży w połowie na łóżku,a połowie na ziemi. Mój trzeci pluszak- husky leży gdzieś rozwalony na łóżku. Wiem-mam dużo poduszek i pluszaków w swoim łóżku,ale nic nie poradzę.Kołdra w połowie leży na łózku,a w połowie na podłodzę.Napiłam się wody,bo wiadomo-kac suszy.Później wzięłam tabletki na ból głowy i połorzyłam się w łóżku.Dostałam SMS-a od Willa,że na chwilę obecną nie może przyjechac.Napisałam mu tylko krótkie "OK" ale cieszyłam się z tego,bo mogłam dłużej pospać.
Obudziłam się do piero koło trzynastej.Głowa bolała mnie już mniej.Świetnie,a chciałam pojechać dzisiaj do Maksa,jednak w takim stanie nie pojadę.Nie dzisiaj.

Spojrzałam w lustro i w sumie-zdziwiłam się, że jeszcze nie pękło.Moje włosy wyglądały jak trzasnął je piorun,a później zostały pożute i wuplute przez krowe. Wyglądałam troche jak dziewczyna z horroru.Pomńmy już fakt,że mój tusz do rzęs był też na poduszkach.Znajdował się też pod oczami i na całej twarzy.Moja szminka też była wszędzie przez co wyglądałam jak klaun. Tylko brwi jeszcze jakoś się trzymały.Szybko zmyłam makijaż,związałam włosy w koka i ubrałam się w coś innego niż kiecke.Postawiłam na strój po domu-biały podkoszulek i szare dresy.Później wróciłam do łóżka.Byłam bez makijażu,nie byłam włosów-ale byłam cały dzień w domu.
Po krótkiej drzemce zjadłam moje śniadanie,czyli płatki z mlekiem.Wciąż byłam nieobecna mimo,że było już południe.Dostałam SMS-a,więc z niechęcią go odczytałam.
Will-Jak się czujesz?

Ja-Du dupy.Wyglądam jak potwór.
Will-No nie dziwie się. xD Wypiłaś troche za dużo.Ale dobra,odpoczywaj królewno.
 Królewno-miłe słowo,ale w ten dzień nic nie poprawiało mi nastroju  
Ja- Dzięki.Ty też odpoczywaj.
Will- Nie mam jak. Młodsi kuzyni są u mnie,dlatego nie moge cię odwiedzić.
Ja- Oo,jak przykro XD.-odpisałam w wyraźnym uśmiechem.
Will- Chcesz się przekonać,że opieka nad pięcioma maluchami jest taka prosta jak myślisz? To w takim razie wpadaj do mnie. :D
Ja- Chętnie,ale w tedy robiłabym za stracha na wróble dla maluchów,a tego by raczej nie chcieli.Ani dzieci,ani ich rodzice. Więc odwiedze,ale innym razem.
Will- Okey. W sumie masz racje,że dzieci nie chciałyby brać udział w horrorze.Pewnie też bym się wystraszył.
Ja-Haha. Bardzo śmieszne XD
Will- odpoczywaj Jess. <3

Ponownie rzuciłam się na łóżku gdy zrozumiałam,że muszę wyjść na świeże powietrze.Szybko się umalowałam,poprawiłam włosy i ubrałam się.Postawiłam na białe trampki,jeansy z dziurami i czarny podkoszulek z logiem adidasa.Poszłam na chwilowy spacer do parku będąc w zamyśleniu i chwilowym zakłopotaniu.Głowa wciąż troche mnie bolała,ale gdy wyszłam na zewnątrz już nie tak bardzo.Idąc nagle poczułam czyjąś ręke na ramieniu więc odskoczyłam z piskiem.

-Spokojnie.To tylko ja.-powiedział rozbawiony Eric.-spacerowałem i cie zobaczyłem.Impreza była wspaniała.
-Może dla ciebie.-burknęłam z lekkim uśmiechem masując skroń.
-Głowa boli,co nie?-zapytał i zaśmiał się.-wypiłem więcej od ciebie,ale mam silniejszą głowę i...przyzwyczaiłem się do tego.
-Nie pocieszasz.-powiedziałam z uśmiechem.-ale fajnie,że impreza się podobała.
-No.Była genialna.I masz śliczny dom.
-Dziękuje.-powiedziałam,bo rzadna inna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy.
-Po co wyszłaś skoro źle się czujesz?
-Pomyślałam,że spacer dobrze mi zrobi.W końcu jest ładna pogoda, co będe siedzieć w domu?
-Podoba mi się twoje podejście do życia.-odparł i zaśmiał się.
-Nie bierz ze mnie przykładu.-powiedziałam wskazując na głowę która wciąż mnie bolała.Eric ponownie wybuchnął śmiechem.
-Spoko.Ja też na początku ledwo żyłem,ale teraz mogę pić i nic mi nie jest.Dobrze,że przynajmniej nie żygasz?
-A skąd ta pewność?-zapytałam kładąc ręce na biodrach i patrząc na niego z rozbawieniem.
-Domyśliłem się.A co? Źle myślałem?
-Nie.Właśnie dobrze. Nie żygałam po tym alkoholu.Ale skoro teraz tak mówisz to...
-O nie nie nie.-Eric podniósł ręce do góry w geście poddania i odsunął się.-nie na mnie.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem:
-Spoko.Żartuje.Gdybym czuła,że kręci mnie w żołądku nie wychodziłąbym z domu.
-Masz szczęście.-odparł z uśmiechem,a po chwili dodał-Muszę już lecieć.Narazie.-na porzegnanie przytulił się ze mną.Robił to już troche śmielej,więć szybko odwzajemniłąm ten gest.Gdy Eric zaczął się oddalać ktoś złapał mnie za ręke. Will. Czy ja dzisiaj mam jakiś fetysz do spotykania chłopaków? 
-Co od ciebie chciał?-zapytał.
-Nic. Z resztą to cie to obchodzi. Puszczaj!
-Nie puszcze, póki nie odpowiesz. 
-Rozmawialiśmy.Eric spotkał mnie w parku więc zagadał.
-Czy to nie dziwne,że idziesz do parku i nagle spotykasz chłopaka który mówi,że widział cie zupełnie przypadkowo?

-Ciebie przecież też spotkałam!- zauważyłam z lekkim wkurzeniem.
-Ja to co innego.
-Jasne.-prychnęłam.-masz zamiar mnie póścić?Czy będziesz tak mnie trzymał,aż strace czucie w ręce?!
Will po chwili wahania spełnił polecenie.Stałam obok niego czekając,aż coś powie.
-Nie zadawaj się z nim.- powiedział w końcu.
-Bo?Will,nie możesz mi zabraniać spotykać się z chłopakami!Gabriel i Luke...
-Oni to co innego!-powiedziała z podniesionym głosem.
-Powiedz w końcu, że jesteś zazdrosny. Ulży ci.
-Nie, nie jestem. Po prostu się o ciebie martwie, Jess.
-Nie musisz. Mam już osiemnaście lat. Wiem co robię.
-Będziesz tego żałować...
-A co? Znasz go?
-Ile razy mam ci mówić,że wyczuwam ludzi na kilometr?! Po drugie zdziwisz się,ale widziałam jak ten cały "Ericzek"-jego imie powiedział z lekką kpiną.- rozmawia z Katy.
Chwila ciszy.Zaraz potem odpowiedziałam:
-No i co? 
-Nie zastanawia cie to? Serio?
-Może rozmawiać z kim chce.To tylko mój kolega. Zmieniłeś się Will. Nie poznaje cie.
-Ty się zmieniłaś.-odburknął, a ja nie chciałam już ciągnąć tej dyskusji.
-Skończyłeś już?- Will kiwnął tylko głową,a ja w tedy ruszyłam przed siebie czując,że cały czas się na mnie gapi. "Nie odwracaj się Jess,tylko się nie odwracaj " - mówiłam do siebie.Przyśpieszyłam,aby jak najszybciej skręcić w swoją ulice i wyjść z parku.
Znalazłam się obok ulicy. Will nadal stał patrząc się na mnie z zakrzyżowanymi rękami na piersi.Prychnęłam tylko sama do siebie.
Ale w tym momencie podjechało do mnie drogie,czerwone auto. Nigdy go nie widziałam,ale na reakcje było już za późno.Z samochodu wyszedł ktoś w kominiarce,złapał mnie i zatkał buzie bym nie krzyczała,a potem wciągnął do samochodu.

List w butelce (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz