9. To nie ona

13.2K 643 463
                                    

Nathan

Wybijam palcami o kierownicę rytm refrenu piosenki Martina Garrixa. Ciężkie basy dudnią z maksymalnie pogłośnionego radia. Słuchając, równocześnie usiłuję sobie przypomnieć, gdzie do licha schowałem wczoraj w nocy folijkę z ostatnimi gramami, jakie mi pozostały z towaru od Wood'a.

Mason mnie zatłucze, jak się dowie, że przejebałem kilka sztuk palenia. JEGO palenia.

A to wszystko przez Ally i jej wciskanie nosa w nie swoje sprawy. Gdyby nie podglądała mnie przez dziurkę od klucza i nie odkryła co ukrywam w szufladzie w skarpetkach, nie musiałbym zmieniać miejsca kryjówki, a przez to przede wszystkim nie główkowałbym teraz, gdzie do kurwy, skitrałem całkiem sporych rozmiarów zioło.

Ale nie, musiała. I teraz jestem w jeszcze większej dupie, niż jestem na co dzień.

Miażdżę palcem małego robaka, który jakimś cudem przylazł przez uchyloną szybę do środka samochodu, znacząc swoją obecnością połyskującą tapicerkę mojego wozu i wystrzeliwuję palcem jego resztki przez okno.

Kątem oka zauważam ruch po mojej lewej stronie, ale nie muszę patrzeć w tamtym kierunku, bo towarzyszący temu trzask zamykanych drzwi, sam informuje mnie o nadejściu Kim. Pomimo tego i tak przekręcam lekko głowę, spoglądając na główne wejście do restauracji, w której pracuje szatynka, najpierw dostrzegając długie nogi dziewczyny, a dopiero później jej jak zawsze znudzoną minę.

Nieliczni widzieli na twarzy tej kobiety uśmiech, a jeszcze mniejsza grupa osób emocję inną, niż gniew, bądź po prostu bijącą po oczach drwinę. Ja należę do tych wyjątków, którym przypadł ten zaszczyt zobaczenia choć cienia zadowolenia na jej ustach, a to głównie dlatego, że niejednokrotnie potrafimy się porozumieć bez słów, samą mimiką twarzy wyrazić i przekazać sobie więcej, niż za pomocą zwykłych kilku zdań.

Nawet w czasie seksu, kiedy normalny człowiek w trakcie stosunku ma wymalowaną na twarzy gamę przeróżnych uczuć, od euforii, rozmarzenia i odrętwienia, Kim Tinsel potrafi hamować ukazywanie odczuwanych doznań do minimum, ograniczając się tylko do lekko rozchylonych warg i wzroku, przeszywającego mnie sztyletem na wylot.

Tak jakby równocześnie chciała mnie zabić i ostrzec, że jeśli nagle przestanę, ona spełni moją pierwszą obawę, mordując mnie, niczym modliszka swojego partnera po odbytym stosunku.

Kiedyś mnie to przerażało. Teraz to nieomal rutyna.

Może właśnie dlatego tak dobrze dogaduję się z Kim. Bo oboje potrafimy świetnie udawać, ukrywając wewnątrz prawdziwe emocje, a światu ukazując tylko skorupę, wykonaną z najtwardszego z wszystkich możliwych materiałów. Złudnie autentycznego lekceważenia.

Przekręcam pokrętło przy radio, przyciszając huczącą muzykę i zerkam z ukosa na siadającą na miejscu pasażera Kim. Towarzyszący jej zawsze zapach cytryny i mięty, teraz wymieszał się ze smrodem smażonego mięsa i frytek, a zazwyczaj luźno rozpuszczone włosy, spięte zostały jakimiś dwoma czarnymi patykami, połączonymi z tyłu głowy na krzyż.

Szatynka zamknąwszy za sobą drzwi z wcale nie cichym trzaskiem, pogłaśnia dopiero co przyciszone radio i z przymkniętymi powiekami opiera głowę o zagłówek, nawet nie patrząc w moją stronę.

Żadnego przywitania. Żadnego najmniejszego pocałunku, choćby w policzek. Żadnego znaku świadczącego, że cieszy się na mój widok, bądź w ogóle zauważa moją osobę. Bo Kim to nie Nicole. A Nicole to nie Kim.

W porównaniu z nią, Nicole już dawno siedziałaby mi na kolanach, błagając o szybkie rżnięcie.

Odpalam silnik i wyjeżdżam z parkingu restauracji, zniżając nieco daszek czapki, gdy promienie mocno dającego po oczach słońca, rażą mnie swoim blaskiem.

Udowodnię ci - już w księgarniach!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz