Epilog 1/2

231 12 1
                                    

Zajęłam miejsce pasażera, po prostu wsiadłam do jego auta dlaczego? Było w nim wyjątkowo ciepło i nawet nie porównuje, jaką wielką  różnicą jest iść w taką pogodę do domu, bądź wygodnie siedzieć w miejscu i w niecałe kilka minut być przed domem. 

-Wielkie dzięki.- Odezwałam się po chwili.

-Nie ma za co.-Kącik jego ust, znów się podniósł.

Chciałam jakoś zagadać, powiedzieć coś miłego, ale zdałam sobie sprawę, że nie znam Williama i nie mam o czym z nim rozmawiać. Jest dla mnie obcym człowiekiem, a pomimo to wsiadłam do jego auta. Tak, jestem tutaj z powodu własnej zachcianki, nie chciałam marznąć i skusiłam wsiąść do samochodu człowieka, który zabrał mi przyjaciółkę.

-Hej!-Zwróciłam mu uwagę, gdy na krzyżowaniu kierowca skręcił w złą stronę.

Zamyśliłam się i nawet nie zauważyłam, że chłopak jedzie nie tam, gdzie powinien.

-William, mieszkam tam.-Wskazałam palcem za siebie.

Złapał mnie skurcz, który wywołał u mnie panikę, nie wiedziałam co robić, aby go zatrzymać.

-Pojedziemy na skróty.-Wyraz jego twarzy, zmienił się.

-Nie, nie znam tej drogi!

Krzyczałam na niego jak wariatka, nie zdawając sobie sprawy z tego, że to może go wkurzyć. To była jedna sekunda, gdy dostałam mocno w głowę, po czym... Straciłam przytomność.

                                  ~~~
Moje powieki wydawały się ciężkie, nie mogłam się poruszać, bo coś mi to umożliwiało. Z całej siły starałam się wyrwać z mocnego uścisku, ale na marne. Minęło kilka minut, gdy doszłam do siebie i powoli otwarłam oczy, było bardzo ciemno, prawie nic nie widziałam. Oprócz postury przemieszczającej się, jakby w drugim pomieszczeniu, gdzie lampy uliczne dodawały trochę jasności. 

-Pomocy.-Wyszeptałam, zachrypniętym głosem, zdając sobie sprawę, że jestem przywiązana liną, a na moich ustach jest coś, co umożliwia mi mówienie.-Pomocy.-Powiedziałam głośniej.

Ktoś mnie usłyszał, ale to na pewno nie była osoba, która chciała mi pomóc. Człowiek z drugiego pomieszczenia w mgnieniu oka znalazł się tuż obok mnie. Słyszałam jego oddech, gapił się na mnie, a ja strasznie się bałam.

-Proszę.-Czułam ogromną gulę w gardle, nie było dla mnie nadziei.

Wiedziałam, że zaraz zginę.

-Stul pysk.-Powiedział to zirytowanym głosem. To był William, to on stoi obok mnie, to on mnie tu przywiązał.

Po chwili zaczęłam płakać, cicho popłakiwać i modlić się w duchu, żeby wszystko się dobrze skończyło. Chciałam, aby mój Bruno mnie uratował, jak w filmach. Mój chłopak...To wszystko przez niego, nawet nie miał zamiaru odprowadzić mnie kawałek, gdyby nie on, wszystko byłoby inaczej. To wszystko przez niego...

-Ratunku!-Zaczęłam krzyczeć i wiercić się na wszystkie strony, była możliwość, że ktoś mnie usłyszy.

Jednym zamachem, chłopak oderwał mi taśmę z ust. 

Poczułam niesamowity ból, gdy moja głowa za jego pomocą, przechyliła się w dół, wyszarpał mi włosy, czułam to.

-Ała!-Zaczęłam szlochać. Teraz nie tylko ze strachu, ale z bólu.

Usłyszałam dźwięk rozpinającego rozporka, problemem było to, że nic nie widziałam i nie mogłam się jakkolwiek obronić.

Ciągle płakałam i nie mogłam nic zrobić, miałam wrażenie, że zaraz wyjmie pistolet i mnie zaszczeli, że to koniec mojego życia. Nawet nie chciałam myśleć, jak traktuje Clarę.

Duża dłoń z powrotem wylądowałam na mojej głowie, trzymając za włosy, zbliżył mnie bliżej siebie. Wepchną mi do ust swojego członka, szybkimi ruchami moja głowa, jak piłeczka latała w przód i w tył. Miałam odruchy wymiotne, dławiłam się jego penisem, a on postękiwał pod nosem, jakby sprawiało mu to przyjemność.- Bo sprawiało.

Jego przyjaciel zrobił się twardszy, ciągle go czułam...

                                CDN

I Hate YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz