12. Magowie ognia

928 44 13
                                    

O szóstej rano poszłam do zamkowych lochów na lekcję eliksirów z Christopherem. Im niżej schodziłam tym robiło się bardziej chłodno. Potarłam ramiona. Z ust ulatniała się para. Dotarłam jako pierwsza i mojej grupy jeszcze nie było. Rozmyślałam nad ostatnimi dniami. Rozpoczęłam dodatkowy trening z resztą wojowników. Powoli się zaprzyjaźnialiśmy. Najlepiej dogadywałam się z Lindą. Czasami przypominała mi Ginny. Obie są tak samo pełne energii, pewne siebie i wygadane. Rich i James stanowią dla mnie zagadkę. Jak zdążyłam zauważyć pochodzą z bogatej rodziny. Mają drogie szaty i w ich postawie oraz wypowiadaniu się można domyślić się o należeniu do zamożnego rodu. Są raczej zamknięci w sobie i sprawiają wrażenie, że siedzą we własnym świecie i nikt inny dookoła ich nie obchodzi. Rozmyślania przerwała mi dłoń machająca przed moimi oczami, należąca do Nicole. Obok niej stali Justin z Felixem.
- Jak zwykle bujasz w obłokach - stwierdziła. Zanim zdążyłam zaprzeczyć zmaterializował się Christopher. Otworzył drzwi i weszliśmy do laboratorium. Zajęłam miejsce przy swoim kociołku.
- Dzisiaj musicie wykazać się naprawdę wielkimi umiejętnościami, ponieważ będziecie warzyć naprawdę trudne mikstury. Na tej lekcji przygotujecie Eliksir Silnego Skorupistego Ducha oraz Eliksir Vaninga. Macie na to dwie godziny. Wszystkie składniki znajdziecie w szafce, a przepisy macie w książce leżącej na blacie. Powodzenia. - Na początku zajęłam się Eliskirem Silnego Skorupistego Ducha. Otworzyłam tom na odpowiedniej stronie i przeczytałam listę składników. Poszłam do szafki i wzięłam potrzebne ingriedencje. Napełniłam kociołek i wrzuciłam krewetkę według przepisu. Wszystko robiłam z dużą precyzją. Podczas oczekiwania aż wywar wystygnie popatrzyłam na resztę. Felix był na tym samym etapie warzenia co ja, a Nicole z Justinem już przeszli dalej. Wróciłam do pracy. Ostatnim składnikiem był arszenik. Nie można przekroczyć dawki pięciu mililitrów. Dokładnie odmierzyłam ilość i wsypałam do eliksiru. Zadowolona stwierdziłam, że tak jak według przepisu ma łososiowy kolor. Odstawiłam ukończony wywar i za pomocą zaklęcia przywołałam kolejny kociołek i teraz zabrałam się za drugi eliksir. Miałam jeszcze godzinę czasu. Poszłam do szafki po składniki i rozpoczęłam warzenie. Kątem oka spojrzałam na Christophera oglądającego ukończone eliksiry. Odwróciłam wzrok i skupiłam na pracy. Eliksir Vaninga jest bardzo trudny w przygotowaniu. Jedno małe niedociągnięcie i całe lochy wyleciałyby w powietrze. Nagle do moich nozdrzy przedarł się zapach zgnilizny co prowadziło w dobrym kierunku. Gdy zgniły zapach przestał się ulatniać dodałam trzy krople smoka i odczekałam chwilę by eliksir zabarwił się na czerwono. Zgasiłam płomień i odetchnęłam z ulgą. Mimo talentu do tego przedmiotu obawiałam się przyrządzać niektóre mikstury mogące spowodować wybuch lub coś gorszego. Z napięciem czekałam na opinię mojej pracy. Chyba nawet Snape nie miałby nic do zarzucenia, ale za tym człowiekiem nie da się nadążyć.
- Po ocenieniu waszych eliskirów stwierdzam, że najlepsze uwarzyli Felix i Hermiona. Wszyscy poradziliście sobie świetnie. Nie wysadziliście lochów w powietrze więc jestem w pełni zadowolony. W Złotym Mieście bawicie niecałe pięć miesięcy. Tutaj większość grup zakłada drużyny stające do walki. Jesteście uzdrowicielami i nie potrzeba was ustawiać na ofensywie, ale chciałbym nauczyć was leczyć w wirze walki. To trudne do opanowania, musicie leczyć towarzyszy i samemu uważać na ataki. Przydzielę was do grupy magów ognia. Idźcie teraz na błonia, a ja zaraz dołączę. - Jak zwykle się steleportował. Przetrawiłam powoli informacje. Uważam to za dobry pomysł. Ta umiejętność może się przydać podczas drugiej wojny. Dzięki temu uda mi się ochronić osoby, które są mi bliskie nie bojąc się, że sama dostanę avadą. Wyszłam z sali i szłam za Justinem po kamiennych schodach. Po drodze minęłam Harry'ego i jego grupę nekromantów. Posłałam w jego stronę usmiech jednak mnie nie zauważył. Przeszliśmy przez główny hol i ruszyliśmy na błonia. Słońce ogrzewało mi twarz. Spojrzałam w górę, niebo było przejrzyste bez chmur. Gdy dotarliśmy na miejsce Christopher już był obecny.
- Za chwilę zjawi się grupa ognia. Razem z ich opiekunem przeprowadziny małe starcie. My dwóje na was wszystkich. Od dzisiaj o tej porze będziecie ćwiczyć aż uznam, że jesteście gotowi to stoczycie pojedynek z tegoroczną grupą nekromantów - nauczyciel skończył wyjaśniać. Od strony zamku nadchodziła czteroosobowa grupa ubrana w pomarańczowe szaty. Stanęli obok nas. Nagle obok Christophera pojawiła się kobieta. Zapewne opiekunka magów ognia. Pełen powagi wyraz twarzy oraz błysk w oczach ukazywały, że czarownica musi mieć wielki autorytet wśród uczniów. Zaczęła przemawiać i wszystkie twarze skupiły się na jej słowach. Pełen wdzięku i powagi ton rozszedł się po błoniach. Poczułam sie jak w transie. Gdy skończyła musiała minąć chwila zanim zdążyłam się otrząsnąć. Podeszłam do grupki adeptów, zaraz miał się zacząć pojedynek. Tak jak byłam uczona, przyjęłam pozycję do ataku. Szybko przeanalizowałam sytuację - mamy rzucać tylko drętwotą i vice versa, więc nie powinno być problemu. Powiedziałam stojącemu Justinowi, żeby mnie krył i wzajemnie. Opiekunka magów ognia rzuciła drętwotą w najlbliższą osobę. Atak był tak niespodziewany, że nikt nie zdążył zaeragować i ofiara ciężko upadła na twardy grunt. Zanim ktokolwiek inny ogarnął sytuację, kolejne czerwone promienie leciały w naszą stronę. Kilka razy zdążyłam się uchylić i pare razy uratowała mnie tarcza Justina. W miarę możliwości starałam się go chronić i rzucać zaklęcia w dwójkę czarodziejów. Po niedługim czasie wszyscy oprócz zostali pokonani. Mogłabym pociągnąć dalej pojedynek, ale Justin utracił większość sił i jego zaklęcia nie były już efektywne i przez tarczę ochronną przedostał się czar, który zwalił mnie z nóg i na moment zamroczył. Justina rozgromił Christopher.
- Jak widzicie nasza dwójka zwyciężyła z waszą ośmiosobową grupą i to z łatwością. Mieliśmy tę przewagę, ponieważ współpracowaliśmy ze sobą. Kilka razy bym oberwał jednak Amaya...
- Czyli to tak ma na imię - pomyślałam- bardzo śliczne.
- ... Dlatego też współparaca jest kluczem do osiągnięcia sukcesu - ponownie skupiłam się na słowach Christophera - bez niej nie poradzicie sobie podczas decydującej walki ze złem. Musicie się nauczyć wspólnie walczyć i ochraniać tak jak to robili Hermiona z Justinem - wskazał na nas ręką. Jutro o tej samej porze macie się zjawić - po chwili na jego miejscu ukazała się mgiełka świadcząca, że czarodziej steleportował się. Każdy poszedł w swoją stronę. Usiadłam pod drzewem. Przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w szelest liści. Jestem tu od pięciu miesięcy i ciągle dochodzą mi dodatkowe treningi. Niedługo dojdzie do tego, że padnę z wycieńczenia. Moje pokłady magii nie nadążają nad tak szybką regeneracją, którą codziennie nadwerężam. Obok mnie ktoś usiadł. Leniwie podniosłam powieki. Ujrzałam opiekunkę magów ognia - Amayę.
- Chodź za mną, mam pewien sposób na rozwiązanie twego problemu- zaintrygowana podniosłam się z ziemi i podążyłam za kobietą.

- Chodź za mną, mam pewien sposób na rozwiązanie twego problemu- zaintrygowana podniosłam się z ziemi i podążyłam za kobietą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Witajcie po tak długiej przerwie. Swoją nieobecność wyjaśniłam w notce. Czytając swoje wypociny mam pewne wątpliwości co do fabuły. Mam wrażenie, że jest chaotyczna i bez składu, i ładu. Dlatego wyraźcie opinię na ten temat. Czy nie poplątałam nic i czy coś nie jest naciągane? Zapraszam do komentowania, ponieważ jestem ciekawa waszego zdania. Kolejny rozdział postaram się napisać jak najszybciej. Do następnego postu 😘

Harrmione ForeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz