27. Nie chcesz wiedzieć, co zrobię

11.9K 487 394
                                    

Nathan

Jak to miało być? Po drugiej stronie ulicy w lewo? Za zielonym budynkiem w prawo?

Rozglądam się wokół zapewne z ogłupiałą miną. Przecież tu kurwa nie ma żadnego zielonego budynku.

Nie mam pojęcia, w którą stronę powinienem pójść. Ale na pewno na początku miałem pójść do końca ulicy prosto od domu Larissy. Więc tutaj na nią zaczekam.

Jednak, kiedy mija kolejne pięć minut, a dziewczyny nadal nie ma, dopadają mnie wątpliwości. Może ona kazała mi iść tą drogą, a sama zamierzała dojść we wskazane miejsce inną trasą? I teraz czeka tam na mnie i znowu zaraz się na mnie wkurzy...

Gdybym palił zwykłe fajki, chętnie dla ukojenia nerwów zapaliłbym sobie teraz jednego. Ale znając moje szczęście pewnie Larissa przyszłaby akurat w momencie, gdybym miał peta w gębie.

A wtedy to pewnie i serenadami pod oknem nie zmusiłbym ją do wyjścia przed dom i porozmawiania ze mną.

Na szczęście złotowłosa ukazuje się na uliczce niecały kwadrans później.

Bezwiednie, jak zawsze przyglądam się jej uważnie.

Ona chyba zawsze chodzi w sukienkach. Tylko raz widziałem ją w czymś innym. W spódnicy, tej krótkiej którą miała wczoraj na imprezie. Dzisiejsza sukienka jest zwykła i granatowa, ale za to opinająca w talii, dzięki czemu po raz kolejny mam idealny widok na smukłą figurę Larissy.

Już wcześniej zauważyłem, że nie miała na sobie ani grama makijażu. Przez to mogłem wyraźnie przyjrzeć się jej brązowym piegom na twarzy, a także zaczerwienionej skórze w niektórych miejscach na policzkach. Bez wytuszowanych rzęs, jej oczy wydawały się być mniejsze, niż zwykle, ale i tak gdy odwzajemniała moje spojrzenie, miałem wrażenie, że są to największe i najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. Oczarowały mnie nawet jej widoczne bez podkładu krostki na brodzie, dzięki którym wyglądała na jeszcze bardziej naturalną i niewinną.

Jednak jej perfekcyjna buźka na mój widok zaraz marszczy się w rozdrażnieniu.

– Miałeś czekać w parku.

Unoszę dłonie w obronnym geście.

– Starałem się, naprawdę. Ale za bardzo pogmatwana była ta twoja trasa.

Dopiero teraz zauważam, co trzyma w dłoniach. Unoszę brwi.

– Po co ci te książki?

– Nieważne. Chodźmy.

Rusza naprzód, więc siłą rzeczy idę za nią. Kiedy przechodzimy na drugą stronę ulicy, rzeczywiście po naszej prawej stronie wyłania się zielony budynek. Dałbym sobie rękę uciąć, że wcześniej go tu nie było.

– Twoja mama chyba niezbyt jest gościnna – stwierdzam, kiedy za budynkiem skręcamy w lewo.

Przed nami roztacza się podmiejski park.

Larissa rozgląda się uważnie na boki, tak jakby kogoś wypatrywała. Po jej wcześniejszym zachowaniu, mam pewne przypuszczenia, że to właśnie swojej własnej matki tak się obawia. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że nie chciała bym zadzwonił do ich drzwi, a tym bardziej to, że musiała wyjść oknem, by móc spokojnie ze mną porozmawiać. Choć nawet i wtedy nie mogła tego zrobić, zważywszy, że właśnie ukrywamy się w parku.

Kiedy chodziłem od domu do domu, pytając czy zastałem Larissę, dopiero sąsiedzi z naprzeciwka potrafili odpowiedzieć mi na moje pytanie. Reszta kręciła jedynie głową, mówiąc, że pomyliłem adres, bądź, że nie znają nikogo o takim imieniu.

Udowodnię ci - już w księgarniach!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz