Rozdział 7

318 21 5
                                    

Mijały kolejne miesiące. Córki Kosem wyszły szczęśliwie za mąż. Sułtanka nie mogła już żyć bez Kemankesa, który teraz pełnił rolę Wielkiego Wezyra. Nie rozumiał tego tylko Haci, który początkowo myślał, że Sułtanka jest wrogo do niego nastawiona. Nie potrzebowała go, a teraz nie ważne gdzie idzie wychodzi z nim. Kemankes był szczęśliwy z tego powodu. Spędzał z swoja ukochaną czas, który był nie uważany w żadnym stopniu za zmarnowany. Wiedział, że dzięki temu będą coraz bardziej sobie ufać i mniej się bać. Wtedy nadejdzie moment kiedy będzie mógł powiedzieć co czuje. Kosem czuła to samo. Dzisiaj spędzali czas w ogrodzie, ale nie tam gdzie by inni mogli ich ujrzeć. Odnowili razem tajemniczy ogród w którym czas spędzała Sułtanka z św.p. Ahmedem Chanem. Nikt nie wiedział jak się tam dostać. To było ich własne miejsce gdzie stawali się zwykłymi ludźmi.

- Mówiłam, że groźby Atike były tylko na pokaz. Teraz jest szczęśliwa z Abazą, a Geverhan z Silahtarem. Może i ja kiedyś znajdę swoje szczęście?- Usiadła na ławce i poklepała miejsce obok by wskazać żeby usiał obok niej.

- Szczęście niestety nigdy nie było na wyciągnięcie ręki. Ja sobie zawsze mówię, iż żeby osiągnąć szczęście trzeba przełamać strach i zrobić coś w tym kierunku.

- Niestety nie zawsze to jest takie proste. Chciałabym się z kimś związać, ale nie mogę. Chce doznać jeszcze miłości od strony mężczyzny. Czy to tak wiele? Kto wymyślił to głupie prawo?

- Nie wiem co możesz czuć. Sam kocham się w kobiecie, która nigdy nie będzie moja. Nigdy nie założymy rodziny, nie przytulimy naszych dzieci i nigdy nie będę budził się obok niej...

- Która jest tą szczęśliwą?

- Wolałbym nie mówić... Czas się zbierać i tak już długo tu siedzimy. Na pewno zauważyli naszą nieobecność.

- Masz rację. Jeszcze sobie coś pomyślą i będziemy mieli problemy. Zobaczymy się wieczorem? Chcę już do końca zrobić ogród.

- Dobrze. To może dzisiaj przyjdź pod moją komnatę i zapukaj 3 razy, a ja wyjdę.

- Dobrze. Do zobaczenia.

Ruszyli do wyjścia, gdzie już rozdzielili się w dwie różne strony. Od tego momentu zawsze wszystko wracało. Wszystkie nieszczęścia, sprawy państwowe i haremu. Nie lubili tych chwil kiedy musieli wracać do "normalnego" życia. Wiedzieli też, że nie wypada znikać na tyle czasu i nagle pojawiać się znikąd w ich rzeczywistości. Kosem jeszcze nie wiedziała co Murad postanowił co do Kemankesa i raczej nigdy by nie dopuściła tego do myśli. Dzisiejszej nocy miała odwiedzić go kobieta nazywano ją Zeynep. Była jedną z najpiękniejszych dziewczyn z haremu.

***

Kemankes siedział w komnacie. Przeglądał jeszcze dokumenty z dzisiaj i czekał na Kosem. Nagle ktoś zapukał do drzwi...

- Wejść!

- Wezyrze- ukłoniła się kobieta- zostałam tutaj wysłana przez padyszacha. Mam ciebie zadowolić.

Mężczyzna wstał, przyjrzał się kobiecie i powiedział, że może sobie już iść. Ona go nie posłuchała zdjęła to co miała na sobie i stała już kompletnie naga. Kemankes próbował ją ubrać. Nagle zabrzmiały 3 puknięcia w drzwi i do komnaty weszła Kosem.

- Kemankes jesteś... Widzę, że przeszkadzam.

- Nie zaczekaj to nie jest tak!

Kosem wybiegła i łzy płynęły jej same do oczu. Może jednak się myliła? On jej jednak nie kocha. To co widziała w jego oczach mogło być tylko tym co chciała zobaczyć. Biegła ile sił w nogach nie mogła uwierzyć w to co widziała. Weszła do swojej ukrytej komnaty, do której miała dostęp tylko Lalezar (stała się ona jej przyjaciółką). Sprzątała właśnie ona komnatę. Kemankes wybiegł chwilę później. Szukał jej wszędzie chciał to wytłumaczyć jednak to nie było takie proste. Chciał z kimś koniecznie teraz porozmawiać więc udał się do jego przyjaciela z czasów dzieciństwa. Tylko on wiedział co czuje do swojej sułtanki.

- Dłużej nie wytrzymam!- Powiedział Kemankes.

- Muszę zabić tę miłość.- Powiedziała Kosem do Lalezar.

- Nie możesz postępować w brew sobie Kemankes musisz pogodzić się z tym co się stało.

- Ale dlaczego! próbuję lecz nie mogę, mam poczucie winy, nie mogę o niczym innym myśleć wszędzie widzę jej twarz i uśmiech nie wychodzi mi z głowy boje się tego. Boję się do tego przyznać że Kocham!!

- Nie mogę dłużej udawać... Zakochałam się!!

- Kocham ją całym sercem!

- Nie mogę uwierzyć że to powiedziałam, jestem zakochana. Kocham z całej mocy!

- Nie mogę cieszyć się tym szczęściem jest dla mnie nieosiągalne. Ona jest kimś ważnym i niedostępnym dla mnie.

- Miłości nie można zaplanować po prostu się nam przytrafia!- Powiedziała Lalezar.

- To nie powinno się stać, kiedy na niego patrze cała drżę. Nie mogę uwierzyć, że ktoś wywrócił moje życie do góry nogami.

- Tak to jest, uczucie nie pyta o zgodę i odmienia nasze życie.

- Ale tak nie może być, co ja pocznę z tą miłością?- rozpłakała się Kosem.

- Przeżyj ją!- Powiedziała Lalezar pocieszając Kosem.

- To niemożliwe co ja pocznę z tą miłością- po policzku Kemankesa popłynęła pojedyncza łza.

- Przeżyj!- Poradził przyjacielowi.

- To zakazany owoc!

- Nie mogę. Chciałem się odsunąć, ale nie mogłem, próbowałem, a teraz musi mi się udać wyrwę tę miłość z serca.- Kemankes zaczął opuszczać dom przyjaciela.

- Nie rób pochopnych kroków. Pamiętaj ona czuje to samo i jest tak samo zagubiona.- Zdążył powiedzieć zanim mężczyzna opuścił budynek.

***

To tyle na dziś. Jak się podoba? Jak myślicie Kemankes pójdzie do Kosem i powie co czuje? A może na odwrót? Albo jednocześnie? Gwiazdkujcie i komentujcie jeśli się podoba. Mam nadzieję, że się nie pogubiliście na końcowym dialogu (jeśli coś mogę napisać literki przy myślnikach kto mówi).

Prawdziwe UczucieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz