Rozdział 5

373 22 6
                                    

Kosem chciała spędzić wieczór z dziećmi więc zaprosiła ich na kolację. Tylko Murad pochłonięty pracą nie mógł przyjść.

- Moje kochane dzieci. Geverhan co masz taką minę? Stało się coś?

- Właściwie to Tak! Spytaj Atike!- krzyczała przez łzy.

- Atike?

- Ta wstrętna suka poderwała mężczyznę, który mi się podobał i dobrze o tym wiedziała!

- On Ciebie nigdy nie kochał ani nie pokocha! Darzymy się prawdziwym uczuciem, którego nikt nie zniszczy!- stanęła ze złością Geverhan.

- Dosyć! Który był taki śmiały, że skłócił ze sobą moje dwie córki?!

- Podejrzewam, że chodzi o Silahtara Mustafe.- odezwał się zszokowany Ibrahim- Widziałem go dzisiaj w ogrodzie z Geverhan.

- Co on sobie wyobraża! Wszyscy macie opuścić tą komnatę! I jeszcze jedno żadna z Was nie poślubi tego człowieka!

- Nigdy nie liczyło się dla Ciebie nasze szczęście! Najważniejsze było państwo i nasi bracia!- krzyknęła Atike prosto w twarz matki.- Nie na widzę Cie!!!

- Wynoś Się!!!

Wszyscy opuścili komnatę. Atike wychodziła ostatnia i z całej siły trzasnęła za sobą drzwiami. Po twarzy Kosem lał się strumień łez. Chciała aby teraz ktoś z nią tu był. Przytulił i pocieszył. Po prostu okazał jej czułość. Bolało ją to, ale jednocześnie wiedziała, że ona ma rację. Kazała służącym posprzątać komnatę, a ona sama usiadła skulona na ottomanie.

***
Kemankes przechodził się pałacowymi korytarzami, gdy nagle ujrzał zapłakaną sułtankę Geverhan. Zastanawiało go, co zasmuciło tak za zwyczaj uśmiechnięta kobietę.

- Pani czy coś się stało?

- Miłość Kemankes, miłość... To właśnie ona przychodzi nieoczekiwanie i boli.

Sułtanka opowiedziała całą historię jej miłości i Silahtara. Początkowo chciała pomóc siostrze, ale nie sądziła, że się zakocha. Kemankes powiedział, iż będzie zawsze stawał po jej stronie. Pomoże w jej dążeniu do szczęścia. Jeśli on nie może dopełnić swojego to pomoże innym. Na koniec Sułtanka go przytuliła i podziękowała za wysłuchanie.

- A co z waszą matką?

- Atike strasznie na nią nakrzyczała. Matką strasznie rozpacza. Ja już pójdę, dobranoc.

Kemankes się przestraszył. Haci miał dziś wolne, a Sułtanka nie powinna się stresować. Pobiegł ile sił w nogach do Sułtanki. Na szczęście nikt nie stał przed drzwiami do komnaty. Zapukał, ale nie uzyskał odpowiedzi i po prostu wszedł.

- Sultanko?

- Kemankes?- powiedziała przez łzy, których nie potrafiła opanować.

Zobaczył ją bladą jak ściana siedzącą na ottomanie. Jej płacz sprawiał mu ból. Podszedł bliżej i usiadł obok.

- Chciałbym Pani pomóc, ale nie wiem, co się dzieje? Co ciebie trapi?

- Sama już nie wiem. Rozkleiłam się, to wszystko jest ponad moje siły. Całe życie niedługo legnie mi w gruzach. Nie radzę sobie z niczym. Tonę w tym wszystkim i nie mam się czego chwycić. Przepraszam, nie chciałam byś widział jak płaczę.

- Coś pani powiem. Zrozumiałem właśnie, że my faceci to głupi twardziele. Nie wiemy, co zrobić gdy kobieta płacze.

- Naprawdę, Kemankes... Dłużej tak nie mogę.

- Rozumiem, naprawdę. Ale musisz się Pani pozbierać. Być silna. Po pierwsze, bo nie ma innego wyjścia. Po drugie dlatego, że teraz będzie już tylko lepiej.- spojrzał się na nią z uśmiechem, a ona go odwzajemniła.

- Chciałbym, ale nic z tego. Moje życie rozsypuje się jak domek z kart. Moja własna córką mnie nie na widzi.- znowu się rozpłakała, a mężczyzna nie wiedział co już ma robić.- Dziś wykrzyczała mi w twarz całą prawdę, której nie pozwalałam do siebie dojść. Nigdy nie chroniłam moich córek jak synów i nigdy ich tak samo nie kochałam. Nie wiem co się ze mną dzieje. Ogarnia mnie rozpacz, czuję się bezradna i jak nigdy martwię się o córki.

- Proszę się uspokoić. Nie wiem jak to jest z dziećmi, ale miłość matki nigdy ich nie opuszcza. Dzieci i tak później wracają. Proszę się uspokoić. Umarłbym jak by coś się tobie stało sułtanko.

- Masz rację. Kocham swoje córki na jakiś sposób. Mówią, że je zaniedbuje i mają rację! Zawsze nastawiałam kark za ich braci. Ich los był mi obojętny.

- Nic podobnego. Okazujesz taka samą miłość każdemu dziecku. Synowie więcej znaczą, dlatego bardziej bałaś się o nich. To im śmierć jest bliższa.

- Wiesz Co? Świetnie mi się z Tobą rozmawia. Ty mnie rozumiesz. Potrafisz pocieszyć.- spojrzała mu w oczy- Dość, to niestosowne.- wstała i zaczęła podążać w kierunku tarasu.- Nie powinnam mówić z Tobą o tych sprawach.

- Proszę się nie martwić. Doskonale sułtankę pojmuje.- podał jej chusteczkę by otarła łzy.

- Ciężko pracując, zrealizowałam wszystkie swoje marzenia. Myślałam, że jestem silna, ale dłużej tego nie znoszę. Już nie wytrzymuje.- wtuliła się w jego klatkę, a on to odwzajemnił.- Kemankes ostatnio otarłam się o śmierć często zadaję sobie pytanie czy rzeczywiście osiągnęła wszystko, czego chciałam i czy to o tym marzyłam... Może oparłam złą drogę?

Mężczyzna chciał już coś powiedzieć, ale nagle ktoś wszedł do komnaty.

- Sułtanko? Co się tu dzieje?

Kosem odsunęła się od Kemankesa. Ujrzała w oddali sylwetkę Haciego.

- Nic niestosownego. On mnie tylko pocieszył, pomógł. A ja potrzebowałam czułości. To ja zrobiłam pierwszy krok.

- Za pozwoleniem. Dobranoc Sułtanko.

- Powinieneś odpocząć. Dobranoc Kemankesie.

Stali jeszcze chwilę w ciszy. Dopóki nie była pewna, że Łucznik opuścił korytarz.

- Nic tu nie widziałeś. Zrozumiano? I w ogóle co ty tu robisz? Miałeś wolne!

- Pomyślałem, że zapomnisz o wieczornej dawce leku.- nie mylił się nie wiedział, że zapomniała też o porannej.

- Dobrze wybaczam, ale nikomu nie mów co widziałeś.

- Dobrze.

***
O to i kolejny rozdział! Jak się Podoba? Opinię mile widziane ♡♡♡

Prawdziwe UczucieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz