CAPUT OCTODECIM

2K 167 11
                                    

*Ab perspective de Harrius Minimo Potter Nigrum Lupinus*
**Perspektywa Harrisona Mizara Potter- Black -Lupina**

-Przypadłość? - zdziwiła się dziewczyna.

Roześmiałem się szyderczo, patrząc jak policzki chłopaka delikatnie nabiegły krwią, by zaraz ponownie stać się perłowobiałą doskonałością.

-Och, źle się wyraziłem, chodziło mi o to... - motał blondyn, próbując się wytłumaczyć.

-Malfoy jest wilą. - powiedziałem, patrząc jak powoli odwracają się w moją stronę.

-Co? -spytała brązowowłosa.

- Dlaczego, Draco, nam nie powiedziałeś? - spytał Ron.

Do głowy mi wpadło to, jak bardzo się zmieniliśmy od czasu mojej ucieczki. Dwójka moich byłych, najlepszych przyjaciół jest bliżej z dawnym wrogiem niż ze mną.
I ja.
Moje zachowanie całkiem się zmieniło, odkąd zrozumiałem, że będę musiał umrzeć i zabić, by oni mogli żyć.

Oni i moi ojcowie.

To szczególnie dla nich robiłem, to co robiłem. By mogli odpocząć i żyć. Żyć tak jak chcą.

Bez wojen. Bez śmieci. Bez niebezpieczeństwa. I bez dziecka, nad którym krąży nieustannie śmierć, niczym sęp nad padliną.

-Nie chciałem, żebyście oceniali mnie przez ten pryzmat. Wystarczyły mi poprzednie cztery lata, gdy nienawidziliście mnie przez moje wychowanie, które kazało zachowywać mi się w wyraźnie określony sposób. Ponadto, sam często o tym nie myślę. Nie chcę, a wiem, że już powoli moje hormony wili zaczynają się ujawniać, bym do moich szesnastych urodzin zdołał się połączyć z partnerem.

Pierwszy raz widziałem tak rozemocjonowaną Hermionę.

-Wiesz już kim jest ta osoba? - zadała mu pytanie.

-Jeszcze nie do końca. Wiem tylko, że jest blisko. Bardzo blisko. - wymamrotał, pochylając głowę w prawo.

Wyglądał, jakby próbował wyczuć ją w tym momencie, ale wszelkie starania spełzły na niczym.

-Jeżeli będziesz wiedział, powiedz. Przeznaczeni magicznych stworzeń i oni sami, ta więź, to największa magia ze wszystkich. Była ona pierwszym rodzajem magii. - Hermiona wpadła w swój mądry ton. - Wszystkie rodzaje magicznych umiejętności : aportacja, legilimencja, a także oklumencja powstały na podstawie tego, co między sobą potrafili uczynić towarzysze. Po prostu niesamowite!!!

-Dobrze, Hermi, będziesz drugą osobą, do której przyjdę z tym. - oznajmił jej.

Dziewczyna wyglądała na osobę średnio zadowoloną. Marszczyła brwi i zacisnęła wargi.

-Czemu? Czemu nie pierwszą osobą? Naprawdę. Może pójdziesz do Pansy? Ale mógłbyś powiedzieć nam dwóm razem.

Ron popatrzył na nią jak na idiotkę.

-Mionka, najpierw musi przecież powiedzieć swojemu przeznaczonemu. To jest raczej wiadome. - prychnął.

Roześmiałem się. Nie mogąc wytrzymać, złapałem się za brzuch i zgięty opadłem na ziemię, zanosząc się przeogromnym śmiechem. Mimo zamkniętych oczu wiedziałem, że trójka przy..., nie trójka osób patrzy na mnie jak na szaleńca.
Co nie bardzo mi pomogło, a wręcz nasiliło problem.

-Harry, mógłbyś się uspokoić?! - Granger się zirytowała.

-Nie. - wykrztusiłem ze śmiechem, lecz po chwili opanowałem go.

-Mogę się dowiedzieć, co cię tak bardzo rozśmieszyło? - żachnęła się.

-To, że Ron musiał cię o czymś uświadomić. Odwrotnie niż było kiedyś. To dziwne i niepokojące. Bardzo niepokojące.

Oni też zaśmiali się.

Było tak, jakbyśmy znowu byli przyjaciółmi i... zatęskniłem za tym. Chciałem już złapać ich i przytulić, ale wiedziałem, nie mogę.

Bo w chwili gdy umrę, oni będą cierpieć, a tak może będzie im tylko odrobinę szkoda, bo będą zbyt zajęci świętowaniem śmierci Voldemorta. Nic więcej.

Jej! Zaczęłam ferie! Rozdziały będą po kilka w tygodniu. Jutro mam urodzinki, więc jak ktoś by napisał one-shota, miniaturkę lub coś w ramach prezentu byłabym wdzięczna :) .
Drarry, Tomarry, Jily, Wolfstar, Snucjusz, Harry i Syriusz ;) .
Jak tak piszcie w komentarzu, abym mogła wpaść.

Kocham.
Potomkini_Salazara

Dices ad tempus jus /Harry Potter/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz