IX. Max

137 15 6
                                    

- To nie powinno się wydarzyć. - wymamrotałam zła. Teraz jednak nienawiścią pałałam do samej siebie, nie do Chrisa. Po wszystkim pośpiesznie zaczęłam się ubierać. Obserwował uważnie każdy mój ruch, aż zaczęło mnie to krępować. Posłałam mu pytające spojrzenie, zakładając spodenki.

- Po prostu jesteś piękna. - wzruszył ramionami, uśmiechając się nieśmiało.

- Dzięki, dawno tego nie słyszałam. - wymamrotałam bardziej do siebie zgodnie z prawdą. - Zapomnijmy o dzisiaj, proszę. - mruknęłam, następnie kiwając głową, jakby utwierdzając się w przekonaniu. - Tak będzie łatwiej.

- Czyli kiedy się spotkamy? - powiedział cicho, spuszczając wzrok. Serio Schistad zachowuje się w ten sposób? Pewnie coś wciągnął i teraz ma zjazd, nie mam innego wytłumaczenia na jego nieśmiałe zachowanie. Czy on jest głuchy? Te panienki jęczące mu do ucha zepwne popsuły mu słuch.

- Chris, wychodzimy. - rzuciłam, wysiadając z samochodu. - Moja taksówka już przyjechała.

Gdy wykonał moje polecenie, stanął przy mnie, a ja odważyłam się tylko na słabe "hej" i pokierowałam się do taksówki. Miałam ochotę na niego spojrzeć, ale walczyłam ze sobą, aby tego nie zrobić. Przespaliśmy się ze sobą, tyle. Nie mogę pozwolić, abym z powrotem zaczęła coś czuć do niego, jak za każdym razem.  Nie zdążyłam wsiąść do środka, a poczułam jak chwyta mnie za rękę i przyciąga do siebie.

- Nieładnie tak odchodzić bez pożegnania. - rzucił i złączył nasze usta razem.

Po dosłownie chwili odsunęłam się od niego szybko, marszcząc czoło. Zaskoczył mnie tym gestem. Chciałam odejść i o wszystkim zapomnieć, a on tak po prostu mnie całuje. Wielokrotnie udowodnia mi, że najpierw robi, potem myśli.

- Co to było? - wymamrotałam, wsiadając do taksówki i nie dając mu szansy czegokolwiek powiedzieć.

Jestem pijana, dlatego się z nim przespałam. To mój kolejny błąd. Było wspaniale, z resztą jak za każdym razem, lecz przez cały rok walczyłam, aby o nim zapomnieć. I nie mogę go zaprzepaścić.

Jestem tak zła, że dopuściłam Chrisa do siebie. Na weselu Sany zranił mnie jak nikt inny. Tworzyłam z nim świetną parę, wspierał mnie cały czas, pomagał mi w rozwodzie i po prostu cały czas przy mnie był, to liczy się najbardziej. Moje całe wyobrażenie przyszłości z Chrisem u boku legło w gruzach, gdy zobaczyłam go wtedy z tą laską. Marzyłam o ślubie, o dzieciach jeszcze nie, za wcześnie, ale o ślubie i weselu jak z bajki.

Mój ślub z Johnem był strasznie wystawny i sztywny. Cały czas muzyka była poważna jak i całe towarzystwo, atmosfera. Nie było na nim moich przyjaciół, co bolało mnie najbardziej. Znaczy dziewczyny były tylko w kościele, nie na weselu. Chciałam mieć takie super wesele z wspaniałymi gośćmi i jeszcze wspanialszym panem młodym. Ale Christoffer to wszystko zaprzepaścił. Poczułam, jak po moim policzku ścieka łza, ale szybko ją wytarłam. I tak wyglądam teraz okropnie.
Zawiodłam się na samej sobie, cały rok obiecywałam, że mój kontakt z Chrisem będzie polegał na samym "cześć" i "pa", a co robię, gdy znowu go spotykam? Ląduję z nim w łóżku. Albo samochodzie. Mimo, że minęło kilka lat to nie zmienił się wcale, przysięgam. Wydaję mi się, że do emerytury będzie penetratorem, przynajmniej w mentalności. Bo ludzie rzadko się zmieniają. W końcu ja też się nie zmieniłam, nadal jestem zdesperowaną laską, czekającą na powrót boskiego pana Schistada.

Weszłam cicho do mieszkania. Spojrzałam na elektroniczny zegarek, stojący na komodzie i po dłuższej chwili spostrzegłam, że jest już prawie 4, więc Alex powinna była wrócić. I śpi. Chcąc uniknąć jej przebudzenia i wielu pytań, poszłam cicho do łazienki, gdzie zmyłam makijaż. Pokierowałam się do sypialni i rzuciłam na łóżko. Chciałam szybko zasnąć, ale w praktyce wyszło jak zwykle inaczej. Nie mogłam przestać myśleć o Chrisie. Wpatrywałam się jak głupia w sufit i myślałam o tym, co byłoby gdybym nie spotkała Chrisa, wtedy w domu Johna. Gdyby mój były mąż nie zaprosił go do domu, zapewne chcąc się pochwalić luksusem panującym w willi. Co byłoby gdyby wtedy mnie nie pocałował, gdybym nie upiła się na urodzinach Noory i nie wylądowała z nim w łóżku. Gdybym nie otrzymywała od niego takiego wsparcia, aby odważyć się na rozwód. Pewnie teraz siedziałabym w willi i po opatrzeniu rozwalonych ust, zastanawiała się, gdzie udał się mój kochany mąż. Dodatkowo zarażona chlamydią.

I gdyby Chris mnie nie zdradził.

Wstałam wcześnie i po umalowaniu się, właściwie zakryciu sladów po wczorajszej nocy, wypiłam kawę. Nie mam czasu na jedzenie śniadania.
Wpadłam spóźniona do przedszkola. Moja grupa, akurat najmłodsza, miała zajęcia z muzyki i śpiewała piosenki. Te dzieciaki są takie beztroskie, jeszcze nie zdają sobie sprawy z tego jak życie jest trudne. Zauważyłam, że w mojej grupie jest nowy chłopczyk, z którego rodzicami nie miałam możliwości się zapoznać, bo byłam spóźniona.

W czasie kiedy dzieciaki były zajęte, zjadłam słodką bułkę. Nie można tego nazwać zdrowym śniadaniem, ale wieczorem postaram się pobiegać. Chyba oszukuję samą siebie, zapewne będę leżeć plackiem przed telewizorem. Życie jest za krótkie na trzymanie diety.

Około 16 po dzieci zaczęli przychodzić rodzice. Kiedy pomagałam Alice zbierać kredki, usłyszałam głos nowego chłopca, Maxa. Spojrzałam w kierunku drzwi i zobaczyłam wysoką, szczupłą blondynkę.

- Nazywam się Eva Mohn. - podałam jej dłoń, a ona po chwili ją uścisnęła, uśmiechając się.

- Camilla Northug, mama Maxa. I jak? Nie sprawiał problemów?

- Nie, to bardzo grzeczne dziecko. - rozczochrałam jego jasnobrązowe włosy, na co malec uśmiechnął się nieśmiało. - Śliczny z niego chłopiec. - zachichotałam, zerkając na niego.

Naprawdę, syn idealny. Poczułam ukłucie zazdrości, nie wiem czemu, ale chciałabym mieć taką istotkę, którą kochałabym bezgranicznie, z wzajemnością. Stop, mam myśli jak kobieta po 30.

- Przepraszam, że tak późno przyszłam, ale wychowuję Maxa samotnie i dużo pracuję, ledwo wyrwałam się dzisiaj. - uśmiechnęła się krzywo, a mi zrobiło się przykro, że tak młoda dziewczyna musiała tak szybko dorosnąć. Jest w moim wieku, może rok starsza, a sama wychowuje dziecko.

- Jest ciężko, prawda? - spytałam cicho, niepewnie patrząc w jej oczy, a ona pokiwała głową bez mówienia ani słowa. - Dasz sobie radę. - dotknęłam jej ramienia, uśmiechając się pokrzepiająco.

- Spotkałyśmy się kilka minut temu, a mam wrażenie jakbyśmy znały się od kilku lat conajmniej. - zaśmiała się. - Może wyskoczymy na jakąś kawę i usiądziemy na jakiejś ławce przy placu zabaw? Max mógłby tam spędzać czas godzinami. - wywróciła oczami, a ja pokiwałam głową.

- I tak kończę pracę, więc czemu nie.

__________

Nie lubię tego rozdziału.

mistreated//mohnstadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz