Rozdział 5

1.5K 82 4
                                    

Powiedziałam nauczycielce, że się nią zajmę i wybiegłam szybko na korytarz. Betty siedzi na ławce obok drzwi z głową pochyloną nad ziemią i ciężko oddycha, podchodzę powoli i klękam przed nią.

"Nie...nie..mogę....oddechu.." - próbuje mi powiedzieć.

"Spokojnie..spokojnie...hej spójrz na mnie" - mówię spokojnym, ale stanowczym głosem i biorę palce pod jej brodę żeby podniosła głowę i na mnie spojrzała.

"Dobrze...a teraz oddychaj razem ze mną...głęboki wdech....i wydech....wdech....wydech" - mówię jej. Siedzimy tak przez minutę i oddychamy razem.

"Dziękuję" - szepcze Betty gdy jej oddech już się unormował, nadal patrząc mi w oczy. Automatycznie moja ręka spod jej brody przechodzi na policzek, żeby lekko go masować kciukiem. Mogłabym ją teraz pocałować, myślę że chciałaby bo zerka na moje usta co chwila...ale nie mogę...nie...bo wszystko popsuje...ona nawet nie wie że jest moja. 

"Betty?" - słyszę męski głos i już wiem kto to. Wstaje akurat jak Simon podbiega do Betty.

"Nic ci nie jest? Co się stało?" - pyta się z troską w głosie.

"Kroiliśmy żabę na lekcji...zgaduję, że nie przepada za widokiem krwi." - odpowiadam mu.

"Nigdy nie miała z tym aż takiego problemu..a ty jesteś?" - pyta się.

"To jest Veronica, poznałam ją dzisiaj....Veronica to Simon..mój...chłopak" - odpowiada za mnie Betty słabym głosem. 

"Dziękuję, że jej pomogłaś teraz już mogę ja się nią zająć." - mówi Simon i się lekko do mnie uśmiecha. Czuję jak mój wilk zaczyna się złościć...to ja powinnam się nią zająć. Ale staram się opanować więc kiwam tylko lekko do niego głową i uśmiecham się do Betty, odwracam się i idę do łazienki. Wchodzę do środka, staję i zaczynam brać głębokie oddechy żeby się uspokoić ściskając ręce w pięść. Po 2 minutach wracam do klasy, mówię nauczycielce co się stało i siadam na swoje miejsce chociaż i tak zostało tylko 5 minut do końca lekcji.

Gdy tylko słyszę dzwonek, to wstaję i wychodzę...nie mam ochoty siedzieć dalej w szkole, więc chyba wrócę do domu. Idę w stronę wyjścia i widzę Betty z Simonem przy gabinecie lekarskim, zwalniam...muszę się upewnić czy wszystko w porządku. Podchodzę do nich, Betty od razu się do mnie szeroko uśmiecha, a Simon tylko macha lekko ręką.

"Hej i jak się czujesz?" - pytam się z wyraźną troską.

"Już lepiej...dzięki, nie wiem co by było gdybyś za mną nie wyszła." - odpowiada Betty i lekko się czerwieni.

"Właśnie, dzięki jeszcze raz, że się nią zajęłaś" - mówi Simon. Mój uśmiech od razu znika. 

"Nie ma sprawy...cieszę się że już jest wszystko w porządku, ja już idę... także do jutra." - mówię głównie do Betty.

"Już? Masz tak mało lekcji dzisiaj?" - pyta się Betty z lekkim smutkiem w głosie.

"Nie...ale dzisiaj muszę być wcześniej w domu" - kłamię.

"A..yy....to do jutra" - mówi.

"Pa" - mówi Simon. Uśmiecham się, odwracam i idę na parking. 

Gdy wchodzę do domu i witam się z rodzicami od razu wiedzą co się stało.

"No to.....jak ma na imię, przystojny?" - pyta się mama z szerokim uśmiechem. 

"To ktoś ze szkoły...człowiek?" - dopytuje się tata. Zaczynam się czerwienić.

"Tak...i ma na....imię.........Betty.." - odpowiadam cicho, widzę że mają przez sekundę zaskoczone miny, ale od razu znowu się uśmiechają.

"Jestem pewny, że jest piękna kochanie." - mówi tata, podchodzi i całuje mnie po głowie, a mama zaraz po nim mnie przytula. 

"Jesteśmy szczęśliwi, że w końcu ją znalazłaś.....ale teraz jest coś o czym musimy z tobą porozmawiać." - mówi mama już z poważną miną.

"Wiem.." - wzdycham, a oni patrzą na mnie z pytającym wzrokiem.

"Słyszałam jak się kłóciliście ostatnio w kuchni." - odpowiadam.

"Czyli już wiesz?"- pyta się tata.

"Nie...tylko coś że jestem w niebezpieczeństwie?" - mówię niepewnie.

"A tak....wiesz że atak Marcusa się zbliża?" - pyta się tata.

"Tak, cały czas o tym mówicie, ale jestem przygotowana." - odpowiadam pewnie 

"Ale nie wiesz, że on nie poluje na mnie.......tylko...na ciebie" - mówi mama. 

"Bo widzisz, jesteś moją córką co oznacza że masz już w sobie dużą moc, ale.....to co próbowaliśmy ukryć..nawet przed stadem....twoja mama też jest prawdziwym Alfą." - mówi mi tata. Patrzę z szokiem na mamę, która tylko kiwa głową....ale to by znaczyło...

"Masz w sobie ogromną moc Veronica, od wielu lat nie było wilkołaka który byłby potomkiem dwóch prawdziwych Alf....wiem, że czujesz się gotowa na tą walkę, ale jeszcze nie wiesz sama na co cię stać, a będziesz głównym celem Marcusa. Postanowiliśmy, że nie możesz brać udziału w walce." - mówi tata.

"Co?..co, co, co?...nawet mi nie dacie przetworzyć tych informacji....przecież skoro jestem taka silna to tym bardziej powinnam brać w niej udział i w ogóle skąd Marcus o tym wie.?" - pytam się, nadal próbują zrozumieć to wszystko.

"Kochanie, Marcus dzięki temu ile Alf zabił także jest silny i doświadczony, a ty musisz się jeszcze wiele nauczyć...po za tym teraz jak już znalazłaś swoją 'bratnią duszę' i okazuję się, że jest człowiekiem będziesz musiała ją chronić, bo jest zbyt łatwym celem." - odpowiada mi mama. O nie na pewno nie pozwolę nikomu skrzywdzić Betty, automatycznie zaciskam ręce w pięści. Tylko jeszcze nie odpowiedzieli na jedno pytanie.

"Skąd Marcus wie?" - pytam się jeszcze raz. Rodzice tylko patrzą się na siebie przez chwilę.

"Bo był przy twoich narodzinach, Veronica...on był częścią stada do którego kiedyś należeliśmy, był moim najlepszym przyjacielem...ale gdy się urodziłaś władza uderzyła mu do głowy, postanowił zabić Alfę i próbował zabić ciebie...zdołaliśmy uciec razem z częścią stada i stworzyliśmy swoje własne." - opowiada tata. Widzę po jego minie, że nadal to przeżywa...w końcu jego najlepszy przyjaciel się od niego odwrócił. 

"Mogę....mogę..to sobie wszystko ułożyć w głowie i porozmawiamy o tym jutro może?" - pytam się, starając zatrzymać resztki opanowania.

"Oczywiście kochanie, porozmawiamy o tym jutro" - odpowiada tata z pocieszającym uśmiechem. Uśmiecham się lekko i wychodzę z domu i idę w stronę lasu, a gdy tam docieram , zaczynam biec do jaskini którą odkryłam. 

W Końcu Cię Znalazłam.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz