XXII. Verste

118 14 8
                                    

Chris
Eva pisnęła nie tyle co z bólu, a z zaskoczenia. Zanim zdążyłem odsunąć Julie od niej już się podrapały. Tak biją się kobiety.

- Czy ty jesteś normalna? - warknąłem do Julie, wypychając ją na korytarz.

- Dlaczego mnie nie obroniłeś? - zmarszczyła brwi, a ja parsknąłem śmiechem. Podeszła do lustra i zaczęła poprawiać włosy. Cały czas tak robi.

- Julie, przecież zerwałem z tobą. - westchnąłem głęboko, opierając się o ścianę. - Teraz jestem z Evą.

- Dało się zauważyć. - rzuciła, wywracając oczami. - Ale to nie zmienia faktu, że ta twoja pulchna wybranka mnie zaatakowała. - parsknęła, a ja zacisnąłem szczękę.

- Jak widzisz, ja wolę... Nie, nie tylko nie ja... Praktycznie 3/4 normalnych facetów - przerwałem, unosząc palec do góry. - Mieć za co złapać, a obijając się o ciebie można sobie nabić tylko siniaków. - zachichotałem, zauważając jej minę. Początkowo była tak zdziwiona, że nie mogła nic powiedzieć, ale po chwili na jej twarzy zaczęła malować się wściekłość.

- Twoje tłumaczenie jest żałosne, wiesz? - pokiwała głową, jakby potwierdzając własne słowa. - Jakoś nie narzekałeś, gdy pieprzyłeś mnie od tyłu na tym bankiecie.

- Właśnie widzisz, tak zaczęła się nasza znajomość i to dlatego między innymi ta relacja jest chora. - wzruszyłem ramionami, zauważając, że Eva wyszła z sypialni. Myślałem, że będzie wściekła, ale była rozbawiona.

- Po co ty tutaj przyszłaś w ogóle? - Eva zmrużyła oczy, stając obok mnie.

- Przecież nawet nie mieszkasz tutaj, masz gówno do powiedzenia. - parsknęła, mierząc ją wzrokiem. Eva oparła rękę na biodrze, uśmiechając się szyderczo. Nie miała na sobie tony makijażu i wyzywających ubrań, ale i tak wyglądała o niebo lepiej.

- Nim przywykłaś do wpraszania się do Chrisa i dawania mu dupy, czekaj, przecież nazywasz to związkiem. - zachichotała, wywracając teatralnie oczami. - Nie wiem czy powinnam ci to mówić, ale potraktuj to jak dobrą radę na przyszłość, kochanie. - szepnęła, wskazując na nią palcem. - Pieprzyliśmy się w każdym możliwym miejscu w tym mieszkaniu, więc przypomnij sobie teraz czy pamiętałaś o wycieraniu stołu i blatu przed śniadaniem, leniwa suko. - rzuciła, odwracając się na pięcie i zostawiając Julie z rozchylonymi ustami. Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Eva nigdy nie była aż tak wredna, znaczy względem Julie to co innego, ale nigdy nikogo tak nie cisnęła. Jestem z niej dumny.

- Obydwoje jestescie siebie warci, wiesz? - spojrzała mi w oczy, odchodząc w stronę drzwi. - Chrissi, skarbie, jeszcze jedno... - uśmiechnęła się lekko i oblizała wargę, a mi momentalnie zrobiło się niedobrze. - Pieprzysz najgorzej ze wszystkich swoich kolegów. - parsknęła śmiechem, otwierając drzwi wyjściowe.

- Ja też ci coś powiem, ta twoja rzekomo najlepsza przyjaciółka Nickie poświęcała się, gdy miałaś okres i niestety muszę przyznać, że o niebo lepiej obciąga. Skarb mieć takich przyjaciół.

Spojrzała się na mnie z pogardą i trzasnęła drzwiami. Przez chwilę stałem w miejscu i kompletnie nie wiedziałem co o tym myśleć. Właśnie dowiedziałem się dwóch rzeczy, których się nie spodziewałem. Julie mnie zdradzała i jestem najgorszy z wszystkich moich kolegów. Nie, to drugie powiedziała specjalnie, to niemożliwe. Laski w liceum miały porównanie i zawsze wybierały mnie, co nie jest przypadkiem. Nie mam porównania z Williamem i nigdy się nie dowiem, ale to co innego. Jestem najlepszy. Julie rzuciło się na mózg od tych silikonów i botoksu, a to już nie moja wina. Prawdę mówiąc to ciągnęło nas do siebie, bo byliśmy cholernie podobni. Obydwoje obiecywaliśmy sobie niewiadomo co, a godzinę później byliśmy z kim innym w łóżku. Jednak było, minęło.

- O cholera. - usłyszałem głos Evy, gdy szła do salonu. Usiadła na kanapie i wpatrywała się w swoje dłonie. Nie chciała się na mnie w ogóle spojrzeć, gdy usiadłem obok. - Dowiedziałam się trochę za dużo, nie sądzisz? - spytała ironicznie, wreszcie na mnie spoglądając.

Przeczesałem włosy palcami, głęboko wzdychając. Pokiwałem głową, spuszczając wzrok. Czułem się jak 7-letni Chris, gdy zbiłem ulubioną wazę mamy. Chociaż było nas stać na kolejne pięćset takich to miała dla niej wartość sentymentalną i cały czas na mnie krzyczała. Eva patrzyła się na mnie wyczekująco.

- Przepraszam, że musiałaś się o tym wszystkim dowiedzieć, ale chcę, żebyś wiedziała, że nie traktuję wszystkich kobiet jak mojej byłej.

- Przecież o tym wiem. - wzruszyła ramionami, wdrapując mi się na kolana. Byłem zdziwiony jej ruchem, ale objąłem ją mocno. - Po prostu byłam zdziwiona, że tak wyglądała wasza relacja i jeszcze to nazywaliście związkiem.

- Nie wiem, czy to był związek. - westchnąłem, chowając twarz w jej włosach. - To było coś w stylu zapełnienia dziury, jaką po sobie zostawiłaś. Dziewczyny zmieniały się co parę tygodni, dłużej nie dało rady z nimi wytrzymać. To te z tego typu co Julie, czyli priorytety to selfie, pamiętanie o dopełnianiu ust co pół roku i paznokcie o długości pół metra. Innych nie miałem szansy spotkać, ale i tak by nie zastąpiły ciebie. - parsknąłem, cmokając ją w ucho.
Zaśmiała się głośno, rozluźniając ciało, bo przed chwilą była spięta. -
Nie mogę wyjść z podziwu, jak bardzo na mnie działasz. Gdy słyszę twój śmiech to staję się najszczęśliwszy na całym świecie, słyszę twój głos to chcę, żebyś do mnie mówiła bez końca, jak widzę twoje oczy to dostaję gęsiej skórki i to twoje ciało... - przerwałem, biorąc głęboki wdech, na co Eva zachichotała. Poczułem na sobie jej usta i to tak wspaniałe uczucie, że mogłaby w ogóle nie przestawać mnie całować.

_____________
Coraz bliżej końca mistreated. Zastanawiam się, czy zacząć pisać kolejną część czy rozpocząć coś nowego.

mistreated//mohnstadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz