🍩Maraton 9/10🍩

243 23 2
                                    

Wąskim chodnikiem, kierowałam się prosto do mojego domu, światła uliczne oświecały mi drogę, a ja pełna euforii szłam, myśląc o jednym.

Czułam się najszczęśliwszą osobą, jaką kiedykolwiek ktoś mógł ujrzeć na oczy.

Właśnie przed chwilą Bruno mnie pocałował, ale to takie uroczę i kochane. Jego oczy pożerały mnie całą, a ja chciałam więcej i więcej.

To było takie głupie... Wariowałam na niego całego, zachowywałam się gorzej niż dziewica.
-Tak, nie jestem dziewicą.

Ciągle było zimno, ale moje ciało było rozgrzane do maksimum, a do mojego domku niedaleko.

Nawet nie miałam pojęcia, która była godzina, zapewne mama i tata już śpią. Nie przejmowałam się konsekwencjami, jakie mogą mnie spotkać, gdyż znów wracam tak późno do domu, a najchętniej napiłabym się czystej.

Tak, rozpiłabym się do upadłego, żeby uczcić to, co się wydarzyło.

Wpadłam na pomysł, który może był głupi, ale raczyłam spróbować.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer od mojej przyjaciółki.

Pierwszy sygnał...Drugi sygnał...Trzeci...

-Halo?-Usłyszałam głos Clary.

-Hej!-Powiedziałam pełna nadziei.

-Kto mówi?

-Eem, Vanessa.-Burknęłam.

-Aaa, przepraszam, ale Twój numer się przypadkiem usuną.

Wypowiedziała to tak szczęśliwe, że przeszły mnie dreszcze na myśl, iż zrobiła to specjalnie, ale nie....Nie ona. Chyba że jestem aż tak ślepa.

-Chciałam wyskoczyć gdzieś i się napić.-Powiedziałam cichszym tonem.

Usłyszałam westchnienie i już wiedziałam, że mi odmówi. Tak długo jej nie widziałam i tak bardzo się bałam o naszą przyjaźń, która jest skarbem. Mimo że przy Brunie zapomniałabym o niej, to i tak byłaby dla mnie, jak siostra.

-No dobra, ale Twoja mama nie ma nic przeciwko?-Mówiła z żalem.

O cholera, byłam podwójnie szczęśliwa, a zarazem zdołowana. Musiałam się prosić najbliższej osoby, aby się ze mną spotkała.

-Nie, wracam od kolegi.-Tak było mi łatwiej. Bałam się jej reakcji, gdybym powiedziała, że właśnie wracam od Bruna.

-Super, możesz przyjść pod mój dom?

Od razu się zgodziłam i udałam się w stronę jej domu, był niedaleko mojego, więc nie miałam nic przeciwko, aby iść kawałek dalej.
                                ~~~
Stanęłam bliżej drzwi i zapukałam dwa razy. Kątem oka spojrzałam na zapalone w kuchni światło, ale nikogo tam nie było.

Przed dłuższą chwilę, nikt nie otwierał, a ja nie miałam odwagi po prostu wejść do środka, tak jak robiłam to kiedyś, więc zadzwoniłam na dzwonek.

Słyszałam jak ktoś powolnym krokiem, udaję się do drzwi, a moje serce zaczęło walić coraz szybciej, zaczęłam się stresować, jak nigdy dotąd.

Moim oczom ukazała się blond włosa dziewczyna, o której tak dużo myślałam i się zamartwiałam. Wyglądała na bardzo szczęśliwą i nieprzejętą.

Spostrzegłam jej zaczerwienione oczy, a pod nimi dołki. Byłam zbyt sfrustrowana, czyli rozczarowana jej zachowaniem, żeby uwierzyć w to, że coś ćpała.

Czy ona się, aż tak zmieniła?

-Wejdź.-Otwarła szerzej drzwi.

Zrobiłam to i weszłam, do moich nozdrzy dostał się intensywny zapach męskich perfum, który był miły dla noska.

-Czym tak pachnie?-Spytałam ironicznie.

-William przed chwilą stąd wyszedł.-Stwierdziła, po czym bez emocji skierowała się na kanapę.

Zajęłam miejsce obok niej i zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć.

-Gdzie Twoi rodzice?

-Wyjechali.-Oparła się wygodnie.-W barku jest wódka, wyciąg ją proszę.-Wskazała palcem przed siebie.

Wybrzuszyłam oczy i w duchu pomyślałam, Co to do cholery miało znaczyć?!

Nie chciałam się kłócić, nie teraz gdy ją widzę. Po prostu wstałam i wyciągnęłam szklaną butelkę, wraz z kieliszkami.

Może, gdy się napijemy....W co ja wierzę...

Wypuściłam powietrze z ust, najchętniej rozpłakałabym się, tu i teraz.

Wypiliśmy jednego kieliszka, drugiego, trzeciego....Wypijając je bez słowa, jeden po drugim. Dopiero przy piątym, miałam odwagę zagadać.

-Jak mijał Ci ten czas.-Napiłam się szóstego kieliszka, skrzywiając się.

Czułam gorzką ciecz, która zostawia gorzki posmak w moim gardle, strasznie mnie piekło, a moja głowa prawię, pękała.

-Jaki czas?-Prychneła, odkładając kieliszek na stół.

-Ten, o którym myślałaś tylko o sobie i w ogóle nie raczyłaś się odezwać.-Uniosłam ton, ale to tylko alkohol budzi we mnie gniew...

-Mówiłam, Twój numer się usuną i tyle.-Ruszyła ramionami na znak, obojętności.

-A jak z Williamem?

Przez bardzo długi czas zastanawiała się nad odpowiedzią, nawet otwarła usta, aby coś powiedzieć, ale się wycofała.

Czekałam na odpowiedź, ale jej nie usłyszałam.

-A jak z Brunem?-Jej zachrypnięty głos się załamał.

                              ~~~

Maraton!🍩🍯
0.9 - 19;00
1.0 - 20.00

Wykarzcie się aktywnością proszę ! ❤

I Hate YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz