CAPUT DECEM

2.9K 249 17
                                    

EDYTOWANE

-Harry Potter sir. - piszczało stworzenie stojąc przy łóżku czarodzieja. - Proszę wstać. Dyrektor... wielki czarodziej Dumbledore kazał przyprowadzić Harry'ego Potter'a. Nich Harry sir wstaje!

Młodzieniec przekręcił się na plecy, po czym odezwał się normalnym głosem:

-Nie śpię, Zgredku, rzadko kiedy ostatnio sypiam. - wyznał stworzeniu. - Mam koszmary związane z Voldemortem.

Cicho westchnął i podniósł się. Spojrzał na swoją piżamę, chwycił różdżkę i krótkim ruchem trasmutował ją w czarną koszulkę bez rękawów i czarne spodnie. Ubrał szybko buty.

-Zgredku możesz już iść, sam dostanę się do gabinetu dyrektora. - po jego słowach skrzat zniknął z cichym trzaskiem.

Chłopak włożył różdżkę do tylniej kieszeni spodni, przypominając siebie o ostrzeżeniu Moody'ego, ale je zignorował.

Proszę. Do gabinetu dyrektora.

Wysłał wiadomość w mury zamku, po chwili słysząc cichy klik.

Dziękuję.

Odwrócił się i ... zniknął.

Pojawił się w innym miejscu, przy drugiej osobie.

-Widzę, że idzie ci to coraz lepiej, chłopcze. - stwierdził pogodnie mężczyzna, uśmiechając się do swojego ,,wnuka".

-Tak, Albusie. Jeszcze trochę i nie będę musiał się pytać Hogwartu o pozwolenie. - mruknął zadowolony z siebie.

Staruch pokiwał usatysfakcjonowany głową, by po chwili podać mu rękę .

-Idziemy po pierwszego? - spytał nastolatek.

-Tak. Tak. Pierścień Marvolo Gaunta. Voldemort ukradł go wujowi Morfinowi i zamienił w horkruksa przez zabicie swojego ojca i dziadków, a gdy udało mu się ukryć w nim cząstkę duszy nie chciał już nosić go na palcu. Ukrył go, wcześniej opatrzywszy najpotężniejszymi zaklęciami i klątwami, w domu swoich przodków. I to właśnie tam się dzisiaj wybieramy. O! Zapomniałbym. Potrzeba nam coś do zniszczenia go. Accio miecz Gryffindor'a.

Przedmiot przyleciał prosto do rąk profesora, połyskując klingą w świetle świec.

-Harry. Muszę cię uprzedzić, że będzie to trudne zadanie i niebezpieczne. - powiedział patrząc mu w oczy. - Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?

Gryfon pewnie skinął głową.

-Tak. Nie poddam się. Muszę go zabić. Inaczej on zabije mnie. I innych. - westchnął. - Dla rodziców.

***

-DYREKTORZE, NIE!!! - wydarł się, rzucając w stronę mentora.

W ostatniej chwili zdążył wyrwać mu zepsuty pierścień z rąk, gdy otulił go czarny, gryzący i żrący dym.

Upadł.

***
Kim jesteś? Jak śmiałeś dotknąć dzieła samej śmierci?

Śmierci? Jesteś śmiercią?

A kim innym?

Cząstką Voldemorta.

Nie jestem nim. A to co ty i ten mężczyzna próbowaliście zniszczyć, to jeden z artefaktów śmierci.

Artefaktów ?

Insygnia Śmierci. Moje zabawki dane ludziom, przeznaczone dla moich ,,dzieci".

Dices ad tempus jus /Harry Potter/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz