W całym zamku dało się usłyszeć wybuch, dochodzący z lochów. Kociołek z eliksirem, który przyrządzałam eksplodował. Na szczęście razem ze Snapem zdążyliśmy ewakuować się z sali w ostatnim momencie. Skulona na podłodze usłyszałam za plecami potężny huk i przekleństwa profesora, które kierował do mnie.
- Jesteś kompletną idiotką Granger! Chciałaś nas zabić?! Więcej mi tu nie wracaj! A teraz marsz sprzątać bałagan, do którego doprowadziłaś, ale bez użycia magii! Niby Krukonka, ale dalej durna jak Ci Gryfoni, tfu! - splunął na ziemię i poszedł prawdopodobnie do dyrektora ze skargą. Westchnęłam i wróciłam na miejsce wypadku. Skrzywiłam się na widok osmalonego pomieszczenia. Dookoła leżały resztki kociołka oraz z sufitu kapała zielona, glutowata maź. Ze schowka wzięłam przybory potrzebne do sprzątania i cierpiętniczą miną zaczęłam zeskrobywać zielone gluty. Niestety sama wywołałam eksplozję. Zamyślona, dałam za dużą dawkę składnika i niestety nie zareagowałam na czas. Usłyszałam bicie zegara i poczułam burczenie w brzuchu. Był już czas zajęć, a ja nawet nie zdążyłam zjeść śniadania. Udało mi się pozbyć zieloną maź i zaczęłam myć osmalone ściany. Czułam na sobie wzrok profesora, który wrócił przed chwilą. Obserwował każdy mój ruch.
- Przez Ciebie musiałem odwołać poranną lekcję. Mam nadzieję, że posprzątasz wszystko jak najszybciej - rzucił gniewnie i poszedł do pomieszczenia obok. Wzruszyłam ramionami nie przerywając wykonywanej czynności. Godzinę później ściany i sufit były już w dobrym stanie. Zostało mi jedynie umyć podłogę. Z tym uporałam się szybko i poszłam oznajmić nietoperzowi, że sala jest gotowa. On jedynie mruknął coś pod nosem i kazał mi wracać na resztę lekcji. Nie chciałam wejść w środku zaklęć więc zakradłam się do kuchni. Od razu otoczyła mnie grupka skrzatów. Poprosiłam o kilka kanapek, bo byłam bardzo głodna. Wciąż byłam przeciwna wykorzystywaniu skrzatów jednak chęć zaspokojenia głodu wygrała. Szybko zjadłam i podziękowałam stworzonkom. Akurat skończyła się lekcja zaklęć więc poszłam szybko w stronę błoni na zielarstwo. W Ravenclawie czułam się odrobinę samotna. Brakowało mi pokoju wspólnego Gryfonów, głupkowatego Rona, młodszego Malfoya, który denerwował rudzielca, Ginny, a najbardziej Harry'ego. Nawet mieszkanie z Draco było w porządku. Był denerwujący, ale można było się z nim dogadać. Jednak na szczęście spotykam się ze wszystkimi tak często jak się da. Zamyślona dotarłam do cieplarni. Na miejscu byli już wszyscy. Stanęłam obok Harry'ego.
- Rano usłyszałem wybuch, wszystko w porządku? - spytał zaniepokojony. Opowiedziałam mu o wypadku w lochach, ale zapewniłam, że nic złego mi się nie stało. Chciałam jeszcze coś dodać, ale przyszła profesorka i kazała wszystkim uciszyć się. Przez całą godzinę, czekałam chociaż na głupie "sto lat" od chłopaka, ale może nie chciał sie rozpraszać. Moja nadzieja zgasła, gdy po lekcji powiedział, że widzimy się na obiedzie i poszedł gdzieś z Lindą. Z przykrością stwierdziłam, że zapomniał o moich urodzinach, tak jak reszta przyjaciół, których dzisiaj spotkałam. Jedynie Snape pamiętał - na wspomnienie jego wyplutych życzeń razem z jadem parsknęłam i pokręciłam głową. Co za ironia - pomyślałam i ruszyłam w stronę zamku na kolejne zajęcia. Na pozostałych godzinach siedziałam przygaszona i nawet dziwne historie Luny, z którą chodziłam na większość lekcji nie poprawiły mi humoru. W porze obiadowej siedziałam samotnie przy stole Krukonów i jadłam powoli spaghetti. Trochę sosu spadło mi na szatę. Zrezygnowana wyciągnęłam różdżkę i po plamie nie było śladu. Po chwili dosiadł się Matt, co było dziwnym widokiem, że uczeń innego domu dosiada się do obcego stołu. Uderzył mnie lekko w ramię w wyniku czego zakrztusiłam się sokiem. Popatrzyłam na niego krzywo.
- Wszystkiego najlepszego Hermiono! - krzyknął rozradowany. Od razu mój nastrój poprawił się i przytuliłam go, dziękując mu kilkukrotnie.
- Z okazji urodzin zapraszam Cię na spacer nad jezioro - rozważyłam jego propozycję. Chciałam miło spędzić ten dzień. Nigdy jakoś szczególnie nie obchodziłam urodzin, ale jednak brak życzeń od najbliższych zranił mnie. Zgodziłam się, umówiliśmy się przed zamkiem za pół godziny. Poszłam do dormitorium odłożyć torbę i zauważyłam trzy sowy płomykówki na moim łóżku. Miały ze sobą trzy małe paczki. Były one od Felixa, Nicole i Justina. Każda paczuszka zawierała życzenia urodzinowe oraz drobny upominek. Dostałam śliczne krucze pióro, buteleczkę atramentu, który widać gdy jest dobrze oświetlony oraz zwykłą srebrną bransoletkę z zawieszką, w kształcie czterolistnej koniczyny. Podziękowałam im w listach za pamięć i prezenty. Odesłałam sowy z powrotem do właścicieli i wyszłam z dormitorium, kierując się na spotkanie z Mattem. Chłopak już na mnie czekał na wyznaczonym miejscu. Skierowaliśmy się w stronę jeziora. Był środek września, ale wciąż mieliśmy ładną pogodę. Słońce świeciło mocno i wiał łagodny wiatr. Po błoniach biegali młodsi uczniowie, a starsi korzystając z ciepłego dnia, uczyli się na łonie natury. Nagle Matt zasłonił mi oczy dłonią.
- Co ty robisz? - jednak nie otrzymałam wyjaśnień i zaczął mnie powoli prowadzić przed siebie. Starałam się odtrącić rękę chłopaka, ale okazał się silniejszy ode mnie. Szłam ostrożnie stawiając każdy krok. Wreszcie po długim spacerze w ciemności, Matt zabrał dłoń i moim oczom ukazał się przepiękny widok. Przede mną stali moi najbliżsi przyjaciele oraz na trawie leżał ogromny koc, na którym było pełno jedzenia i prezentów.
- Wszystkiego najlepszego Hermiono! - krzyknęli, podczas gdy ja stałam zszokowana i ocierałam łzy wzruszenia. Czyli jednak nie zapomnieli. Uścisnęłam wszystkich po kolei, dziękując za niespodziankę. Ron i Ginny podali mi tort owocowy, który przysłała ich mama. Przeszczęśliwa nie wiedziałam co powiedzieć, więc zdmuchnęłam świeczki i wszyscy zaśpiewali mi "sto lat". Bawiłam się cudownie. Jedzenie było przepyszne, czułam, że pani Weasley maczała w tym palce. Dostałam mnóstwo prezentów od książek po ubrania i inne drobiazgi. Jednak srebrny naszyjnik z małym błękitnym kamykiem od Harry'ego oraz ramka ze wspólnym zdjęciem od Lindy urzekły mnie najbardziej. Gdy pocałowałam chłopaka w ramach podziękowań, nagle reszta wpadła w zdumienie. Odsunęłam się zawstydzona i powiedziałam jak do tego doszło. Podczas gdy reszta gratulowała nam udanego związku to Ron wypalił - myślałem Harry, że jesteś z Cho?
Spojrzałam na rudzielca podejrzliwie - Co masz na myśli Ronaldzie?
- No bo widziałem wczoraj jak oni się cał... - Matt nie dał mu dokończyć - zamknij się Ron! - krzyknął. Poczułam ucisk w sercu. Momentalnie zachciało mi się płakać, ale powstrzymałam się. Popatrzyłam na Harry'ego, żądając wyjaśnień. Odeszliśmy na stronę.
- Hermiono, to nie tak jak myślisz, nigdy nie zdradziłbym Cię. Zaszła tu pomyłka, natknąłem się wczoraj na Cho przypadkiem i ona wyznała mi, że jest we mnie zakochana, ale ja powiedziałem jej, że kocham Ciebie to ona nagle rzuciła się na mnie i pocałowała... ale szybko ją odepchnąłem. Przepraszam - skruszony, spuścił głowę. Nie wiedziałam co powiedzieć. Było mi przykro z powodu incydentu, ale wiedziałam, że Harry nie chciał mnie zranić. Musiałam sobie wszystko poukładać w głowie.
- Porozmawiamy po kolacji, dobrze? - skinął głową i wróciliśmy do towarzystwa, które zdążyło porządnie owalić Rona. Cała atmosfera pikniku upadła i zgodnie stwierdziliśmy, że pora wracać do zamku. Przy drzwiach wejściowych czekał na nas profesor Flitwick, który przekazał mi, że mam jak najszybciej zjawić się u dyrektora. Byłam ciekawa co drops miał mi do powiedzenia. Pożegnałam się z przyjaciółmi i ruszyłam na dywanik do Dumbledore'a. Na miejscu zastałam Snape'a i starca, którzy naradzali się po cichu, chyba nie zauważyli, że przyszłam.
- Severusie, musimy powiedzieć Granger, przecież to są jej rodzice - powiedział dyrektor i odwrócił się w moją stronę - o panna Granger, proszę siadać. Herbaty, może dropsa? - uśmiechnął się w moją stronę, ale czułam unoszące się w powietrzu napięcie. Z wypowiedzi dropsa wywnioskowałam, że mówią o moich rodzicach. Miałam złe przeczucia.
- Panie Dyrektorze, czy coś się stało? - mężczyźni popatrzyli na mnie wachając się nad udzieleniem odpowiedzi.
- Hermiono, Severus wrócił niedawno z zebrania śmierciożerców i dowiedział się, że Twoi rodzice zostali porwani przez sługusów Voldemorta... - wstrzymałam oddech. Popatrzyłam z nadzieją na nietoperza, on jedynie przytaknął. Ukryłam twarz w dłoniach. Nie mogłam uwierzyć... moi rodzice zostali uprowadzeni i pewnie byli poddani wielu torturom. Co Voldemort chciał tym osiągnąć? Poczułam jakby świat w jednej minucie runął. Ignorując wszystko dookoła, wybiegłam z gabinetu dyrektora. Nie mogłam pozwolić im zginąć. Musiałam obmyślić plan.Ech przepraszam, że znowu zwlekałam z rozdziałam, ale ostatnio miałam gorszy okres( Taa trzymiesięczny heh). Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Czekam na wasze komentarze, które może mnie zmotywują do dalszego pisania, bo już mam pomysł na kolejny 😅. Do następnego!
CZYTASZ
Harrmione Forever
FanfictionNadchodzi szósty rok nauki w Hogwarcie. Wojna z Voldemortem nieubłaganie się zbliża. W szkole pojawia się tajemniczy jegomość, który przynosi listy dla Harry'ego i Hermiony nadane z sekretnego, Złotego Miasta. Dwójka przyjaciół wyrusza w podróż. W t...