Rozdział 32

532 29 42
                                    

Każdy oddech sprawiał ból, w ustach czułam popiół, a nogi piekły mnie niemiłosiernie, kiedy kapitan łaskawie zarządził postój. Padłam tam, gdzie stałam, mając w nosie, czy ktoś się wkurzy. Próbowałam się zwinąć w kłębek, ale mięśnie zbuntowały się i nie chciały współpracować.

– Wstawaj. – Nade mną zawisł jeden z krwiopijców. – Nie możesz tak leżeć.

Wysyczałam cicho przekleństwo, ale się nie ruszyłam. Niech mnie dobiją, tu i teraz.

– No, już, panno delikatna.

Złapał pod ramiona i starał się postawić na nogi, jednocześnie dezaktywując zbroję. Straciłam liche oparcie i już leciałam na twarz, kiedy mnie złapał i bezpardonowo przerzucił sobie przez bark. Było mi wszystko jedno, gdzie mnie niesie, już się pożegnałam z życiem.

– Tak się kończy, jak słabeuszy bierze się na akcję. – Usłyszałam ciche sarkanie kogoś z boku. – W życiu nie słyszałem, żeby szef komukolwiek nakazał niańczenie takiego czegoś.

– Zamknij się – warknął ten, który mnie niósł. – Po prostu się zamknij.

Nie obchodziło mnie, co mówią inni. Nie byłam wampirem, nie miałam ich siły, szybkości, ani innych „zalet". No może poza szybszą regeneracją. I jako takim widzeniem w ciemności. A teraz musiałam po prostu odsapnąć. Załatwić się, napić i na chwilę delektować się bezczynnością. W tej właśnie kolejności.

– Postaw mnie – mruknęłam.

– Żebyś znowu zległa?

– Mam ci mundur posikać? – zakpiłam.

Oparł mnie o drzewo i odwrócił się. Było mi głupio, ale natura wzywała. Po kilku jęknięciach, akrobatyce w wykonaniu paralityka i tysiącu wściekłych myśli za murami umysłu, poczułam wreszcie ulgę. Kiedy się prostowałam naszła mnie myśl, że nie powinno mnie tutaj być. Że powinnam być gdzieś indziej, w miarę bezpieczna, a nie iść na spotkanie ze śmiercią. Czułam, że spotkanie z Kamael'em może tak się właśnie zakończyć. Te wampiry nie były w żaden sposób ze mną związane, więc podejrzewałam, że jak zrobi się gorąco, to bez mruknięcia okiem poświęcą nic nieznaczącą Ziemiankę. Nie mogłam się jednak już wycofać, a jakąkolwiek podjęłabym decyzję i tak na końcu widziałam mogiłę.

– Długo będziesz udawać katatonika? – Kapitan wyrósł przede mną i obrzucił uważnym wzrokiem. – Myślałem, że szybciej pękniesz, ale wytrzymałaś.

Powiedział to niejako z podziwem.

– To ile jeszcze zostało? – zapytałam zmęczona.

– Jesteśmy na miejscu. Teraz odpoczniemy i nad ranem ruszymy do ataku.

Odszedł, a towarzyszący mi wampir kiwnął na mnie, żebym za nim podążyła. Nie rozumiałam, dlaczego się mną zajmuje, to było takie nie w ich stylu. Nie miałam innego wyjścia, ruszyłam powoli za nim. Zaprowadził mnie do skupiska kilku drzew, gdzie dwie kobiety zrobiły prowizoryczny szałas z gałęzi.

– Zjedz coś – odezwała się jedna.

– Pić – szepnęłam, bo nawet ślinianki odmówiły pracy, a język prawie przywarł do podniebienia.

Ciężko usiadłam pod drzewem i oparłam o pień. Oczy same zaczynały się zamykać, zmęczona byłam jak chyba jeszcze nigdy. Musiałam złapać trochę snu, bo inaczej nie widziałam się w dalszej eskapadzie.

– Wszystko masz w plecaku – zdziwiła się druga.

Plecaku? Ciekawe, skąd niby mam go wziąć. Miałam tylko mundro–zbroję, dwa pistolety i nóż.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 17, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ZIEMIANKA tom III - Krwawy rysunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz