CAPUT TERTIUM

4.2K 327 157
                                    

Edith :
Im więcej gwiazdek, tym szybciej rozdział...
A jak dojdziemy do 100 pod jednym rozdziałem dostaniecie miniaturkę w nagrodę

Potomkini_Salazara

Młody chłopak spał spokojnie na dwuosobowym, szarym łóżku o pościeli w identycznym kolorze i białych, podłużnych poduszkach wyglądających na bardzo miękkie i wygodne.
Po jego prawej stronie stał niski, czarny stoliczek rodem z XVIII wieku, na którym znajdowały się ; lampa w kolorze jaskrawej czerwieni i dwa zdjęcia w jasnoszarych ramkach.
Pierwsze przedstawiające dwójkę osób. Kasztanowłosą kobietę o szmaragdowych oczach, zadartym nosie i szerokim uśmiechu na jasnoróżowych ustach oraz młodego mężczyznę o czarnych, kręconych włosach, których nie dało się ujarzmić, zawiadzkim uśmiechu, który nosił okrągłe okulary, zakrywające brązowe oczy w których były huncwockie ogniki.
Rodzice naszego bohatera.
Lily Joanne Evans-Potter i James Charlus Potter.

Druga fotografia natomiast pokazywała dwóch czarodziejów i nastolatka, znajdującego się w tym pokoju.
Mężczyźni uśmiechali się do siebie wesoło, śmiejąc się i zaczepiając.

Po lewej stronie łóżka również był identyczny stół. Na tym jednak leżały tylko okulary, takie same jak jego ojca, różdżka oraz mały, staroświecki zegarek, pokazujący godzinę 23:56.

Całe pomieszczenie było w kolorze czerni, przerwanej jedynie dwoma stworzeniami nad miejscem spoczynku. Był to burgundowy gryf i jadowicie zielony wąż. Oba stworzenia walczyły ze sobą nieprzerwanie, tak jak natura Potter'a.

Bo właśnie to nim był owy śpiący chłopak.

Hmm. Śpiący. No właśnie. Musiało mu się śnić coś okropnego, bo zaczął rzucać się po łóżku z bólem na twarzy.

Przez okno, znajdujące się naprzeciwko leżącego, wleciał mały promień księżyca, oświetlający akurat zmieniającą się godzinę.

00:00

-Hyfspym. - mruknął Wybraniec, by chwilę później zacząć krzyczeć.

Krzyczeć z bólu, tak rozpaczliwie, że gdyby ktoś usłyszał, to serce mu by się krajało.

I tak niestety się stało.

Do pokoju wpadła dwójka roznegliżowanych mężczyzn.

-Harry! - zawołał szczuplejszy z nich.

Chłopiec-Który-Przeżył otworzył swe zamglone oczy, patrząc z bólem na przybyłych.

-Pomóżcie... - wychrypiał przez suche gardło, spoglądając na nich żałośnie.

-Harry, och, Harry... - wyszeptał Syriusz, upadając na kolana.

Na szczęście drugi, przytomniejszy z nich, wybiegł z pokoju jak najszybciej, zbiegł po schodach, dopadł do salonu, chwycił starą misę wypełnioną proszkiem, który też złapał i sypnął garścią do kominka krzycząc :

-Severus Tobias Snape! Lochy, komnaty Mistrza Eliksirów w Hogwarcie!

Po chwili cichy usłyszał gderanie po drugiej stronie i zobaczył wysokiego mężczyznę o czarnych, przetłuszczonych włosach, ziemistej cerze i dużym, krzywym nosie.

-Czego, Lupin? - burknął poprawiając swoją czarną szatę.

-Severusie! Harry! Musisz mu pomóc! - wykrzyknął spanikowany, słysząc krzyk na górze.

-Merlinie, znowu Potter! - powiedział beznamiętnie. - Czekaj, Lupin, bo sowa czeka na odpowiedź. - dodał z krzywym uśmieszkiem, widząc wlatujące zwierzę do komnaty.

Dices ad tempus jus /Harry Potter/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz