Rozdział 2

1.7K 81 4
                                    

Veronica 

Jest już prawie koniec wakacji, w ciągu nich przenieśliśmy się już do Paradise. Chyba każdy się zadomowił, nasze stado zajmuje prawie całe przedmieścia, a do tego głęboko w lesie znajduje się ogromny dom, który też do nas należy. Zaczęliśmy go odnawiać i będzie głównym domem naszego stada, będą odbywać się tu zbiórki, treningi i wszystkie inne rzeczy związane ze stadem, z dala od ludzi. 

Jest nas teraz wszystkich około 50, niedługo po naszym przyjeździe odbyła się ceremonia przyjęcia stada z Paradise do naszego: NightShadows.  Jako córka Alfy, tak jak i on oraz Luna (moja mama) poznałam wszystkich z tamtego stada i niestety nie znalazłam 'bratniej duszy'. Szczerze mówiąc to od początku za bardzo się nastawiałam i Ariel co chwila mi powtarzała, że na pewno ją znajdę....może nie jest mi to pisane, może będę Alfą bez 'bratniej duszy' ale, słyszałam że czasem zdarza się że wilkołaki tak bardzo jej potrzebują, że mogą wpaść w ogromną depresję jeśli jej nie odnajdą.

Został tydzień do pierwszego dnia szkoły, nie stresuję się ani nic, bo wiem że wszyscy rówieśnicy z mojego stada też tam będą więc będzie praktycznie tak samo jak w starej szkole. 

Teraz biegam po całym naszym terytorium, żeby się z nim zapoznać, w końcu powinnam znam każdy nawet najmniejszy zakątek tutaj. Nasze terytorium sięga aż do niewielkich gór niedaleko miasta, gdy właśnie przebiegam koło nich zauważam małe wejście do jaskini które ledwo widać, bo jest za gałęziami drzew. Żeby się zmieścić, muszę z powrotem zamienić się w człowieka, jako wilk mam chyba prawie 3 metry wysokości, moja sierść jest cała czarna.

Wchodzę do jaskini i idę dalej korytarzem, po chwili dzieli się on na dwa mniejsze, skręcam w lewy i idę kawałek, aż widzę jak po środku znajduję się niewielkie koryto z wodą, która jest dość czysta, wygląda to jak mały basen. Postanawiam zawrócić i wejść do drugiego korytarza, po jakiś 3 minutach widzę światło na końcu,  wychodzę i widzę niesamowity widok przed sobą. Jestem na niewielkim urwisku, 10 metrów przede mną jest spadek, ale widok jest przepiękny. Widać ogromy lad roztaczający się po horyzont a po prawej stronie znajduje się jezioro, akurat jest zachód słońca więc jest naprawdę pięknie. Postanawiam, że usiądę na chwilę na skraju urwiska. 

Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się już ciemno, musiałam tam siedzieć jakąś godzinę, właśnie jestem pod drzwiami domu. Słyszę jak moi rodzice się kłócą

"Magnus ona ma prawo wiedzieć, tu chodzi o jej bezpieczeństwo." - mówi mama.

"Nie, właśnie dlatego lepiej żeby nie wiedziała. My jesteśmy po to żeby ją chronić." - odpowiada tata 

"I będziemy, tak jak całe stado, ale właśnie po to od dziecka trenuje aby być przygotowaną, a przez to nawet nie wie do czego tak naprawdę jest zdolna." - mama

"Aurora...niech ma chociaż namiastkę dzieciństwa zanim skoczy w cały ten świat, powiemy jej w odpowiednim czasie." - mówi tata z westchnieniem. 

"Jest wilkołakiem i naszą córką....nigdy nie miała normalnego dzieciństwa i nie będzie mieć." - odpowiada ze smutkiem mama i słyszę, że odchodzi do innego pokoju. Postanawiam po ciuchu oddalić się od domu i wrócić za jakieś pół godziny żeby nie pomyśleli, że coś słyszałam. 

Ale o co mogło chodzić? Czego mi nie mówią? Grozi mi jakieś niebezpieczeństwo? Przecież jestem wilkołakiem i to za niedługo Alfą, jedyne co mi grozi to nadciągająca bitwa i nawet nie mi tylko wszystkim,ale jestem na nią przygotowywana, na treningach już nawet udało mi się tatę powalić. Będę musiała ich o to zapytać.

 W sumie, jak teraz o tym myślę to mama miała rację, nigdy nie miałam normalnego dzieciństwa. Odkąd pamiętam zawsze chodziłam na treningi i miałam lekcję na temat naszego gatunku, praktycznie nie miałam czasu dla przyjaciół i to przed 10 rokiem życia, czyli zanim w ogóle mój wilk się obudził. Potem tylko poszłam do szkoły i miałam jeszcze mniej czasu. Teraz mam już głównie tylko treningi i mijają dość szybko, ponieważ dużo już się nauczyłam.

Dobra, chyba już mogę wracać. Wchodzę do domu.

"Skarbie, gdzie byłaś tak długo?" - pyta się mama.

"Chciałam poznać nasze terytorium, więc się przebiegłam po nim parę razy." - odpowiadam, pomijając tylko fakt, że znalazłam tą jaskinię.

"Bardzo dobry pomysł, zawsze trzeba znać swoje terytorium lepiej od wroga, będziesz świetną przywódczynią Ronnie." - mówi tata z dumą w głosie i podchodzi do mnie, żeby pogłaskać mnie po głowie...tylko trochę zbyt energicznie.

"Tato! Bo popsujesz mi fryzurę!" - mówię z lekkim poirytowaniem. 

"Gorzej być nie będzie." - odpowiada ze śmiechem i puszcza mi oczko, uderzam go w ramię. Widzę jak mama się nam przygląda i się śmieje. Spoglądam jeszcze na tatę

"Idę do swojego pokoju." - mówię i wystawiam mu język, ale potem i tak się do siebie uśmiechamy. Mój tata jest zwykle taki wyluzowany i zabawny, ale jak się wkurzy to każdy wie żeby do niego nawet nie podchodzić, chociaż to też się rzadko zdarza, bo zwykle jest opanowany.

Wchodzę do swojego pokoju, jest już urządzony w moim stylu. Znaczy że, na ściana wisi parę plakatów zespołów co lubię, filmów i superbohaterów. 

Siadam na łóżku i postanawiam zadzwonić do Ariel, po 2 sygnałach odbiera.

"Hej, idziemy jutro na miasto, poznamy trochę tę dziurę." - pytam się ze śmiechem.

"Jasne, może znajdziemy jakiś fajny klub." - odpowiada z ekscytacją. No tak, ona tylko o jednym, jakby nie było innych atrakcji w miastach. 

"Zobaczymy....o wiesz co dzisiaj znalazłam?" - mówię przypominając sobie o jaskini. Rozmawiamy tak jeszcze przez jakąś godzinę, opowiedziałam jej o jaskini i ona mi o tym gdzie byli dzisiaj z Tomem. Tom też z nami jutro pójdzie, zwykle jak gdzieś się umawiamy to Tom jest z nami. 

W Końcu Cię Znalazłam.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz