13. Radykalne rozwiązanie

781 49 27
                                    

Szłam powoli, ramię w ramię z Amayą, zastanawiając się jak może mi pomóc i skąd się dowiedziała o moim problemie. Prowadziła mnie długim korytrzem do części zamku, której nie odwiedziłam gdyż należała do magów ognia. Wystrój wnętrza zmienił się. Obrazy przedstawiały najważniejszych piromanów, w scenach rodzajowych lub batalistycznych. Po chwili wspinałyśmy się po schodach na zachodnią wieżę. Dotarłyśmy do dużych dębowych drzwi. Amaya gestem zaprosiła mnie do środka. Umeblowanie wieży nie różniło się niczym niż w mojej. Jedynie kolor ścian różni się, tutaj jest pomarańczowy, a u mnie błękitny. Wskazała mi kanapę, a sama poszła szukać czegoś na półce z książkami. Usiadłam i cierpliwie czekałam. Na stoliku obok kanapy stała zielona figurka smoka walijskiego. Spojrzałam w wyrzeźbione oczy statuetki. Patrzyłam zahipnotyzowana aż Amaya pomachała mi dłonią przed oczami. Wzdrygnęłam się i spojrzałam na grubą księgę w jej rękach.
- Otwórz na stronie trzysta dziewięćdziesiąt cztery- szybko przekartkowałam tom i wgłębiłam sie w tekst. Ten, który chce posiąść nieskończoną moc magiczną musi wyrzec się dwóch rzeczy: miłości i śmierci. Od barda zdobyć pieśń, od feniksa pióro i od ukochanego cząstkę ciała jego. Podczas pełni dokonać tego i obudzić moc w dniu przesilenia letniego. Nakreślić krawe szczęście i wypowiedzieć owe zaklęcie: sublima hivdotu, grykot dex. Deskinu wigris, amazuma pex*. Oderwałam wzrok od kartki i pokręciłam głową. Nie mogłam tego zrobić. To było zbyt niebezpieczne i abstrakcyjne by nieskonczone pokłady energii istniały. Przed wiekami jedynie sam Merlin posiadał tą umiejętność jednak nigdy nie zdradził źródła wiedzy potrzebnej do powtrórzenia czynu. Nigdy nie przyszłoby mi na myśl by sam Wielki Merlin wykorzystał czarną magię do osiągnięcia pełni mocy. Odłożyłam tom na stolik i w głowie zaczęłam układać wszystkie myśli. Dlaczego ta kobieta pokazała mi ten tekst? Nie chcę tego zrobić i nikt mnie nie zmusi. Nie jestem odpowiednią osobą by posiąść nieskończoną moc. Mimo, że przez intensywne treningi moja zdolność do regeneracji trochę spadła nie dopuszczę do tak radykalnego rozwiązania.
- Nie mogę tego zrobić. Nie chcę maczać palców w czarnej magii. Nie jestem w stanie- twardo odmówiłam i nie dając dojść do słowa kobiecie podniosłam się z kanapy i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku wyjścia. Nacisnęłam klamkę i popchnęłam drzwi nie oglądając się za siebie. Usłyszłam trzaśnięcie, myślałam że piromanka pójdzie za mną jednak nic takiego nie zaszło. Zeszłam z wieży na główny korytarz. Zdałam sobie sprawę, że nie znam tej części zamku. Poczułam chwilowy przypływ paniki, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam przed siebie. Starałam sobie przypomnieć drogę, którą przemierzyłam wcześniej ze starszą czarownicą. Niestety w głowie utkwiły mi tylko obrazy, w które ślepo się wpatrwałam. Widziałam obrazy w głowie jednak wszystkie był do siebie podobne. Stanęłam na skrzyżowaniu korytarzy. Po krótkim namyśle ruszyłam lewym korytarzem. Wystrój zamku zmienił się znowu. Z płomiennych barw na wielorakie odmiany niebieskiego. Domyśliłam się, że trafiłam do części zamku magów wody. Na końcu korytarza podskakiwała niska blondynka znikająca na zakręcie. Nie mając wyjścia pobiegłam za nią by spytać o drogę.
- Przepraszam, czy możesz mi powiedzieć... - dziewczyna odwróciła się i gdy ujrzałam jej twarz urwałam w środku zdania. Blondynką okazała się nie kto inny jak Luna Lovegood. W głowie od razu pojawiło się pytanie, co ona tu robi?
- Hermiona? - dobrze mi znany, rozmarzony głos Luny wyrwał mnie z szoku. - Nie spodziewałam się tutaj ciebie. Po twoich zielonych szatach mogę śmiało stwierdzić, że należysz do uzdrowicieli - kątem oka spojrzała na jej błękitne szaty.
- Szczerze mówiąc, ja również nie spodziewałam się takiego spotkania.
- Moja rodzina od pokoleń uczy się w Złotym Mieście magii wody. Nie zdziwiłam się gdy przyszedł do mnie wysłannik z tego zamku- pomyślałam, że w ciągu pięciu miesięcy Luna zmieniła się. Na jej zawsze romarzonej twarzy dostrzegłam pewne skupienie. Tak samo rozkojarzone oczy nabrały ostrożności i skupienia. Jednak niekórych nawyków się nie pozbyła - uśmiechnęłam się na widok różdżki wetkniętej za ucho.
- Luno, pomożesz mi wydostać się z tej części zamku, gdyż zabłądziłam. Starałam się sama znaleźć drogę, ale niestety bezskutecznie - dziewczyna uśmiechnęła się i bez słowa złapała mnie za rękę. Ruszyła podskakując jak to miała w zwyczaju, a ja starałam się za nią nadążyć.

Harrmione ForeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz