- Tu Julie Vikens, zostaw wiadomość, a oddzwonię. Po usłyszeniu sygnału... - po raz kolejny odebrała sekretarka. Naprawdę zależy mi na spotkaniu z Julie, muszę z nią szczerze porozmawiać. Strasznie wkręciła się w nasz związek i mi jej żal, bo była dla mnie tylko dodatkiem.
Znowu uprzedmiotowuję kobiety, Noora cały czas zwraca mi za to uwagę. Gdy wyszedłem od Williama, nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Postanowiłem iść do parku, aby się przejść i to wszystko przemyśleć. Jak mam przekonać do siebie Evę? Ciężko mi z tym, że nie chce ze mną być, choć w końcu bym to zdzierżył. Ale nie mogę się pogodzić, że mnie nienawidzi. Usiadłem na ławce, wpatrując się w chuj wie co. Muszę jeszcze zadzwonić do Camilli. Kurwa, tego jest za dużo. Max i Eva, a do tego jeszcze Julie. Ona serio oczekuje, że zamieszkam z nią? Chyba bym zwariował. Rano zajmuje łazienkę na przynajmniej 2 godziny, to chyba wystarczający powód? Postanowiłem pojechać do pracy, chociaż na chwilę. Wolnym spacerem wróciłem pod apartamentowiec Magnussonów i gdy dotarłem do mojego auta, szukałem kluczyków po kieszeniach, ale za cholerę nie mogłem ich znaleźć. Przyznam, tętno niebezpiecznie mi wzrosło, ale pomyślałem, że zostały pewnie u Williama. Wjechałem na ostatnie piętro i pociągnąłem za klamkę. Wszedłem do mieszkania i usłyszałem ten głos. Eva tu była i płakała. Stanąłem na przedpokoju i zauważyłem moje kluczyki. Miałem już wyjść, ale coś kazało mi zostać.
- Ja... - Eva wymamrotała, pociągając nosem. - Ja go nadal tak cholernie kocham i nie mogę się z tego wyleczyć, Noora. - prawdopodobnie w tej chwili blondynka podeszła i ją przytuliła. - Znowu serce mówi mi co innego, a rozum co innego. Głupieję. Chcę schować się w jego ramionach i zaciągnąć jego zapachem, ale po chwili przypominam sobie, jak bardzo mnie zranił. Jak długo cierpiałam po jego zdradzie. Serce mówi mi, abym zaczęła z nim wszystko od nowa. Powoli, na spokojnie, zapominając o przeszłości. - mruknęła, głośno wzdychając. - Ale rozum każe zostawić go z tyłu i iść przed siebie.
- Wiesz co o nim sądzę, Eva. - mruknęła Noora, a ja chciałem, by kontynuowała. Nasze relacje dużo bardziej się polepszyły po liceum, bo teraz jest zmuszona spędzać ze mną czas, gdy jestem u nich. Wcześniej, gdy podchodziłem do Williama na korytarzu szkolnym, to ona nagle gdzieś musiała iść. I tak za każdym razem. Unikała mnie, nawet nie rozmawiając ze mną dłużej niż pół minuty, wydała na mnie wyrok. Teraz jest inaczej. Czasami śmieje się z moich żartów, oczywiście nie na jej temat (zdarzają się one bardzo często), ale zawsze coś. - Mimo że on i William są przyjaciółmi to bardzo się różnią. Zauważyłam, że The Penatrators dla Williama było jakimś rodzajem zabawy, młodość jest jedna, yolo i te sprawy, a dla Chrisa stało się ono częścią życia. Choć uważam go za świetnego kumpla, tak na faceta się nie nadaje. W ogóle. Musiałoby mu bardzo, bardzo, ale to b a r d z o na kimś zależeć, aby zmienił tok myślenia. Bo dla mnie nadal jest 18 letnim chłopcem, traktującym kobiety jak trofea. I to go gubi. - poczułem się jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Pierwszy raz ktoś opisał mnie i moje życie tak dosadnie. Ale szczerze.
Eva
Usłyszałyśmy skrzyp podłogi z przedpokoju i Noora natychmiast zbladła.
- Ktoś tutaj wszedł. - wyszeptała do mnie, zbliżając się powoli do wyjścia z kuchni. Postanowiłam wziąć nóż i iść za nią. Nigdy nie wiadomo, jaki pojeb mógł wejść do mieszkania.
- Schistad! - Noora pisnęła. - Przestraszyłeś nas. - warknęła, a ja gorączkowo zaczęłam ocierać mokre policzki nim go zobaczyłam. Nie chciałam, by zobaczył mnie w takim stanie. - Przecież William wyszedł razem z tobą, o co chodzi? -zmarszczyła brwi.
- Zapomniałem kluczyków od auta, przysięgam. - wymamrotał, unosząc ręce w geście obronnym. - Skoro się tutaj spotkaliśmy, może porozmawiajmy? - mruknął do mnie, a ja poczułam, że moje policzki przybierają czerwony kolor. Pokiwałam głową bez słowa i wyjęłam z torebki paczkę papierosów, bo bez tego nie dam rady z nim rozmawiać drugi raz w ciągu poranka. Wyszłam na balkon, a Chris za mną. Zaciągnęłam się papierosem, na co nadal się we mnie wpatrywał. Zmarszczyłam czoło.
- Mam coś na twarzy? - spytałam, gdy wypuściłam dym z płuc.
- Nie. - przeciągnął, śmiejąc się cicho. - Po prostu jesteś piękna. - wzruszył ramionami, denerwując mnie tym.
- Skończ mi słodzić. - rzuciłam, obserwując ulice Oslo ze spokojem. - Skoro mi tak słodzisz to co mówisz Julie?
- Jak to co jej mówię? - zmarszczył brwi, opierając się o barierkę. - Chcę z nią zerwać. - dodał ciszej.
- A byliście taką świetną parą... - powiedziałam smutno, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Spojrzałam na niego, wydawał się strasznie zdezorientowany.
- Eva, pieprzę Julie, teraz... - zaczął, podchodząc do mnie.
- Wiem i to pieprzenie jej bardzo dobrze ci wychodzi, cały czas chodzi skrzywiona. - parsknęłam, przerywając mu.
- Teraz, ba, od zawsze liczysz się ty. - wymamrotał, oblizując dolną wargę.
Złapałam się na tym, że za długo się na niego patrzyłam maślanymi oczami. Ale jego są takie piękne, ciemne i mogłabym w nie patrzeć bez końca. I te rzęsy. Stop. Muszę się opamiętać, takie zachowanie źle o mnie świadczy. Poprawiłam włosy, które opadły mi na twarz przez wiatr i poczułam jego miękkie usta na moich.
CZYTASZ
mistreated//mohnstad
Fanfiction"Żadna kobieta nie powiedziała nigdy całej prawdy o swoim życiu". Eva Mohn '95 Christoffer Schistad '93