Rozdział 8

355 24 5
                                    

Kemankes szedł przez pałacowe korytarze z głowa spuszczoną do dołu. Nie ma kompletnie pojęcia co ma teraz robić. Kocha, ale jednocześnie cierpi. Zadaje sobie pytania dlaczego zakochał się w kimś niedostępnym? Dlaczego zaczął dążyć ją tak wielkim uczuciem? Zawsze sobie powtarzał, że się nie zakocha. Krążył tak kilka razy zanim trafił do komnaty. Usiadł przed biurkiem i wszedł w wir pracy, aby zapomnieć, wyrwać z siebie tą miłość tak jak mówił.
Kosem wyszła do ich ogrodu siedziała tam sama. Patrzyła się w niebo i podziwiała gwiazdy. Tylko tu mogła zaznać spokoju, po oddychać świeżym powietrzem i wszystko przemyśleć. Nie wie już co robić. Kocha, ale jej nie wypada. Chcę zaznać szczęścia. Te cholerne prawo jej nie pozwala. Gdyby tylko mogła zmieniłaby je w ciągu sekundy. Usiadła na ottomanie, który tu ostatnio zostawili i zasnęła.
Kemankes już nie wytrzymywał i udał się do ich tajemniczego miejsca spotkań. Zastał tam śpiąca Sułtankę. Podszedł bliżej, pogłaskał ją po policzku, chwycił w pasie i wziął ją na ręce, aby zanieść ją do komnaty. Szedł ich tajemniczym korytarzem tak by nikt z haremu ich nie ujrzał. Zdjął jej koronę i delikatnie ułożył na łożu. Chciała ją przykryć więc ruszył do szafy po koc. Gdy to wyjmował coś nagle upadło i Sułtanka gwałtownie się obudziła.

- Co ja tu robię? Kemankes to Ty?

- Tak to ja. Zostałem Ciebie śpiąca w ogrodzie i postanowiłem Ciebie tu zanieść.- podążał ę jej w stronę i usiadł tuż obok na podłodze

- Dziękuję za troskę.

- Przepraszam Cię...

- Za co?- Spojrzała mu w oczy.

- Za tą kobietę... To wcale nie było tak. Sułtan ją przysłał. Ja nie chciałem O nawet nic nie wiedziałem.

- A o to chodzi... Nie musisz się tłumaczyć. To twoje życie.

- Ja jej nie kocham! Kocham kogoś innego. Nie potrafiłbym z nią być. I tak nie spełni się moja miłość. Ta kobieta nie jest dla mnie dostępna.- Kosem uśmiechnęła się na te słowa.

- Sama kocham kogoś. Lecz jest mi to zabronione. Może kiedyś będę szczęśliwa.- Ich twarze niebezpiecznie się do siebie zbliżały. Patrzyli sobie prosto w oczy. Kosem oderwała spojrzenie i odchyliła głowę do tyłu.- Chce mi się spać.

- To ja już pójdę. Za pozwoleniem. Dobrej nocy.

- Dobrej nocy.

Położyła głowę na poduszce i odpłynęła do krainy Morfeusza. Kemankes poczuł jak jego ciało przechodzi jakaś ciepła energia. Wyczytał w jej oczach, gdy słuchał jej słów, ze to o nim mówiła. Teraz wystarczy tylko przezwyciężyć strach. On jest najgorszym wrogiem.

***
Tydzień później...

Udało im się skończyć pracę w ogrodzie, ale mimo tego oddalili się od siebie. Nie rozmawiali już tak jak dawniej. Tak naprawdę tylko Kemankes zaczął się oddalać przez co Sułtanka chodziła smutna. Nie wiedziała o co chodzi. Nocami płakała, a za dnia zajmowała się czymkolwiek żeby zapomnieć. Zakochała się w tym człowieku, a on zaczął ja unikać.

- Kemankes! Możesz mi powiedzieć dlaczego mnie unikasz?- chwyciła go za bark i odwróciła w swoją stronę.

- Nigdy bym tego nie zrobił. Po prostu mam dużo pracy.- Okłamał ją.

- Mnie nie oszukasz. Czy ja coś zrobiłam źle?

- Nie, tu raczej chodzi o mnie.- Spuścił wzrok.

- Myślałam, że jesteś moim przyjacielem. Myliłam się.

- Nie prawda! Ja po prostu nie mogę przebywać zbyt blisko Ciebie. To idzie w złym kierunku. Chcę ograniczyć nasze spotkania do minimum Sułtanko.

"Sułtanko" te słowa brzmiały jej w głowie. Pozwoliła mu mówić do siebie na "ty". Widziała, że coś złego zaczyna zie dziać. Jedna łza spłynęła jej po policzku.

- Skoro tak chcesz, Wielki Wezyrze.- odwróciła się i zaczęła iść w stronę haremu nie chciała już z nim przebywać ani rozmawiać.

***
Proszę bardzo i o to rozdział. Jak się podoba. Piszcie swoje opinie i gwiazdkujcie jeśli się podoba. Pozdrawiam wszystkich czytelników! ♡♡

Prawdziwe UczucieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz