Will
Stałem oparty o drzewi i obserwowałem Jessy która wychodzi z parku.Nie chciałem za nią biec,bo po co?Nie chciała mnie słuchać gdy mówiłem,żeby trzymała się od Erica z daleka.W końcu rozmawiał z Katy,a ten kto z nią rozmawia...na pewno coś knuje.W końcu chodziłem z Katy i wiem do czego jest zdolna.
Widziałem,że Jessy wychodzi z parku i przechodzi obok ulicy która nie była ruchliwa,dlatego bardzo zdziwił mnie samochód który do niej podjechał.Momentalnie się wyprostowałem.Może ja jestem przewrażliwiony?Albo to ktoś z rodziny.Ale gdy widziałem mężczyzne w kominiarce który wychodzi z samochodu i zabiera Jessy momentalnie za nią pobiegłem.
-Jessy!-to tylko zdążyłem wykrzyczeć gdy popędziłem za nią z całych sił.Niestety samochód był szybszy i odjechał,ale ja go goniłem.Przynajmniej się starałem,jednak gdy pojazd przyśpieszył wiedziałem,że nie miałbym szans,więc się zatrzymałem.Nie mogłem w to uwierzyć,że ktoś uprowadził Jessy.Nie wiedziałem co chcą.Czy są uzbrojeni,niebezpieczni,czy nieprzewidywalni.Gdybym w tedy gdy samochód się zatrzymał zaczął krzyczeć,żeby uciekała może uratowałbym ją.Ale wiedziałem,że nie pozwole im zrobić jej krzywdy.Gdy ją tkną,gdy spadnie jej chociaż jeden włos z głowy-nie dożyją jutra.Ja już tego dopilnuje.Jak?Jeszcze nie wiem.
Jessy
-Gdzie jedziemy!-krzyczałam wiercąc się z tyłu na siedzeniu.
-Zamknij się.-syknął kierowca który prowadził pojazd.
-Co ze mną chcecie zrobić!?-kontynuowałam,ale nie dostalam odpowiedzi.
W tedy przyszły mi do głowy dwa plany
PLAN A-TELEFON!
Zaczęłam grzebać po kieszeniach i po torebcew poszukiwaniu go,ale go nie było.Nie mogłam go znaleźć.Przeszukałam drugi raz.
-Szukasz tego?-mężczyzna siedząc na przednim siedzeniu pokazał mi mój telefon,a później go schował.-nie jesteśmy głupi.Wiem,że wezwałabyś pomoc.
PLAN B
Zaczęłam walić w szyby,krzycząc pomocy,ale ku mojemu zdziwieniu nikt nawet nie zareagował-zupełnie jakby mnie tu nie było.
-Pomocy!-krzyczałam waląc pięśćmi w szybe.
-Nie trudź się.-usłyszałam głos jednego z mężczyzn.-przez te szyby nie wylatuje rzaden dźwięk,ani...nikt cie nie widzi.Są przyciemnione.-w tedy zaczął się złowrogo śmiać,a ja oparłam się o siedzenie wiedząc,że nie mam już więcej planów.Byłam przerażona.Co ja teraz zrobie?Po jakiejś godzinie samochód zatrzymał się.Ja w tedy smacznie spałam,ale mężczyzna otworzył drzwi i złapał mnie za bluze,a później pociągnął tak,że z krzykiem o mało nie wypadłam z samochodu.
-Pośpiesz się!-krzyczał ciągnąc mnie obok siebie.Drugi szedł za mną w razie czego gdybym chciała uciec.Wiedziałam,że nie mam szans.Zaczęliśmy wchodzić do opuszczonego domu.Tak przynajmniej wyglądał.I w tedy poczułam coś mokrego na twarzy.Łzy.Od kiedy płakałam?
Gdy weszliśmy do środka wnętrze troche mnie zdziwiło.Ewidentnie tu mieszkali.Może nie było tu pięknie,bo wyglądało troche jak w średniowieczu,ale zawsze coś.Wszędzie jakieś dywany,rzeźby i stare obrazy.Popchnęli mnie na góre,a ja potykając się o schody w końcu znalazłam się na drugim piętrze.Później wepchali mnie do jakiegoś pokoju.Przewróciłam się,ale szybko wstałam.Pokój był straszny.Wszędzie obskórne,brudne ściany.Grzyb,wilgoć itp...Podłoga była stara,brudna i skrzypiała.Nie było też tu dużo miejsca.Małe łóżko w kącie,ale gdy na nim usiadłam poczułam jakbym siedziała na podłodze.Było strasznie twarde.Obok jakaś komoda,a na niej lapmpka nocna.Tyle.Nie było szafy,ani rzadnych półek.Siedząc na łóżku zaczęłam płakać,a gdy drzwi się otworzyły ze łzami w oczach zobaczyłam teraz nie dwóch tylko trzech mężczyzn.
-To Dylan.-powiedział jeden z mężczyzn.Nie znałam ich imion.Jakiś mężczyzna (wyglądał na około 20 lat) zbliżył się do mnie,chwycił za brode i przekręcił mi głowe tak,że musiałam na niego patrzeć.Miał zielone oczy i lekki zarost.Był jednak paskudny.
-Ładna jest.-powiedział Dylan,a ja nie wiedziałam czy ma to być komplement czy nie.
-To co?Bierzesz ją za żone.
-Co!?-krzyknęłam w tym momencie.Byłam zszokowana.Do piero co skończyłam osiemnaście lat.
-Biorę.-odparł.
-Co?!-wrzasnęłam ponownie.-ja nie mogę być twoją żoną.Nie dawno miałam osiemnaście lat.I...i...
-I co z tego?-spytał mężczyzna śmiejąc się chytrze.-za trzy dni ślub.Wiesz...taki na szybko.Bez jakiś kiecek i bez gości.Chce mieć wreszcie żone.
-Ja nie chce mieć męża!-wrzasnęłam.-a na pewno nie takiego obleśnego,głupiego kretyna!-w tym momencie mężczyzna uderzył mnie w twarz,a ja znów zaczęłam płakać.
-Uważaj na słowa suko.-wyszeptał mi do ucha.-bierzesz ze mną ślub i koniec.-po czym wszyscy wyszli,a ja zostałam sama w zimnym,brudnym pokoju.Płakałam cały dzień.W nocy dostałam kolacje.Jakąś obrzydliwą papke wyglądającą jak żygi.W nocy było jeszcze zimniej,a do przykrycia miałam tylko koc.Musiałam jednak zasnąć,ale całą noc płakałam.
Will
Była już trzecia w nocy,a ja nie mogłem spać.Nie mogłem spać gdy wiedziałem,że gdzieś tam Jessy jest z bandytami czy gwałcicielami.Całą noc myślałem gdzie może być.Jak ją mogę uratować.
Kolejnego dnia poszedłem na śniadanie.Miałem wory pod oczami i wyglądałem jak trup.
-Boże,Will!-wykrzyknęła mama.-co ty?Nie spałeś.-pokręciłem przecząco głową.-dlaczego?-Długa historia.-wyszeptałem i spojrzałem na swoje śniadanie.-nie jestem głodny.-odparłem i wyszedłem z domu.Kręciłem się godzinami po mieście mając nadzieje,że jednak ją znajde.Jednak na marne.Jak ją mam znaleźć skoro nawet nie wiem gdzie szukać!?
Jessy
Obudziłam się i od razu poczułam jak strasznie jest i zimno.Spałam może niecałą godzinę.Gdy uświadomiłam sobie,że to nie sen znów zaczęłam płakać.Dostałam śniadanie,ale nie tknęłam tego śwństwa.Płakałam długi czas.Gdy zjawili się mężczyźni nawet na nich nie spojrzałam.Usłyszałam tylko głos mężczyzny:
-Nie zjadła ani śniadania ani kolacji.
-To trudno.-odparł Dylan.Jego głosu nie można zapomnieć.-skoro nie chce jeść to ma problem.Jak się ożenimy to będzie musiała jeść.Już ja o to zadbam.-podszedł do mnie,ale ja odsunęłam się.
-Nie dotykaj mnie!-wykrzyczałam przez łzy.
-Spokojnie kotku.-powiedział do ucha.-gdy będziemy spać w jednym łóżku będe cie dotykał i będzie ci się to podobać.
Gdy wyszli mnie przeszedł dreszcz.Mam niby spać w łóżku z tym kretynem?I z tego co mówił...uprawiać z nim sex?Po tych słowach znów się rozryczałam.Przykryłam się kocem,bo było mi strasznie zimno.Gdy dostałam szklanke wody od razu ją wypiłam.Już wole pić samą wode niż jeść to świnstwo.Błagałam,żeby ktoś mnie uratował.Tak bardzo chciałam z tąd wyjść.Wiem,że prędzej czy później zamarzne tu na śmierć.A najgorsze jest to,że rodzice pewnie o niczym nie wiedzą,bo tata pracuje,a mama jest z Maksem i pewnie gdy przychodzą do domu to na chwile,bo myślą,że jestem gdzieś poza domem.Miałam tak wielką nadzieje,że ktoś mnie uratuje.
Ten dzień strasznie mi się dłużył.Siedziałam tylko na łóżku podkulona i przykryta kocem i płakałam.I tak przez cały dzień.Nie mogłam robić nic innego.Nawet gdybym chciała pochodzić...nie dałabym rady.Jest mi zimno i bardzo się boje. Raz próbowałam wstać i otworzyć drzwi,ale czego mogłam się spodziewać?Zamknięte.Wróciłam do łóżka,przykryłam się kocem i płakałam.
W nocy próbowałam spać.Było mi zimno,niewygodnie twardo,w dodatku byłam zestresowana i cały czas płakałam. Nie wiedziałąm nawet która godzina,ale przez małą dziurke w suficie mogłam zgadywać,że jest już bardzo późno.Kręciłam się na tym cholernie niewygodnym łóżku.Już pomińmy fakt,że całe łózko niemal tonęło w moich łzach. Leżałam skulona na łóżku,bo to mnie chociaż troche ocieplało. Tak marzyłam chociażby o drugim kocu,albo szlafroku. Niestety moje prośby się nie sprawdziły.Zasnęłam do piero-tak jak mogłam przypuszczać - nad ranem.
Chcecie wiedzieć co dalej? :D To czytajcie kolejne rozdziały
CZYTASZ
List w butelce (ZAKOŃCZONE)
Teen FictionJeden chłopak może wywrócić świat do góry nogami.Jedna tajemnica-może wszystko zepsuć. Zdrada.Nienawiść.Rozpacz.Miłość.