Biegłam przed siebie, do końca nie wiedząc dokąd zmierzałam. Wreszcie natrafiłam na ślepy zaułek. Uderzyłam pięścią w ścianę i schowałam się za kolumną. Usiadłam na zimnej podłodze i wpatrywałam się w swoje dłonie. Dopiero teraz skupiłam się na pulsującym bólu po uderzeniu. Nie przejęłam się tym. Chciałam jak najszybciej uwolnić rodziców, ale nie miałam pojęcia gdzie się obecnie znajdują. Bezradność dołowała mnie jeszcze bardziej. Nienawidziłam Voldemorta w tym momencie mocniej niż zwykle. Nawet nie zauważyłam kiedy przede mną stanął Snape. Machnął dłonią i ruszył przed siebie, pewnie w stronę lochów. Ociągając się, poszłam za nim. Na miejscu wskazał mi krzesło. Spojrzałam na niego z niecierpliwieniem.
- Czego pan ode mnie chce? - Spytałam niezbyt grzecznie. Popatrzył na mnie z nienawiścią.
- Grzeczniej Granger! Wiem co Ci chodzi po głowie. Jednak mam nadzieję, że nie jesteś taką idiotką by udać się po swoich rodziców - warknął. Speszyłam się, bo z jego słów wynika, że jestem idiotką. Skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Zrobię to co będę uważała za słuszne!
- Na brodę Merlina, Granger! Wtedy wpadniesz w ręce Czarnego Pana i podasz mu Pottera na tacy! Myślisz, że on nie pobiegłby Ci na pomoc gdyby się dowiedział? Chociaż raz rusz głową! - przyznałam nietoperzowi rację. Nie mogłam działać bezmyślnie, ale byłam zdesperowana. Westchnęłam i usiadłam na krześle.
- To co mam zrobić? On ich zabije - wymruczałam.
- Osobiście mogę tylko Cię zaprowadzić do kryjówki Czarnego Pana. Plan działania jest najważniejszy - po tym, Snape wygonił mnie na korytarz. Musiałam szybko udać się do Złotego Miasta. Może Ferregon mógłby mi pomóc. Poszłam do pustej łazienki i wyciągnęłam z torby naszyjnik z niebieskim kamieniem. Dostałam go na koniec nauki. Za pomocą niego mogłam przenieść się do Złotego Miasta kiedy chciałam. Założyłam wisorek i skupiłam myśli. Po chwili stałam przed zamkiem. Dostrzegłam Ferregona na błoniach. Prowadził zajęcia. Szybko pobiegłam w jego stronę.
- Hermiona? Dawno się widzieliśmy.
- Moi rodzice zostali porwani, musisz mi pomóc - wyrzuciłam wszystko z siebie na jednym oddechu. Mężczyzna pokiwał głową. Zakończył trening i ruszył w stronę zamku. Weszliśmy do jego gabinetu. Usiadłam na krześle, na przeciwko Ferregona.
- Słyszałem o tym. Narazie Twoim rodzicom nic się nie stanie, ale musimy się pospieszyć. Razem z Severusem udasz się do kryjówki Voldeorta. Jesteś dla niego cenną zdobyczą więc negocjuj o wymianę. Zastąpisz miejsce Twoich rodziców. Niestety zostaniesz poddana wielu torturom...
- Zrobię wszystko by ich uratować - przerwałam. Mężczyzna kiwnął głową.
- Niestety w naszych szeregach nie mamy nikogo wśród śmierciożerców. Musi to być ktoś z wewnątrz. Może Snape by się zgodził.
- Nie chcę go narażać. Do tego stracimy wtedy jedyne źródło informacji. - skrzywiłam się.
- Przedstawiłem Ci mój pomysł. Jeśli masz inny to mów. - Niestety nie miałam.Zdeterminowana wróciłam do Hogwartu. Plan Ferregona był ryzykowny, ale mógł się sprawdzić. Przez ten czas zgłodniałam. Była już pora kolacji. Czekała mnie jeszcze rozmowa z Harrym. Westchnęłam, ale poszłam do Wielkiej Sali. Jak zwykle wszyscy uczniowie radośnie zajadali potrawy i śmieli się. W tym czasie siedziałam na końcu stołu krukonów i dłubałam widelcem w naleśniku. Ciągle pojawiały się nowe problemy. Miałam wszystkiego dosyć. Zostawiając pełny talerz, wyszłam z Wielkiej Sali. Pod drzwiami stał Harry.
- Och... Wybacz, ale porozmawiajmy jutro, dobrze? - nie czekając na reakcję ze strony bruneta szybko oddaliłam się. Zignorowałam jego wołania. Na szczęście nie poszedł za mną. Skierowałam się do lochów. Musiałam przedstawić plan nietoperzowi. Jak zwykle zastałam go w gabinecie.
- Granger? Czego chcesz? - jak zwykle miło zapytał.
- Mam plan działania - odparłam. Mężczyzna wpuścił mnie do siebie i wskazał krzesło.
- Mów.
- Najpierw muszę negocjować z Voldemortem. Chcę zamienić się z rodzicami - Snape wzdrygnął się słysząc imię czarnoksiężnika.
- Jesteś dla niego cenna, myślę że się zgodzi - kiwnął głową, bym kontynuowała.
- Jednak nie podoba mi się dalsza część. Musiałby pan narazić się Voldemortowi. Nikt inny z zewnątrz mnie nie uratuje. Może jest jakiś sposób bym dała radę sama? - Mimo wszystko szkoda mi było profesora.
- Nie sądzę Granger. Sprawę oswobodzenia zostaw mi. Ty masz za zadanie tylko przeżyć. Kolejne spotkanie będzie jutro o północy. Widzimy się w moim gabinecie pół godziny przed planowanym spotkaniem. Nie spóźnij się! - przytaknęłam. Chciałam już wyjść, ale usłyszałam jeszcze głos profesora.
- Nie mów nic Potterowi. Nie możemy go stracić.
- Dobrze. Do widzenia.
Strasznie bałam się iść do kryjówki Voldemorta, ale nie mogłam porzucić rodziców. Ostrożnie wróciłam do dormitorium, bo Filch patrolował korytarze. Leżałam w ciemności, nie mogłam zasnąć. Jutro miałam siedzieć zamknięta w celi. Czego się nie robi dla najbliższych. Przymknęłam powieki, ale sen nie przychodził.
- Coś się stało? - Usłyszałam obok siebie cichy głos. Gwałtownie otworzyłam oczy. Nade mną stała Luna. Odetchnęłam z ulgą.
- Wszystko w porządku. Przepraszam, że Cię obudziłam - mruknęłam.
- Czy to przez Gnębiwtryski? - spytała całkiem poważnie. Mimo woli uśmiechnęłam się lekko. Dziwactwa dziewczyny potrafiły czasem poprawić humor.
- To nie ich wina. Nie przejmuj się, idź spać - zamknęłam oczy. Usłyszałam jak dziewczyna wraca na swoje łóżko. Po ciągłym zmienianiu pozycji, udało mi się zasnąć.
Miałam szczęście, że dzisiaj była sobota i mogłam cały dzień przesiedzieć w samotności. Nawet przy czytaniu książek nie mogłam się zrelaksować. Znaczyło to, że jest naprawdę ze mną źle. Zeszłam na obiad do Wielkiej Sali. Po drodze jed ak zaczepił mnie Harry.
- Czy teraz możemy porozmawiać? Unikasz mnie Hermiono? - spytał trochę zły. Pokręciłam głową
- Nie unikam, przepraszam. Przez ostatnie dni miałam trochę na głowie. Masz rację, musimy wreszcie pogadać - weszliśmy do pustej klasy.
- Hermiono... nie chcę z Tobą zrywać. Naprawdę tamta sytuacja to było jedno wielkie nieporozumienie, nigdy nie miałem zamiaru Cię zranić. Przepraszam- brunet złapał mnie za dłonie.
-Wiem Harry, wiem. Spokojnie ja też nie chcę, żeby tak to się skończyło. Nie mam Ci tego za złe - uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego. Brakowało mi tego. W ramionach Harry'ego czułam się bezpiecznie. Pocałował mnie w czoło. Szczęśliwi zeszliśmy na obiad. Z upływającym czasem, mój nastrój znowu psuł się, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Resztę dnia spędziłam na błoniach z przyjaciółmi. Żartowałam i śmiałam się jak zawsze. Jednak od środka zjadało mnie nieprzyjemne uczucie, że to może być mój ostatni beztroski dzień.
- Widziamy się jutro Hermiono? Organizują wyjście do Hogsmeade. -spytał mnie na pożegnanie Harry, gdy odprowadzał mnie do wieży Ravencalwu.
- Zobaczę, mam dużo nauki - odpowiedziałam wykrętnie i zniknęłam za drzwiami.
Nie mogłam wysiedzieć w spokoju. Spotkanie u Snape'a miało odbyć się dopiero za godzinę.
- Zaraz zwariuję - pomyślałam. Panowała już cisza nocna więc musiałam unikać Filcha na korytarzach. Jeszcze tylko brakowałoby mi szlabanu. O dwudziestej trzeciej wyszłam z pokoju wspólnego i cicho przemierzałam zamek.
- Hermiona? - usłyszałam. Podskoczyłam i obróciłam się. Za mną stał Draco.
- Nie strasz mnie nigdy więcej - krzyknęłam szeptem.
- Gdzie idziesz?
- Do Nietoperza - wzruszyłam ramionami.
- Nocna schadzka z profesorem? Nie jest trochę za stary dla Ciebie? - uderzyłam Dracona w ramię, a ten zaśmiał się. Uciszyłam go gestem.
- Głupie żarty. Muszę iść - fuknęłam i rozeszliśmy się. Punktualnie stałam pod drzwiami Snape'a.
- Masz szczęście Granger. Zaraz idziemy do Zakazanego Lasu. W zamku nie steleportujemy się do Czarnego Pana - kiwnęłam głową na zgodę.
- Czy on wie? - niepewnie spytałam.
- Czarny Pan wie wszystko co konieczne - zagrzmiał - idziemy Granger. - Wyszliśmy z gabinetu i skierowaliśmy się na zewnątrz.
- Już wiadomo jak mnie pan uratuje? - Nie odpowiedział. Reszta drogi minęła w milczeniu.
- Złap się mojego ramienia - wykonałam polecenie. Snape dotknął różdżką swoje prawe przedramię i poczułam nieprzyjemne uczucie towarzyszące przy deportacji. Staliśmy pod bramą mrocznego dworu.
- Gdzie jesteśmy?
- Przed dworem Malfoya - przyłożył mi różdżkę do gardła - teraz zrobisz co Ci każę. Nie odzywasz się niepytana i masz zachowywać się jak przystało. Nie zdemaskuj mnie - wyszeptał na ucho. Kiwnęłam lekko głową. Mężczyzna popchnął mnie i weszliśmy do budynku. Zaprowadził mnie do wielkiego pomieszczenia, pełnego śmierciożerców, którzy zaśmiali się na mój widok. Wybiła północ i przed zebranymi zmaterializował się Voldemort. Jego gadzie oczy rozejrzały się po pokoju. Na mój widok zaklaskał.
- Widzę, że mamy gościa. Glizdogonie, przynieś krzesło tej młodej damie - postawiono przede mną krzesło. Snape zmusił mnie do zajęcia miejsca.
- Panie... Granger chciała dokonać wymiany - pokornie rzekł nietoperz. Voldemort wyglądał jakby myślał nad czymś. Znowu zaklaskał.
- Glizdogonie! Przyprowadź więźniów - wściekłam się, ale trzymałam emocje na wodzy. Do pokoju weszli moi rodzice. Trochę posiniaczeni, przestraszeni, ale cali i zdrowi. Nie wytrzymałam i pobiegłam ich przytulić.
- Mamo, tato - zdążyłam tylko powiedzieć, bo dostałam zaklęciem w plecy i upadłam na podłogę wijąc się z bólu. Usłyszałam śmiech zebranych.
- Cisza! - Voldemort krzyknął. Wyjął różdżkę i skierował końcówkę w moich rodziców. Błysnęło zielone światło i padli nieżywi. Dotarło to do mnie po dłuższej chwili. Oni nie żyją. Wściekła podniosłam się z kolan i zaczęłam biec w stronę Voldemorta, ale śmierciożercy potraktowali mnie paroma zaklęciami. Znowu leżałam na podłodze krzycząc z bólu. Zalałam się łzami. Słyszałam tylko śmiech śmierciożerców.
- Glizdogonie, zaprowadź naszego gościa do celi - Peter chwycił mnie za ramiona i zaciągnął po schodach w dół. Nawet nie protestowałam. Było mi już wszystko jedno. Glizdogon wrzucił mnie za kraty i wyszedł śmiejąc się pod nosem. Nie wiem ile godzin leżałam w ciemnościach, ale wreszcie ktoś otworzył celę i usłyszałam głos Snape'a.
- Granger? Żyjesz? - potrząsnął mną. Wymruczałam coś niezrozumiale. - Słuchaj uważnie. Za dwa tygodnie nowi śmierciożercy zostaną włączeni w szeregi. Wśród nich będą Draco i Matt. Oni pomogą mi Cię uwolnić. Do tego czasu masz przeżyć - cela znowu została zamknięta. - Przykro mi, że tak się to potoczyło - usłyszałam jeszcze i zostałam sama.Hejka! Wracam po dłuuugiej przerwie. Naprawdę byłam zdziwiona, że ktoś jeszcze tu czekał na rozdział. Jednak ostatni wysyp komentarzy zmotywował mnie do napisania rozdziału. Szczerze to nie jestem za bardzo z niego zadowolona, bo już dawno pisałam te opowiadanie i trochę wyszłam z wprawy. Dajcie znać czy Wam się podoba!❤
CZYTASZ
Harrmione Forever
FanfictionNadchodzi szósty rok nauki w Hogwarcie. Wojna z Voldemortem nieubłaganie się zbliża. W szkole pojawia się tajemniczy jegomość, który przynosi listy dla Harry'ego i Hermiony nadane z sekretnego, Złotego Miasta. Dwójka przyjaciół wyrusza w podróż. W t...