CAPUT QUATTUOR

3.9K 312 109
                                    

Lekki poślizg, ale wiecie jak to jest ze szkołą, a szczególnie 3 gimnazjum.

*Ab perspective de Harrius Minimo Potter Nigrum Lupinus*
**Perspektywa Harrisona Mizara Potter- Black -Lupina**

Otworzyłem oczy, starając się ich od razu nie przymknąć z uwagi na strasznie rażące światło.

-Kuźwa. - mruknąłem cicho, gdy promienie słońca zaszczypały mnie w gałki oczne.

Delikatnie odwróciłem głowę słysząc szmer po mojej prawej stronie. Ujrzałem tam pokraczne, niskie stworzenie o długich, oklapłych uszach.

-Stworek zawoła zaraz... pana. - mruknął zgryźliwie skrzat rodziny Black'ów. - Och, tak, pan... banda zdrajców krwii, bestie... Niszczą dom mojej pani, ach biedny, biedny Stworek. - piszczał pod nosem powoli wychodząc z pomieszczenia. - Szlamy, zdrajcy... brzydale. Zakała rodziny. Biedna pani...

-Stworku! Cisza! - powiedziałem wkurzony, starając się wydobyć z siebie głos. Nikt nie będzie obrażał Syriusza.

Skrzat domowy o dziwo posłuchał mnie, jakby przymuszony do tego.
Zdziwiłem się.

-Harry! - zawołał dziedzic Black'ów wpadając do pomieszczenia jakby ktoś go gonił.

Za nim, z lekkim uśmiechem i podkrążonymi oczami, wkroczył Lunatyk przewracając oczami na tak bardzo dziecinne zachowanie partnera.

-Harry! Harry! Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz? Jak czegoś potrzebujesz wal śmiało! To co? Czekolady? Kawy? Herbaty? Eliksiru przeciwbólowego? Soku z dyni? Naleśników? Tortu? - wydyszał na jednym wdechu czarnowłosy.

-Eee. Herbaty? - spytałem.

-Jasne! Już się robi! - po czym wyleciał z kuchni drąc się na magiczne stworzenie, że nie zrobiło jeszcze paniczowi herbaty. Momentalnie też było słychać walenie głową w ścianę.

-Eee. Paniczowi?

Spojrzałem niepewnie na Remusa, starając się zrozumieć o co ty chodzi.

-Nie martw się. Zachowuje się tak, od kiedy trzynaście godzin temu zacząłeś krzyczeć. - wymamrotał, łapiąc mnie za rękę.

-Paniczowi? - spytałem ponownie.

-To Syriusz ci nie powiedział? Miał wytłumaczyć. - mruknął niepewny. - Powiedział, że mówił.

-Chodzi o tą... akcję pod tytułem : ,,Czyj syn?". - zapytałem z kwaśnym uśmiechem.

Mężczyzna wyglądał jakby mu ulżyło, że to nie na niego spadł ten obowiązek.

-Tak. To. No więc, gdy przeszedłeś przemianę...

-Jaką kurwa przemianę? - wydarłem się przerażony.

Lupin wyjął różdżkę. Końcem świadomości zarejestrowałem, że jest to cyprys, włos z ogona jednorożca, 10 i 1/4 cala, giętka.

Machnął nią, a na podłodze zmaterializowało się duże, prostokątne lustro w czarnej ramie przykryte czerwonym materiałem.

Wskazał mi, abym podszedł do przedmiotu. Podniosłem powoli głowę, potem tułów, przeniosłem nogi tak, aby dotykały podłogi.
Podźwignąłem się na równe nogi od razu podając z powrotem.

-Szlag! - zaklnąłem.

-Harry! - zaprotestował mężczyzna, pomagając mi znowu wstać.

Gdy zachwiałem się, chwycił mnie mocno za ramię. Z uspokajającym uśmiechem poprowadził mnie przed przedmiot i dalej podtrzymując chwycił lewy róg pledu i... mocno pociągnął ukazując szklaną taflę.

Zamarłem.

Szkło ukazywało dwoje mężczyzn. Jednego młodszego, drugiego starszego.
Starszy wyglądał tak jak zawsze, ale nastolatek się zmienił.

Jego włosy nadal pozostały kruczoczarne, ale zamiast roztrzepanych, wszędzie wchodzących loków na głowie miał je gładkie, miękkie i delikatne niczym u noworodka. Sięgały mu do ramion i co najważniejsze, UKŁADAŁY SIĘ!
Oczy pozostały identyczne. Okalone ciemnymi, gęstymi rzęsami.
Jego cera stała się bardziej mleczna. Kości policzków okazały się bardziej wyraziste, jak te należące do Syriusza.
Urósł cztery cale, jego ramiona wypychały delikatnie koszulkę, nogi wydłużyły się, kości biodrowe stały się bardziej wyraziste. Blade usta zmieniły kolor na czerwony.
I widział! Widział o wiele lepiej niż wcześniej, chociaż nie miał na sobie tych okropnych okularów. Możliwe, że widział lepiej niż inni.
I czuł. Czuł zapachy z kuchni, herbatę, ciasteczka maślane i potrawkę z kurczaka z żółtym ryżem.

Jego węch mógł równać się z tym Lupina i pewnie tak było.

Jedyną niezmienną rzeczą była blizna w kształcie błyskawicy.

-Omg! Wyglądam... jak ja, ale... inaczej.

-Tak. - potwierdził.

-Wyglądasz jak mieszanina każdego z nas. Piegi i oczy Lily.
Kolor włosów i rzęsy James'a. Kości policzkowe i miękkość włosów Black'ów. Mój wzrost i sylwetkę. I reszta ciebie.

-Mam twoje możliwości odnośnie zapachu i wzroku. - mruknąłem.

Mój... ojciec... skrzywił się.

-Najwidoczniej trafiło w ciebie odrobinę wilka.

-Jestem! - zawołał czystokrwisty wpadając na łóżko. Za nim wkroczyła dostojna kobieta o czarnych włosach i niebieskich oczach ubrana w sukienkę koloru zielonego. Była bardzo podobna do Łapy, choć wyraźnie starsza o kilka lat. Niosła tacę.

Za nią wkroczył... Severus Snape. Nietoperz z lochów.

Syknąłem z bólu na jego widok.
Black pobiegł do mnie ze zmartwieniem w oczach.

-Szczeniaku! Co się stało? O o chodzi?

-Boli. Tu. - wskazałem na bliznę, starając się nie płakać z bólu. -Czuję... mroczny znak. - to wystarczyło, żeby Nietoperz zamarł, po czym wyszedł szybkim krokiem.

Dices ad tempus jus /Harry Potter/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz