Rozdział 5

859 71 2
                                    

Wyrocznia machnął lekceważąco w stronę Sarkofagu i ciężko westchnął. Odwrócił się w stronę siedzących za stołem mężczyzn i wbił spojrzenie w Anioła. Obserwowany gwałtownie poderwał głowę, jakby oberwał sierpowym w podbródek. Nawet oczekiwałam, że zacznie masować obolałe miejsce, ale ten tylko wyszczerzył się w krzywym uśmiechu i kiwnął głową.

- To zabieram ze sobą – oznajmił Hisham i zgarnął z blatu łańcuszek. – Hayart, postaraj się Kalote umiejscowić i uziemić. Nie wiem, jakie ma plany, ale jej dążenie do władzy zaczyna być niebezpieczne. – Potarł między palcami delikatne ogniwa. – To cholerstwo ma ograniczony zasięg. Ona nie może być dalej jak dwa, maksymalnie trzy układy słoneczne. Znajdź ją.

- Jest Tkaczką – przypomniał Anioł.

- A ty księciem Tajemnic, więc nie powinna ci umknąć. – Wyrocznia złapał za kielich i duszkiem go opróżnił. – Rei – zwrócił się do archanioła – przypilnuj Izzy. Coś mi obiecała.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Dlaczego nie mówi wprost, tylko błądzi po opłotkach? Czyżby bał się podsłuchu? Pewnie nie takiego, jaki znałam z filmów sensacyjnych i szpiegowskich, ale coś bardziej skomplikowanego. A może prostszego? Nie chciałam naciskać. Hisham, mimo, że o wiele starszy i bogatszy o wieki doświadczeń nie traktował mnie jak zło konieczne. Nawet Taidzie i Rei'emu się to zdarzało, ale Wyrocznia mi ufał. I nie miałam zamiaru tego zaprzepaścić.

- W porządku – mruknął archanioł przypatrując się mi bacznie. – Potem to załatwię.

- Wracam do Azylu, a wy zdejmijcie ten czar, bo wyczuwam za ścianą zamieszanie – oznajmił Hisham uśmiechając się głupkowato. – Szczególnie taki jeden opierzony młodzieniec rzuca się jak harysth.

Tybal. To na pewno on. Matko i córko, musi tam być gorąco. Miałam tylko nadzieję, że obędzie się bez rozlewu krwi. Tak się zamyśliłam, że ledwo zauważyłam jak Wyrocznia znikał w błysku światła. Nawet kretyn nie musiał wchodzić do trumny. Anioł w tym czasie zaczął coś mamrotać pod nosem, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. W uszach mi zaczęło dzwonić, jak w czasie zmiany ciśnienia. Otworzyłam usta i starałam się zmniejszyć napięcie, choć niewiele to dawało. Już miałam zacząć krzyczeć, kiedy napięcie znikło, a do nas dobiegły wściekłe głosy z korytarza.

- Nic mnie to nie obchodzi! – Taida jak chciała to potrafiła przekrzyczeć nawet tornado. – Tam jest mój facet i bratanica! Masz w tej chwili otworzyć te cholerne drzwi!

- Taida, uspokój się. – To był chyba Gil, choć nie byłam pewna. – Nic im nie jest.

- Ty kurduplu, zabieraj te szczypce z młodego i odsuń się od przejścia, bo jak przypieprzę ci z bastmerh'a to nawet nie będzie co skrobać ze ścian – wydzierała się ciotka. – I nie strasz mnie tym kolcem, cholerny Fetynah'u, bo ci go upierdolę przy samej dupie.

- Jezu – jęknęłam. – Ale cyrk.

Pędem rzuciliśmy się do drzwi. Stalowa płyta została podniesiona, ale Taida nawet tego nie zauważyła. Na korytarzu musiało się kotłować od dłuższego czasu. Tybal leżał przygwożdżony do podłogi przez szczypce Tikun'a, który mrużąc wszystkie swoje powieki machał ogonem jak rapierem przed uzbrojoną w naładowany karabin plazmowy nimfą. Gil, całkowicie przemieniony, trzymał za karki Rino i Arne'go, zmuszając ich do klęczenia. Obaj byli właśnie w trakcie przeistaczania się, więc za chwilę mogło zrobić się naprawdę groźnie. Gdzie była reszta, nie miałam zamiaru na razie pytać. Najważniejsze, że nie było ich tutaj.

Zanim Rei z Cahir'em zareagowali w korytarzu pojawił się ktoś jeszcze. Kątem oka zauważyłam tylko błysk srebra i poczułam uderzenie mocy, kolejne w ciągu kilku minut. Daichi unosił się tuż nad podłogą i wykonywał skomplikowane ruchy dłońmi. Nawet z daleka widziałam, że znajduje się chyba w jakimś transie i ma zamglony wzrok. Jego pióra zaczęły coraz bardziej lśnić, aż wreszcie rozjarzyły się prawie do białości. Wokół mnie wszystko jakby stanęło w miejscu, zamarło w oczekiwaniu. Tikun upadł na Tybala, przygniatając go jeszcze bardziej. Wampiry z wilkołakiem uderzyły o podłoże z głuchym stukotem. Reszcie jakby ktoś podciął nogi, też zaczęli się słaniać. Zrobiło się przeraźliwie cicho, a po chwili rozległ się gwizd, który z każdą sekundą nabierał siły.

ZIEMIANKA tom III - Krwawy rysunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz