Rozdział 8

764 72 9
                                    

Wtuliłam się w kąt i chciałam zacząć użalać nad sobą, ale nie zdążyłam. Prawie jednocześnie wydarzyły się dwie rzeczy. Wróciły Psy Piekielne warcząc i płonąc, a przede mną zmaterializowały się kolejne Anioły Światła. Dwóch mężczyzn, z czego jeden zamaskowany, uzbrojeni w miecze, które wymierzone były w moje gardło.

- Panie, nie! – rozległ się krzyk Hayart'a.

Rzucił się przed miecze. Rozłożył szeroko podwójne skrzydła i ukląkł pokornie pochylając głowę. Nie miałam zamiaru zostać zaszlachtowana na podłodze, więc zaciskając zęby zaczęłam powoli się podnosić. Opierałam się na ścianie i sunęłam po kilka cali w górę. Jeden z Psów wycofał się i zaczął służyć mi za podparcie. Złapałam go za skórę na karku i opadłam całym ciężarem na niego.

- Panie, to nie tak jak myślisz. Muriel zaatakowała jako pierwsza, myśmy się tylko bronili – tłumaczył Hayart.

- Pierwsza? – Głos zamaskowanego brzmiał jak daleka burza. – Sama? Przeciw wam wszystkim? Dobrze walczyła, skoro przed śmiercią zdołała uśmiercić piątkę waszych towarzyszy.

Drugi z aniołów podszedł do truchła wilkołaka i nogą go przewrócił na plecy.

- Zmodyfikowany – uznał. – Nie wiem, w co się bawisz na tej planecie, ale wiesz, że nasze zasady zabraniają takich praktyk.

- To byli jej towarzysze – wyszeptałam przez zaciśnięte gardło.

- Co tam mamroczesz, śmierdzący trupie? – W masce były tylko otwory na oczy, a te zapłonęły czystym błękitem. – Nawet wysłowić się nie potrafisz.

- Izzy, uspokój się. – Mój kompan wciąż trwał na kolanach. – Nie pozwól...

Za późno. Przemieniłam się, choć nie w pełni. Skrzydła zostały w ukryciu, ogień także. Wciągnęłam przez nos powietrze i zaraz zaczęłam kasłać, bo owiał mnie smród bijący z pyska psa. Ten popatrzył na mnie prawie z urazą, ale odwrócił łeb.

- Kolejny wybryk natury? – Jad sączący się z głosu niezamaskowanego osobnika mógłby zatruć ocean. – A może nieudany eksperyment?

- Nie jestem...

- Nie odzywaj się, śmieciu – zagłuszył mnie obcy i zbliżył się o krok. – A te zwierzaki...

Pies Piekielny kłapnął szczęką i wyrwał mu z dłoni miecz, jakby to nie był płonący oręż. Trzymał go między kłami, aż wreszcie usłyszałam chrupnięcie. Złamał go, tak po prostu, tylko siłą swoich szczęk.

- Mistrzu, błagam – odezwał się Hayart. – Wiem, że wszystko przeczy naszym słowom, ale może gdybyś zajrzał za moje osłony i zobaczył, co naprawdę się stało?

Nerwowo odwróciłam głowę w stronę klęczącego wciąż anioła. Chciał się tak odsłonić? Przecież... Cholera jasna, mógł zdradzić więcej, niż powinien. Sama o tym wiedziałam, a mózgu wciąż mi kołatały jego przestrogi, żeby tej rasie nie wierzyć.

- Chcesz się poddać Połączeniu? – Zamaskowany nie krył zdziwienia. – Masz odwagę, lub tupet.

Hayart tylko bardziej spuścił głowę i milczał. Cisza przedłużała się, zakłócana naszymi przyspieszonymi oddechami. Na zewnątrz zerwał się wiatr i zaczął przybierać na sile. Do wnętrza pokiereszowanego pojazdu zaczął wdzierać się piach. Zafascynowana przyglądałam się jak Mistrz podchodzi do mojego towarzysza i kładzie mu dłoń na odsłoniętym karku. Jego paznokcie zaczęły się wydłużać, aż zamieniły się w szpony. Byłam trochę za daleko, ale odbił się od nich promień światła i zalśniły. Obcy przesunął palce przez włosy Hayart'a, aż wreszcie wbił je w jego czaszkę. Wzdrygnęłam się, kiedy z włosów zaczęła kapać krew.

ZIEMIANKA tom III - Krwawy rysunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz