*Ab perspective de Harrius Minimo Potter Nigrum Lupinus*
**Perspektywa Harrisona Mizara Potter- Black -Lupina**-Przypadłość? - zdziwiła się dziewczyna.
Roześmiałem się szyderczo, patrząc jak policzki chłopaka delikatnie nabiegły krwią, by zaraz ponownie stać się perłowobiałą doskonałością.
-Och, źle się wyraziłem, chodziło mi o to... - motał blondyn, próbując się wytłumaczyć.
-Malfoy jest wilą. - powiedziałem, patrząc jak powoli odwracają się w moją stronę.
-Co? -spytała brązowowłosa.
- Dlaczego, Draco, nam nie powiedziałeś? - spytał Ron.
Do głowy mi wpadło to, jak bardzo się zmieniliśmy od czasu mojej ucieczki. Dwójka moich byłych, najlepszych przyjaciół jest bliżej z dawnym wrogiem niż ze mną.
I ja.
Moje zachowanie całkiem się zmieniło, odkąd zrozumiałem, że będę musiał umrzeć i zabić, by oni mogli żyć.Oni i moi ojcowie.
To szczególnie dla nich robiłem, to co robiłem. By mogli odpocząć i żyć. Żyć tak jak chcą.
Bez wojen. Bez śmieci. Bez niebezpieczeństwa. I bez dziecka, nad którym krąży nieustannie śmierć, niczym sęp nad padliną.
-Nie chciałem, żebyście oceniali mnie przez ten pryzmat. Wystarczyły mi poprzednie cztery lata, gdy nienawidziliście mnie przez moje wychowanie, które kazało zachowywać mi się w wyraźnie określony sposób. Ponadto, sam często o tym nie myślę. Nie chcę, a wiem, że już powoli moje hormony wili zaczynają się ujawniać, bym do moich szesnastych urodzin zdołał się połączyć z partnerem.
Pierwszy raz widziałem tak rozemocjonowaną Hermionę.
-Wiesz już kim jest ta osoba? - zadała mu pytanie.
-Jeszcze nie do końca. Wiem tylko, że jest blisko. Bardzo blisko. - wymamrotał, pochylając głowę w prawo.
Wyglądał, jakby próbował wyczuć ją w tym momencie, ale wszelkie starania spełzły na niczym.
-Jeżeli będziesz wiedział, powiedz. Przeznaczeni magicznych stworzeń i oni sami, ta więź, to największa magia ze wszystkich. Była ona pierwszym rodzajem magii. - Hermiona wpadła w swój mądry ton. - Wszystkie rodzaje magicznych umiejętności : aportacja, legilimencja, a także oklumencja powstały na podstawie tego, co między sobą potrafili uczynić towarzysze. Po prostu niesamowite!!!
-Dobrze, Hermi, będziesz drugą osobą, do której przyjdę z tym. - oznajmił jej.
Dziewczyna wyglądała na osobę średnio zadowoloną. Marszczyła brwi i zacisnęła wargi.
-Czemu? Czemu nie pierwszą osobą? Naprawdę. Może pójdziesz do Pansy? Ale mógłbyś powiedzieć nam dwóm razem.
Ron popatrzył na nią jak na idiotkę.
-Mionka, najpierw musi przecież powiedzieć swojemu przeznaczonemu. To jest raczej wiadome. - prychnął.
Roześmiałem się. Nie mogąc wytrzymać, złapałem się za brzuch i zgięty opadłem na ziemię, zanosząc się przeogromnym śmiechem. Mimo zamkniętych oczu wiedziałem, że trójka przy..., nie trójka osób patrzy na mnie jak na szaleńca.
Co nie bardzo mi pomogło, a wręcz nasiliło problem.-Harry, mógłbyś się uspokoić?! - Granger się zirytowała.
-Nie. - wykrztusiłem ze śmiechem, lecz po chwili opanowałem go.
-Mogę się dowiedzieć, co cię tak bardzo rozśmieszyło? - żachnęła się.
-To, że Ron musiał cię o czymś uświadomić. Odwrotnie niż było kiedyś. To dziwne i niepokojące. Bardzo niepokojące.
Oni też zaśmiali się.
Było tak, jakbyśmy znowu byli przyjaciółmi i... zatęskniłem za tym. Chciałem już złapać ich i przytulić, ale wiedziałem, nie mogę.
Bo w chwili gdy umrę, oni będą cierpieć, a tak może będzie im tylko odrobinę szkoda, bo będą zbyt zajęci świętowaniem śmierci Voldemorta. Nic więcej.
Jej! Zaczęłam ferie! Rozdziały będą po kilka w tygodniu. Jutro mam urodzinki, więc jak ktoś by napisał one-shota, miniaturkę lub coś w ramach prezentu byłabym wdzięczna :) .
Drarry, Tomarry, Jily, Wolfstar, Snucjusz, Harry i Syriusz ;) .
Jak tak piszcie w komentarzu, abym mogła wpaść.Kocham.
Potomkini_Salazara
CZYTASZ
Dices ad tempus jus /Harry Potter/
Fanfiction/fragment opowiadania/ -Wiesz, Harry, ja z Remusem bardzo chcieliśmy mieć dzieci, a że obydwoje jesteśmy mężczyznami nie mieliśmy takiej możliwości. Lecz Lily, piękna i słodka Lily, zaproponowała nam, iż może pomóc. Ona, ona zgodziła się nosić nasze...