Eva
- Odwieźć cię do domu? - spytał William, a ja przytaknęłam.
- Wracanie tramwajem pełnym ludzi nie jest zbyt pozytywną wizją, więc jak to nie będzie problem to jasne.
Po chwili spytał się Camilli o to samo, ale mu odmówiła, argumentując się koniecznością zrobienia zakupów. Cmoknęłam ją w policzek na pożegnanie i rozczochrałam włosy małego, na co się zaśmiał.
- Do jutra. - mruknęłam i zaczęłam zmierzać za Magnussonem.
Chris pożegnał się z blondynką i swoim synem (cholera, tak dziwnie to brzmi), mówiąc o tym, że do niej zadzwoni, bo muszą się skontaktować. Myślałam, że zostanie z nimi dłużej, ale powiedział o spotkaniu z księgową. Zaczął iść obok mnie, a ja zmarszczyłam brwi, gdy dotarliśmy do samochodu.
- To on jedzie z nami? - rzuciłam i przyznam, że mój głos nie zabrzmiał najprzyjaźniej.
- Ja siadam z przodu. - uniósł brwi, chichocząc.
Jejku, jak on mnie irytuje.
- A to czemu niby? - zmrużyłam oczy, stając po prawej stronie auta.
- Nie wiem, czy na pewno masz 160 centymetrów wzrostu. - parsknął śmiechem, a ja wywróciłam oczami, siadając z tyłu.
Nie będę przecież zniżać się do jego poziomu i kłócić się jak dziecko o miejsce w samochodzie. Schistad ma 25 lat, a zachowuje się jakby miał z 12. Taki dzieciak, który tylko uprawia seks jak dorosły. Mniejsza o to, teraz to nie mój problem tylko Julie. W sumie jej inteligencja dorównuje 12 latkowi, więc nie dziwię się, że się dogadują. Spojrzałam za okno, obserwując ludzi na ulicy. Lubiłam to robić, często byli nieświadomi, że na nich patrzę i głupio się zachowywali. Dużo z nich patrzy w ekran telefonu i nie odrywa od niego wzroku. Czasami się czuję, jakbym była z innego wieku, ba, epoki, bo mnie to nie kręci.
- Jak tam układa ci się z Nathanem? - usłyszałam głos tego przystojnego idioty.
- Bardzo dobrze... Ostatnio rozważamy, czy nie zamieszkać razem. - mruknęłam, marząc, aby ta odpowiedź go usatysfakcjonowała i żeby się odczepił.
- Dopiero zaczynacie związek i już chcecie zamieszkać razem? - zmarszczył brwi, odwracając się do mnie.
- W sumie to nie jest zły po... - wymamrotałam i po chwili uświadomiłam sobie, że wie więcej niż powinien.
- Już możesz przestać kłamać. - przewrócił oczami, a ja poczułam, że robię się czerwona. Spojrzałam z wyrzutem na Williama. - Nie on mi to powiedział. - rzucił, wzdychając. - Po co to robisz?
- Co robię? - spytałam cicho, starając się uniknąć jego wzroku za wszelką cenę.
- Kłamiesz. - parsknął, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Jesteś zazdrosna o Julie?
- Co? - wybuchłam wymuszonym śmiechem. - Byłam pijana, dlatego zapewne tak powiedziałam. - wzruszyłam ramionami, modląc się, aby William podjechał pod mój dom, ale zostało jeszcze kilka minut drogi. Pieprzone światła. Nie mogą mi pomóc uniknąć rozmowy z Schistadem?
- To w takim razie, inaczej zadam pytanie. - uśmiechnął się z wyższością. - Po co w to brniesz? Dlaczego pieprzysz, że nie zależy ci na mnie, jak obydwoje wiemy, że prawda jest inna. - mruknął, badając moją twarz wzrokiem. Czułam się z tym nieswojo. Poczułam, że moje usta się rozsunęły, ale ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Zaniemówiłam. Jak teraz wybrnąć z tego wszystkiego? - Nie było ci dobrze ze mną ostatnim razem? - spytał, gdy moje policzki płonęły. Spojrzałam krótko na Williama, który ze zdziwienia rozchylił oczy. Czyli Schisad się nie pochwalił incydentem po imprezie w mieszkaniu Magnussonów. Zaczęłam się bawić palcami jak mała dziewczynka, która jest oskarżona o zepsucie lalki Barbie swojej koleżance. - Dlaczego, Eva? - spojrzał mi w oczy.
- Zachowujesz się jakbyś był jakiś święty, a wszyscy w tym samochodzie i większość Oslo wie, że jest odwrotnie. - parsknęłam i zauważyłam po minie chłopaka Noory, że się ze mną zgadza. - Gdybym to ja zdradziła to nie chciałbyś mnie znać, nie wypieraj się tego, bo obydwoje wiemy, co wydarzyłoby się w tej sytuacji. A ty pieprzyłeś tą kurwę na weselu Sany, spieprzyłeś mi zabawę na nim, przez jakieś pół roku wyglądałam jak cień samej siebie, cały czas myślałam o tobie! - krzyknęłam, czując, że po moim policzku ścieka łza. - Utwierdziłam się w przekonaniu, że nie istnieję bez ciebie. W liceum byłeś fuckboyem i nie wpieraj mi teraz, że jest inaczej. Widzę jak jest. Uwielbiasz ten moment, gdy kurwy się o ciebie ocierają i same proszą o wypieprzenie w pozycjach, o których istnieniu nie mam pojęcia. - powiedziałam odrobinę ciszej, ale nadal mój głos był podniesiony.
Patrzył się na mnie oniemiały, chodziło mi o to. Cały czas zadaje mi jakieś głupie pytania, jakby to była moja wina. Spojrzałam się w jego oczy z wyrzutem i zauważyłam, że William zatrzymał się pod blokiem Alex.
- Dzięki William, wycałuj Noorę ode mnie. - mruknęłam ponuro, wysiadając z samochodu.
Podeszłam pod klatkę i potok łez wylał się na moje policzki. Czym zgrzeszyłam, że poznałam Schistada? Większa część naszej znajomości polegała na moim cierpieniu. Gdy wreszcie się jego pozbędę, zapomnę chociaż na godzinę to on wraca i ze zdwojoną siłą wkrótce mnie rani. I tak w kółko. Muszę wymyślić coś, aby nigdy więcej go nie spotkać. Zerwać z przyszłością i rozpocząć nowe, szczęśliwe życie w którym nie ma miejsca dla Christoffera.
_______________
Pierwszy dzień roku szkolnego, a cały czas pieprzą o maturze, która jest w maju. Rzygam.
CZYTASZ
mistreated//mohnstad
Fanfiction"Żadna kobieta nie powiedziała nigdy całej prawdy o swoim życiu". Eva Mohn '95 Christoffer Schistad '93