Usłyszałem trzask aportacji i po chwili stała przed nami pokaźna grupa śmierciożerców. Mieszkańcy nie wiedzieli co się dzieje, ale gdy pierwszy dom zapalił się po odbitym zaklęciu, zaczęli wszyscy uciekać w popłochu. Rzucałem czarami na wszystkie strony. Kilka razy koło ucha przeleciała mi avada. Mieli nad nami ogromną przewagę liczbową i nie nadążałem nad unieszkodliwianiem wrogów. Linda z Richem pobiegli do centrum Camville i starali się bronić mieszkańców, w tym czasie z Jamesem opieraliśmy ataki na obrzeżach. Nawet po treningu w Złotym Mieście, było to trudne. Na szczęście z pomocą przybyli Ferregon z kilkoma czarodziejami. Dalej poszło już lepiej. Walczyłem z jakimś śmierciożercą i wycelowałem Sectumsemprę, gdy pomiędzy nas wpadło dziecko. Miało może z dziesięć lat. Zanim zdążyłem zareagować było już za późno. Chłopczyk przyjął na siebie zaklęcie i upadł pod moje nogi. Zamarłem. Przeciwnik wykorzystał chwilę nieuwagi i trafił we mnie Cruciatusem. Siła czaru powaliła mnie na kolana. Gdyby nie Ferregon dostałbym Avadą.
- Potter! Ogarnij się - krzyknął i pobiegł dalej. A ja wciąż nie mogłem się ruszyć. Wszystko dookoła działo się jak w zwolnionym tempie. Wpatrywałem się w chłopaka który zdążył się już wykrwawić. Zabiłem niewinne dziecko. Byłem moredercą. Nie zdążyłem mu nawet pomóc. Obudziła się we mnie niepochamowana nienawiść do Voldemorta. Wściekły ruszyłem z powrotem w bój. Ciskałem najmroczniejszymi zaklęciami jakie znałem. Gdy śmierciożercy zorientowali się, że została ich garstka wycofali się i deportowali. Odetchnąłem z ulgą. Cała nienawiść uleciała ze mnie, gdy przypomniałem sobie o chłopcu. Ignorując radujących się przyjaciół, wróciłem tam. Uklęknąłem i przytuliłem ciało do piersi. Po twarzy poleciały mi łzy. Już dawno nie płakałem. Ostatnio, gdy zginął Syriusz. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu, ale wciąż płakałem jak dziecko, tuląc do siebie chłopca. Wreszcie ktoś odciągnął mnie siłą. Przez załzawione oczy ujrzałem Ferregona.
- Wracajmy, Potter. Nic tu po nas - skinąłem głową. Nie miałem siły na nic. Po chwili staliśmy w sali tronowej, gdzie czekał na nas Sinc. Ferregon, zdał raport i mogliśmy wrócić do Hogwartu. Bez słowa przeszedłem przez portal i znalazłem się w Pokoju Życzeń.
- Dobra robota, jesteśmy super! - krzyknęła Linda. Wzruszyłem ramionami. Chciałem zwinąć się w łóżku w dormitorium i nie wychodzić, ale mój żołądek dał o sobie znać. Zreflektowałem się, że nie jadłem śniadania, a teraz dochodziła pora obiadowa.
- Widzimy się później - powiedziałem i powlokłem się do Wielkiej Sali, gdzie nałożyłem trochę potrawki na talerz. Mimo głodu, nie mogłem nic przełknąć. Wciąż miałem widok chłopca przed oczami.
- Harry, wszystko w porządku? - usłyszałem Rona. Wymusiłem uśmiech na twarzy.
- Jasne, po prostu martwię się o Hermionę - odparłem.
- Właśnie! Snape Cię szuka - powiedział i wepchnął sobie kurczaka do buzi. Zmarszczyłem czoło. Nie widziałem powodu wezwania, ale ruszyłem do lochów. Drzwi otworzył mi jak zwykle ucieszony Snape.
- Potter! Miałeś być rano. Co było tak ważnego, że musiałeś zniknąć na całe popołudnie? - usiadłem na krześle na przeciw wściekłego nietoperza.
- Czy słyszał pan o ataku śmierciożerców na Camville? - może to był zły pomysł, ale Mistrz Eliksirów był jedyną osobą, która powinna go zrozumieć.
- Co za ironia - pomyślałem ponuro. Gdyby ktoś mu powiedział, że będzie zwierzał się Snape'owi to by go wyśmiał.
- Do czego zmierzasz Potter?
- Brałem w niej dzisiaj udział - rzuciłem - Słyszał pan o smoczych wojownikach?
- Tak, gdy byłem w Złotym Mieście to każdy chyba słyszał tę przepowiednię o piątce wojowników, którzy uratują świat przed wrogiem. Możesz mówić wprost Potter, czy każesz mi zgadywać?
- Na pewno nie zdziwi pana to, że jestem jednym z tych wojowników. I dzisiaj podczas bitwy zabiłem kogoś. To był przypadek. Rzuciłem Sectumsemprę w kierunku śmierciożercy, ale zbłąkało się dziecko i czar trafił w tego chłopca- wyrzuciłem to z siebie. Łzy ponownie pociekły po policzkach. Nie interesowało mnie to, że rozkleiłem się przed nietoperzem. Musiałem zrzucić ten ciężar z serca. Schowałem twarz w dłoniach i dałem się ponieść emocjom.
- Jestem moredrcą. To było niewinne dziecko. Nawet nie zdążyłem mu pomóc - płakałem. Poczułem na swoim ramieniu dłoń Snape'a.
- Rozumiem Potter. Jednak takie są realia wojny. Jeszcze nie raz będziesz musiał zabić. Wielu niewinnych umarło i będzie ginąć. Naszym zadaniem jest by zakończyć to piekło jak najszybciej - powiedział. Nie brzmiało to pocieszająco, ale wiedziałem, że Snape nie miał zamiaru mnie pocieszać.
- Nie poddawaj się Potter. Nie jesteś sam - dodał po chwili ciszy.
- Czasem tak się czuję.
- Nie ty jeden - szepnął - Zgredek! - w gabinecie pojawił się skrzat, który na mój widok od razu uśmiechnął się szeroko.
- W czym mogę służyć sir?
- Przynieś dwie herbaty - rozkazał mężczyzna. Stworzonko ukłoniło, się i znikło z trzaskiem.
- Kiedy ta wojna się skończy? - spytałem. Nie zdziwił mnie brak odpowiedzi. Gdy Zgredek wrócił z tacą i dwoma kubkami zapadła cisza. Piłem powoli napój. Czułem się dziwnie, że siedziałem spokojnie w gabinecie mojego znienawidzonego nauczyciela i rozmawiając z nim o swoich uczuciach.
- Przepraszam, że sprawiłem kłopot panu. Już lepiej pójdę - wstałem i skierowałem się do wyjścia.
- Czekaj Potter - Snape, podszedł do szafki i wyciągnął z niej fiolkę z eliksirem - to jest eliksir słodkiego snu. Na pewno przyda się tej nocy.
- Dziękuję za wszystko. Za to, że mnie pan wysłuchał mimo naszego konfliktu i za eliksir.
- Nie jestem potworem za jakiego mnie masz - sarknął. - Nie załamuj się Potter, jesteś naszą nadzieją - dodał i wypchnął mnie na zewnątrz. Uśmiechnąłem się blado. Czułem się lepiej, ale i tak wciąż poczucie winy dręczyło mnie od środka. Skierowałem swoje kroki w stronę skrzydła szpitalnego. Chciałem spytać o zdrowie Hermiony. Niestety na miejscu, pani Pomfrey nie miała dobrych wieści.
- Wciąż jest nieprzytomna. Potrzebuje czasu. Dwa tygodnie tortur i tak dobrze, że żyje - odparła i pozwoliła mi posiedzieć przy jej łóżku. Ująłem delikatnie dłoń dziewczyny.
- Wracaj do nasz szybko, Hermiono. Nawet nie wiesz jak za Tobą wszyscy tęsknimy. Kocham Cię - pocałowałem ją w czoło.Hej, hej! Rozdział nie pojawiał się długo, ale w końcu jest! Wybaczcie, że tak długo 😅. Mam nadzieję, że podoba się Wam. Czekam na Wasze komentarze 🤗

CZYTASZ
Harrmione Forever
FanfictionNadchodzi szósty rok nauki w Hogwarcie. Wojna z Voldemortem nieubłaganie się zbliża. W szkole pojawia się tajemniczy jegomość, który przynosi listy dla Harry'ego i Hermiony nadane z sekretnego, Złotego Miasta. Dwójka przyjaciół wyrusza w podróż. W t...