5. Decyzja zapadła

14.7K 681 517
                                    

Larissa

Moje biodra mimowolnie same kołyszą się na boki, kiedy coraz bardziej wczuwam się w rozbrzmiewającą w uszach muzykę. Poprawiam cały czas wypadającą słuchawkę i pogłaśniam dźwięk w telefonie, chcąc jeszcze wyraźniej słyszeć głosy Grace Slick i Mickey Thomasa w utworze Nothing's gonna stop usnow.

Lata osiemdziesiąte od zawsze były moją największą miłością, już od momentu kiedy po raz pierwszy usłyszałam jeden z charakterystycznych dla tego okresu utworów, zakochując się w nich bez opamiętania. I to do takiego stopnia, że teraz już na sam dźwięk swoich ulubionych piosenek nie potrafię się powstrzymać przed tańczeniem.

Co z tego, że akurat znajduję się na środku głównej drogi, w miejscu publicznym.Możliwa obecność świadków nie hamuje mnie przed zaprzestaniem nucenia pod nosem i poruszaniem się do rytmu wraz z przesłuchiwaniem kolejnego utworu zespołu Starship.

Przytrzymując szelki swojego niewielkiego plecaka, chwilowo wypchanego kolejnymi nowościami z biblioteki, poruszam do rytmu ramionami, skręcając w uliczkę prowadzącą do mojego domu. Z szerokim uśmiechem na ustach, delektuję się ciepłem już trzeciego słonecznego dnia z rzędu.

W pochmurnej Irlandii kilka dni z rzędu bez deszczu to rzadkość.

Unoszę głowę, spoglądając w kierunku swojego widocznego już po mojej lewej stronie domu i przyglądam się pnącym wokół głównej bramy dzikim różom.

Moja mama ma fioła na punkcie kwiatów. Albo po prostu naoglądała się za dużo filmów o botanicznych ogrodach, bo nasz i tak już niewielki ogródek jest całkowicie zapełniony przeróżnymi gatunkami drzewek i roślin, maksymalnie zapełniając jakąkolwiek wolną przestrzeń.

Jest plus. Przynajmniej nie muszę kosić trawy.

Ta myśl za każdym razem pojawia się w mojej głowie, kiedy widzę, bądź słyszę pracującą u sąsiadów kosiarkę. Państwo Cunning nie mają tyle szczęścia co ja albo raczej powinnam powiedzieć tyle kwiatów, co my, przez co w lecie średnio co kilka dni są zmuszeni do syzyfowej pracy, polegającej na przycinaniu odrastającej na okrągło trawy.

Spoglądam w kierunku trawiastego placu przed domem sąsiadów, ale zaraz z powrotem odwracam głowę, dostrzegając wychodzącą z przylegającego do budynku garażu Sarę.

Jej akurat nie chciałam zobaczyć.

Poprawiam plecak na ramionach i przyspieszam kroku.

Dotarłszy do bramy, pociągam za rączkę klamki, ale i tak nie udaje mi się uciec od kpiącego uśmiechu sąsiadki, która ubrana w sportowy dres, zapewne specjalnie zaczęła biec od mojej strony chodnika, wykorzystując w ten sposób możliwość posłania mi kolejnego szyderczego spojrzenia.

Gdybym dziewięć lat temu wiedziała, że dziewczynka w żółtej sukience okaże się być tak niekulturalną, nie mówiąc wręcz wredną osobą, w życiu nie zaprosiłabym jej do siebie do domu.

A tak się cieszyłam, kiedy mama w końcu pozwoliła mi pobawić się z naszą sąsiadką. Miałam wtedy dziesięć lat. Zaprosiłyśmy Sarę do naszego domu. Byłam taka podekscytowana. Ale po jej wyjściu długo płakałam. Było mi naprawdę przykro, kiedy Sara wyśmiewała się ze mnie, nazywając mnie i moją mamę „świruską".

Nigdy więcej już jej nie zaprosiłyśmy.

Prycham pod nosem i przechodzę wzdłuż otoczonej po obydwu stronach tulipanami ścieżki, wchodząc do środka domu i po drodze zrywając z drzewa jabłko.

– Wróciłam! – krzyczę na powitanie, a słysząc głos mamy dobiegający z tylnego wyjścia do ogrodu, wkładam owoc do buzi i odkładam plecak na kuchenne krzesło, zabierając ze sobą podręczniki i nową książkę.

Udowodnię ci - już w księgarniach!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz