*Luke*
Tego dnia udało mi się wcisnąć Becky mamie, ale w zamian za to musiałem zrobić zakupy. Wziąłem kluczyki do samochodu i się do niego udałem. Postawiłem na jeden z większych marketów, dla pewności, że niczego nie braknie i nie będę musiał jeździć po wszystkich okolicznych sklepach. Ostatnio zaliczyłem taką wyprawę, uwierzcie, że to nic przyjemnego. Wszedłem do sklepu, od razu odczułem wielką różnicę temperatury. W środku było przyjemnie chłodno, w porównaniu z temperaturą na zewnątrz, gdzie panował totalny skwar. Wziąłem duży wózek na zakupy, widząc jak wiele rzeczy moja mama zapisała na kartce.
Od zawsze zastanawiałem się, dlaczego w sklepach grają tak słabą muzykę, przecież tego się nie da słuchać. Osobie, która ją wybiera z pewnością słoń na ucho nadepnął... Wchodząc w alejkę z makaronem, ryżem i innymi podobnymi rzeczami zobaczyłem dziewczynę z niebieskimi włosami, tą samą która pracuje w kawiarni. Uśmiechnąłem się pod nosem i zostawiając na chwilę wózek bez opieki, podszedłem do niej. Widać było, że męczy się ze ściągnięciem czegoś z najwyższej półki, ponieważ zwyczajnie do niej nie sięga.
-Może tym razem ja ci pomogę, w zamian za pomoc z ciastem - zaproponowałem wesoło.
Dziewczyna spojrzała na mnie, ewidentnie zdziwiona moją obecnością, jednak po chwili zdziwienie przerodziło się w uśmiech.
-Będę serio wdzięczna, jeśli ściągniesz mi dwa opakowania tego trójkolorowego ryżu - zaśmiała się, delikatnie się odsuwając, aby zrobić mi miejsce.
Wyciągnąłem rękę w górę i bez problemu ściągnąłem to co chciała.
-Bardzo ci dziękuję, stałabym tu chyba jeszcze godzinę, myśląc jak to zdjąć - zachichotała.
-Polecam się na przyszłość - odparłem. - Jestem Luke.
-Ashley, miło mi. A teraz przepraszam, ale się śpieszę, bo muszę załatwić kilka rzeczy, a niebawem zaczynam pracę. Kate nienawidzi kiedy się spóźniam. - Wywróciła oczami, śmiejąc się.
-W takim razie do zobaczenia - powiedziałem i wróciłem do robienia swoich zakupów.
*Ashley*
Wlepiałam wzrok w ekspres, który nalewał kawę do kubka, jednak myślami byłam w markecie, w którym spotkałam Luke'a dziś rano. Dobrze wiedzieć jak ta żyrafa ma na imię. Jedną ręką trzymałam filiżankę, a drugą oparłam na blacie. Po chwili poczułam jak gorąca ciecz spływa po mojej dłoni.
-Kurwa... - syknęłam, natychmiast wyłączając ekspres.
-Brawo. - usłyszałam znajomy głos, niemal natychmiast się odwróciłam.
Moim oczom ukazał się Luke. Wywróciłam oczami i podeszłam do zlewu, aby spłukać kawę z rąk.
-Nic nie mów, nie mój dzień - odparłam, wyciągając nową filiżankę. - Może kawę na koszt firmy? - spytałam, wskazując głową na przelany napój, stojący obok.
-Nie dzięki, wolę karmelową latte - odrzekł, opierając się o bar.
-Jak będziesz pić je cały czas, to ci się znudzi - mruknęłam, wyłączając ekspres, tym razem w odpowiednim momencie.
-Okej, wezmę ją, ale pod warunkiem, że...
-Zaskocz mnie - prychnęłam, unosząc brew.
-Że... że dasz się gdzieś wyciągnąć - powiedział, a z jego twarzy zniknęło całe rozbawienie, zastąpiła je powaga.
-Może kiedyś - zaśmiałam się, podając mu filiżankę. - Masz, czuj szczęście.
Dam dam dam... Oto kolejny rozdział! Zostaw po sobie gwiazdkę, bardzo motywuje :)
CZYTASZ
Hot like coffee | Luke Hemmings
FanfictionOna pracuje w niewielkiej, przytulnej kawiarence. On codziennie przychodzi do niej na kawę, aby podziwiać, jak cała oddaje się swojej pracy. Opowiadanie może zawierać śladowe ilości kebaba. ©littlepenguin23