Rozdział 8

1.4K 80 35
                                    

Sala gimnastyczna jest całkiem spora, Betty i cheerleaderki ćwiczą na jednej stronie, a nasza grupa na drugiej. Wybieraliśmy drużyny do gry w piłkę nożną, wiadomo że na początku wybrali wszystkich chłopaków i zostały same dziewczyny. Jestem w drużynie z szarfami i tak się składa, że prawie cała drużyna składa się z wilkołaków co jest nie fair...ale co zrobić :D W drugiej drużynie jest Simon i chyba 2 wilkołaków, a reszty nie znam.

Właśnie zaczynamy drugą połowę, co chwila zerkam na cheerleaderki i widzę, że Betty też na nas patrzy, w sumie to wszystkie na nas patrzą, może dlatego mecz jest dość zażarty.

Przy piłce jest Simon i widzę jak biegnie do niego Lex, kolega Victora, pcha go i zabiera piłkę, a Simon upada na ziemię. 

"Hej to był faul!" - krzyczy Simon trzymając się za bark, bo trener nic nie odgwizdał.

"Sam się przewróciłeś" - śmieje się Lex.

"Jasne, popchnąłeś mnie celowo." - kłóci się Simon.

"Moja wina, że jesteś taki delikatny" - śmieje się dalej Lex.

"Panowie spokój ma być" - mówi trener nawet niezainteresowany tym co się dzieje tylko siedzi na telefonie.

"Każdy by upadł po takim faulu." - broni się dalej Simon.

"Ledwo cię dotknąłem..ale jak chcesz to mogę mocniej" - mówi Lex i podchodzi do Simona, który już wstał z podłogi. 

"Bo co? Bo chcesz udowodnić, że umiesz załatwiać sprawy tylko siłą?" - odpowiada Simon, niby pewny siebie ale słyszę po jego biciu serca, że się boi.

"A ty co..myślisz że taki mądry jesteś?" - mówi ze złością Lex i popycha Simona. 

"Simon!" - słyszę krzyk Betty, która zbliża się do sceny. Simon wtedy popycha Lexa z zawziętą miną. Widzę po twarzy Lexa, że naprawdę się wkurzył i już mu przyspiesza oddech....chyba pora to przerwać.. podchodzę do niego w tym samym momencie w którym bierze zamach na Simona, łapię jego pięść zaraz przy twarzy chłopaka, ten już zamknął oczy w oczekiwaniu na uderzenie. Lex patrzy na mnie wkurzony, widać że ma problem z opanowaniem złości. Zabiera rękę i nadal widać złość na jego twarzy, w okół nas już się utworzyło koło gapiów. 

"Lex...opanuj się" - mówię spokojnie, ale z autorytetem Alfy w głosie. Skulił lekko głowę i widać w jego oczach lekki strach.

"Dobra, już rozejść się...co tu się dzieje" - pyta się trener przeciskając się przez tłum.

"Nic trenerze, małe nieporozumienie." - odpowiadam z uśmiechem za chłopaków, ten patrzy tylko przez chwilę podejrzliwie.

"Dobra...już możecie się rozejść i tak za 10 minut dzwonek." - mówi i odchodzi.

"Kevin może pójdź z Lexem" - mówię do członka stada też z autorytetem w głosie. Po chwili już każdy zaczyna się zbierać. Betty podchodzi do Simona i pyta się czy wszystko w porządku, a ten tylko kiwa głową.

"Dziękuje, pewnie by go pobił jakbyś jego nie powstrzymała...chociaż nie wiem jak ci się to udało." - mówi do mnie Betty z wyrazem wdzięczności w oczach.

"Ta, dzięki...ale poradziłbym sobie sam." - mówi Simon z pretensją w głosie.

"Simon, sam go napuszczałeś na siebie i oboje wiemy, że nie dałbyś mu rady." - mówi Betty.

"Dzięki za wiarę we mnie." - odpowiada poirytowany. Okej teraz i ja i mój wilk się na niego wkurzyliśmy...niewdzięczny dupek.

"Hej, może też się uspokój...znam Lexa i uwierz nie dałbyś mu rady." - odpowiadam szczerze.

"Wiesz dzięki za pomoc, ale nikt cię nie pytał o zdanie." - mówi z irytacją.

"Simon!" - krzyczy na niego Betty. Patrzę na niego ze złością, która rośnie coraz bardziej.

"No co, po co ona się w ogóle wtrącała!" - drze się.

"Gdyby nie 'ona' to już byś pewnie miał złamany nos, więc może miej trochę wdzięczności i radzę ci żebyś się teraz też opanował" - podchodzę do niego i mówię z autorytetem, czasem działa to nawet na ludzi. Widzę, że się lekko wystraszył.

"Betty...widzimy się na przerwie" - mówi po chwili i odchodzi.

"Przepraszam, ale po prostu też mnie trochę zdenerwował" - mówię szczerze do Betty.

"Spokojnie....chyba na to zasłużył." - mówi.


Na przerwie spotkałam się z Lexem i niektórymi ze stada.

"Przepraszam Veronica, ale trudno mi było się opanować." - mówi Lex

"Po co go w ogóle go popchnąłeś?" - pytam się.

"Za bardzo się wciągnąłem w grę" - mówi.

"Nie kłam!" - mówię ze złością i głosem Alfy.

"...No bo....wiem, że to on jest chłopakiem twojej 'przeznaczonej' i nikomu tu to nie pasuje..no a mnie poniosło.." - mówi skruszony. Automatycznie się opanowałam....chciał mi tylko pomóc..w dziwny sposób, ale jednak.

"Dzięki, ale nie możesz czegoś takiego robić...szczególnie jeśli ledwo panujesz nad złością....i tyczy się to każdego z was, macie zostawić Simona w spokoju...załatwię to sama." - mówię do nich. Widzę jak Tom i Ariel patrzą na mnie z uśmieszkami.

"Dobra, słyszeli wszyscy....także możecie się rozejść." - mówi Victor i puszcza mi oczko. Każdy idzie w swoją stronę tylko Ariel i Tom podchodzą do mnie.

"Mam się ukłonić...o Pani?" - śmieję się Tom.

"Uważaj, bo  zaraz karzę ci klęknąć" - mówię z uśmieszkiem.

"Dobra dzieci, lekcja się zaczyna..co ty masz w ogóle?" - pyta się Ariel z uśmiechem.

"Chyba chemię" - odpowiadam. 

"No to idź, słyszałam że nauczycielka nie lubi gdy się ktoś spóźnia. My idziemy na wf" - mówi Ariel.

"Czy wy macie wszystkie lekcje razem?" - pytam się i przewracam oczami.

"Yup...ustawiliśmy sobie tak samo plan lekcji" - odpowiada szczęśliwy Tom i całuje Ariel.

"To ja idę....zanim zwymiotuje." - mówię im i ruszam w stronę sali do chemii.

W połowie drogi już wyczuwam, że lekcja mi się nie spodoba.....Simon na nią chodzi. Gdy widzi, że idę to podchodzi do mnie.

"Eeee...słuchaj..chciałem cię przeprosić..jestem wdzięczny że mi wtedy pomogłaś..po prostu nadal byłem wkurzony na tego gościa" - mówi szczerze.

"Spoko, nie ma sprawy" - odpowiadam krótko, wchodzę do sali i siadam z tyłu przy ścianie. Nagle widzę, że Simon też tu idzie i siada koło mnie, podnoszę brew i patrzę na niego pytającym wzrokiem, a ten tylko wzrusza ramionami. 

W trakcie lekcji widzę, że chce coś powiedzieć i po 20 minutach już nie mogę wytrzymać.

"Jak chcesz coś powiedzieć, to po prostu to zrób" - mówię szeptem z irytacją. Simon patrzy chwilę na mnie.

"Co od niej chcesz?" - pyta się mnie z przenikliwym wzrokiem. Domyślam się, że chodzi o Betty.

"Nic" - kłamię.

"Widzę, że jesteś jakoś za bardzo nią zainteresowana..a nawet jej nie znasz....może mi się wydaje, ale chyba wiem o co chodzi i.....chce ci powiedzieć, że nie oddam ci jej..jestem w niej zakochany tak długo i w końcu jest ze mną.....nie oddam jej bez walki" - mówi poważnie. Odwracam się do niego i patrzę mu prosto w oczy.

"..Ona.. nie jest twoją własnością" - odpowiadam i odwracam z powrotem głowę w stronę tablicy akurat jak nauczycielka mówi, żeby cisza była w sali. 



W Końcu Cię Znalazłam.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz