CAPUT QUATTDECIM

2.5K 258 13
                                    

Nieoczekiwany zwrot akcji nawet dla mnie. Ci, którzy nie byli jeszcze na świątecznym opowiadaniu dla was - zapraszam.
Proszę o pozostawienie gwiazdki, w celu sprawdzenia, ile osób to czyta.

-Jezusie, jak tu jasno. Czy nikt nie mógłby przypadkiem zasłonić oki... - zamknął usta.

Rozejrzał się dookoła. Znajdował się w dziwnej kopule. Jej połowa była perliście biała, i to na nią wcześniej patrzył, gdy się obudził, a druga smoliście czarna.

Zdziwiony nastolatek wstał z kawałka podłogi, na którym obecnie spoczywał, mimowolnie zastanawiając się co on tam robił.

Zamarł.

Nie tylko to pytanie wdarło się do jego świadomości.
Następne było : gdzie on jest?, co on tu robi?, i co najważniejsze, kim on jest?

Młodzieniec nie pamiętał nic. Jego umysł był jak czysta, niezapisana kartka papieru, czekająca, by ją wypełnić wspomnieniami, emocjami, ludźmi.

Spanikowany zaczął krzyczeć. Opadł na kolana i uderzał pięściami w kamienną podłogę. Jedyne co tym zyskał, to obdrapane knykcie.
Przerwał.

-Spokojnie. Nic się nie dzieje. To nie ważne kim jestem. Ważne jest to, abym się z tego miejsca wydostał. 

Podszedł do bariery...

Bo wiedział, że to jest bariera. Nie wiedział skąd, ale wiedział.
To jest trochę takie jak picie. Od małego wiesz, że musisz pić, ale nie masz pojęcia kto ci to oznajmił. Bo pewnie nikt tego nie zrobił. Wiesz to intuicyjnie.

Wyciągnął prawą dłoń i...

...zapora opadła. W powietrze wzbił się czarno - biały pył, po czym wirując chwilę, opadł na ziemię.

Oczom chłopca ukazało się kamienne pomieszczenie z ławkami.

Nie przyglądał się długo otaczającemu go otoczeniu.
Gdy tylko zobaczył, że nikogo w pomieszczeniu nie ma, czym prędzej wybiegł na korytarz.

Po korytarzach przebiegł najprędzej jak mógł. Zaciskał często oczy, żeby nie widzieć tych dziwnych postaci w ramach obrazów. Ci krzyczeli na niego coś w stylu:

-Jaka ta młodzież niewychowana!

-Gdzie tak pędzisz, chłopcze?!

-Harry! Obudziłeś się!

-Lady Aberthot! Proszę szybko powiadomić dyrektora.

Z ich słów mógł wnioskować, że na imię mu Harry, a także, że jest w jakiejś szkole. Dziwnej szkole. Szkole, której nie poznawał.

Swoim zamroczonym umysłem zarejestrował, że znajduje się przed wielkimi drzwiami.
Mógł mniemać, iż drzwi te, to wyjście ze szkoły. Chwytał już za klamkę, gdy usłyszał miły dla ucha głos :

-Harry, chłopcze, co ty ty robisz? - spytał siwowłosy i siwobrody starzec. - Pani Malfoy oczekuje cię w skrzydle, skoro już wydostałeś się z bariery, którą nałożyła na ciebie twoja magia.

,,Harry" spojrzał na niego dziko.
Jaka magia? O co tu chodzi?! Ten staruch oszalał!

Albus zmarszczył brwi. Coś mu się w zachowaniu chłopaka nie podobało. Stał skulony, przerażony i patrzył na niego jak na obcą osobę. Jakby go...

...jakby go nie poznawał.

Jego oczy rozszerzyły się ze zrozumieniem.

-Harry, nie chcę zrobić ci krzywdy. To dla twojego dobra. - mruknął wyciągając przed siebie ręce.

W umyśle chłopaka jego słowa przywołały jakieś wspomnienie. Niedobre wspomnienie.

Dumbledore wyciągnął różdżkę, a przerażony chłopak machnął na niego ręką.

Starzec odleciał na dwa metry, po czym uderzył plecami o ścianę. Zdziwniony wpatrywał się w chłopaka.

Ten jeszcze raz machnął, a korytarz zasnuła szara mgła.

Gdy dyrektor ją rozwiał, nastolatka już nie było.

-Fawkes! - zawołał w powietrze, a przy ostatniej literze na jego ramieniu stał już feniks. -Leć po Severusa, Syriusza, Remusa i Lucjusza. Mamy problem.

Gdy ptak zniknął w ogniu, on opadł na ziemię. 

Proszę o pozostawienie gwiazdki, w celu sprawdzenia, ile osób to czyta.

Dices ad tempus jus /Harry Potter/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz