EDYTOWANE
-Harry Potter sir. - piszczało stworzenie stojąc przy łóżku czarodzieja. - Proszę wstać. Dyrektor... wielki czarodziej Dumbledore kazał przyprowadzić Harry'ego Potter'a. Nich Harry sir wstaje!
Młodzieniec przekręcił się na plecy, po czym odezwał się normalnym głosem:
-Nie śpię, Zgredku, rzadko kiedy ostatnio sypiam. - wyznał stworzeniu. - Mam koszmary związane z Voldemortem.
Cicho westchnął i podniósł się. Spojrzał na swoją piżamę, chwycił różdżkę i krótkim ruchem trasmutował ją w czarną koszulkę bez rękawów i czarne spodnie. Ubrał szybko buty.
-Zgredku możesz już iść, sam dostanę się do gabinetu dyrektora. - po jego słowach skrzat zniknął z cichym trzaskiem.
Chłopak włożył różdżkę do tylniej kieszeni spodni, przypominając siebie o ostrzeżeniu Moody'ego, ale je zignorował.
Proszę. Do gabinetu dyrektora.
Wysłał wiadomość w mury zamku, po chwili słysząc cichy klik.
Dziękuję.
Odwrócił się i ... zniknął.
Pojawił się w innym miejscu, przy drugiej osobie.
-Widzę, że idzie ci to coraz lepiej, chłopcze. - stwierdził pogodnie mężczyzna, uśmiechając się do swojego ,,wnuka".
-Tak, Albusie. Jeszcze trochę i nie będę musiał się pytać Hogwartu o pozwolenie. - mruknął zadowolony z siebie.
Staruch pokiwał usatysfakcjonowany głową, by po chwili podać mu rękę .
-Idziemy po pierwszego? - spytał nastolatek.
-Tak. Tak. Pierścień Marvolo Gaunta. Voldemort ukradł go wujowi Morfinowi i zamienił w horkruksa przez zabicie swojego ojca i dziadków, a gdy udało mu się ukryć w nim cząstkę duszy nie chciał już nosić go na palcu. Ukrył go, wcześniej opatrzywszy najpotężniejszymi zaklęciami i klątwami, w domu swoich przodków. I to właśnie tam się dzisiaj wybieramy. O! Zapomniałbym. Potrzeba nam coś do zniszczenia go. Accio miecz Gryffindor'a.
Przedmiot przyleciał prosto do rąk profesora, połyskując klingą w świetle świec.
-Harry. Muszę cię uprzedzić, że będzie to trudne zadanie i niebezpieczne. - powiedział patrząc mu w oczy. - Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
Gryfon pewnie skinął głową.
-Tak. Nie poddam się. Muszę go zabić. Inaczej on zabije mnie. I innych. - westchnął. - Dla rodziców.
***
-DYREKTORZE, NIE!!! - wydarł się, rzucając w stronę mentora.
W ostatniej chwili zdążył wyrwać mu zepsuty pierścień z rąk, gdy otulił go czarny, gryzący i żrący dym.
Upadł.
***
Kim jesteś? Jak śmiałeś dotknąć dzieła samej śmierci?Śmierci? Jesteś śmiercią?
A kim innym?
Cząstką Voldemorta.
Nie jestem nim. A to co ty i ten mężczyzna próbowaliście zniszczyć, to jeden z artefaktów śmierci.
Artefaktów ?
Insygnia Śmierci. Moje zabawki dane ludziom, przeznaczone dla moich ,,dzieci".
CZYTASZ
Dices ad tempus jus /Harry Potter/
Fanfiction/fragment opowiadania/ -Wiesz, Harry, ja z Remusem bardzo chcieliśmy mieć dzieci, a że obydwoje jesteśmy mężczyznami nie mieliśmy takiej możliwości. Lecz Lily, piękna i słodka Lily, zaproponowała nam, iż może pomóc. Ona, ona zgodziła się nosić nasze...