Rozdział 14.

3.4K 353 43
                                    

Harry patrzył tępo przez okno. Nie zwracał uwagi na rozmowę Teodora i Draco. Zastanawiał się nad tym, jakim cudem Ravenclaw wygrał puchar domów, nie zauważył, żeby na lekcjach dostawali jakieś punkty. O dziwno, zazwyczaj siedzieli cicho i przez prawie cały czas coś notowali. Miał właśnie zacząć zastanawiać się nad zachowaniem Snape'a, ale ktoś szturchnął go w ramie.

- Wszystko dobrze? - Zapytał Draco przyglądając mu się ciekawie.

- Tak, tylko się zamyśliłem. - Odparł, a potem przeciągnął się i westchnął cicho.

- Myślisz, że mógłbyś zjawić się u mnie w wakacje, chociaż na tydzień?

- Jasne, napiszę ci list, kiedy dokładnie będę mógł przyjechać. - Wybraniec uśmiechnął się lekko i oparł o szybę czekając na rozwój rozmowy.

- Ej... A ja to co? - Prychnął Blaise udając obrażonego.

- Ciebie nie będzie w kraju. - Odezwał się rozbawiony Nott.

- Jak tak wolisz...

- Możecie przestać? - Spytał lekko zmieszany Potter. - Następny razem pojadę do ciebie Blaise.

- Okey, mogę na to przystać. - Prychnął chłopak i powrócił do czytania książki.

************

Ślizgon wyszedł z pociągu, niestety tłum się tak przepychał, że wypchnął go prosto w ramiona Lori'ego, który rozbawiony przyglądał się mu badawczo.

- Przepraszam. - Mruknął w jego klatkę piersiową, a po chwili się wyprostował.

- Nic nie szkodzi, Harry. - Odparła śmierć kładąc dłoń na jego głowę.

Usłyszał wołanie za sobą więc odwrócił się do tyłu. Uśmiechnął się szeroko, gdy zobaczył jak w jego stronę zmierza Percy.

- Nie mogłem znaleźć cię w pociągu, a chciałem się z tobą pożegnać. - Wytłumaczył podchodząc do niego, spojrzał na Lori'ego i na chwilę zaniemówił. - Witam, nazywam się Percy Weasley, jestem przyjacielem Harry'ego.

- Miło mi poznać, panie Weasley. - Odparła śmierć neutralnym głosem.

- Mam nadzieje, że zobaczymy się w następnym roku i, że nadal będę mógł cię uczyć eliksirów.

- Jasne! Uczysz lepiej niż Snape. - Powiedział wesoło chłopiec i przytulił starszego lekko, a potem zaczął machać mu na pożegnanie ręką.

- Teraz do domu, Lori. - Odezwał się Potter, gdy Gryfon zniknął za rogiem. Jedyne co poczuł to rękę, która chwyta go za ramię. Razem ruszyli do dworu, Harry lekko zmęczony, a śmierć jak zawsze czujna.

******************

Tak, jak powiedział Voldemortowi wysłał mu list, kiedy i gdzie mają się spotkać. Wybrał dwór, bo nie chciał przenosić się w inne miejsca. Jedyne co mu pozostało do zrobienia to powiadomić Mistrza Eliksirów o gościu, który niedługo przybędzie.

- Sir, chciałem z tobą porozmawiać. - Powiedział chłodno wchodząc do pomieszczenia. Snape wyglądał na zbitego z tropu, ale tylko kiwnął głową na znak, że się zgadza. - Niedługo będziemy mieli gościa.

- Gościa? Masz na myśli jakiegoś swojego kolegę? - Severus wydawał się lekko zdziwiony, lecz tak naprawdę bardzo dobrze maskował swoje uczucia. Teraz zaczął być bardzo podejrzliwy.

- Nie, to nie jest mój kolega. - Zaczął Potter, szukając odpowiednich słów. - Jest to ktoś, kogo pan zna, nawet bardzo dobrze.

- Potter, przestań grać w swoje gierki i powiedz mi kto ma przybyć. - Sarknął zirytowany mężczyzna, odkładając książkę na stolik.

- Voldemort. - Powiedział spokojnie czekając na reakcję profesora.

- Nie żartuj sobie ze mnie... - W głębi duszy wiedział, że to, co dzieciak powiedział było prawdą.

- Dobrze pan wie, że nie żartuję...

- Dlaczego?

- Dlatego, że nie chce, aby Dumbledore przejął władzę. - Wytłumaczył najjaśniej jak potrafił.

- Śmierć ma ci pomóc zabić Albusa, prawda? - Spytał, a gdy zobaczył na twarzy Pottera szok poczuł małą satysfakcję.

- Tak... - Wyszeptał.

- W takim razie, powodzenia. Jeśli będziesz mnie potrzebował to powiedz. - Mistrz Eliksirów wstał i szybko wyszedł z salonu powiewając czarną szatą za sobą.

******************

- Gotowy? - Zapytał Lori

- Yhm... Chyba. - Odparł Harry, wzdychając lekko. Wstał z kanapy i zbiegł po schodach, w samą porę znalazł się koło drzwi, które otworzyły się na oścież.

- Przyszedłeś. - Stwierdził chłopiec, odsuwając się, aby wpuścić gościa do środka. Wysoki i szczupły mężczyzna, nie wyglądał jak kiedyś. Wyglądał inaczej, niż gdy był nastolatkiem. Czarne włosy zaczesane do tyłu i czerwone oczy dodawały mu mroku, a z całego jego ciała czuć było władczą aurę. Riddle ubrany był w czarną szatę.

- Tak. - Odparł chłodno patrząc w zielone oczy.

- Ym... Tak, za mną. - Potter potrząsnął głową odganiając od siebie myśli. Poprowadził czarnoksiężnika do salonu. Voldemort rozsiadł się na kanapie, nie zwracając najmniejszej uwagi na rozjuszone prychnięcie ślizgona.

- No więc, co chcesz wiedzieć? - Spytał chłopiec, siadając naprzeciwko.

- Dlaczego chcesz zabić Dumbeldore'a? - Zapytał lekko przekrzywiając głowę w bok. - Dlaczego Wybraniec jest w Slytherinie? Czemu mi pomagasz?

- Dumbledore... Nie chce, aby doszedł do władzy. On... nie jest dobry dla czarodziejskiego świata, nie mów mi, że nie zauważyłeś... On manipuluje wszystkimi! - Harry starał się ukryć swoje emocje jak najlepiej, ale niestety nie miał jeszcze takiej samokontroli nad swoimi emocjami i temperamentem, więc skończył zdanie prawie warcząc. - Nie każdy w domu węża musi mieć związek z czarną magią, tam mnie tiara umieściła i tam będę przynależał. Pomagam ci, ponieważ nie chce, aby dobra strona wygrała. Oni zrobili coś czego im nie wybaczę, okłamali mnie.

- Ciesze się, że zauważyłeś, jaki jest Dumbledore, jednak jest coś, czego mi nie mówisz, prawda?

- Ja... Emm... Lori proszę, potrzebuję cię. - Voldemort zmarszczył brwi i patrzył podejrzliwie na mężczyznę, który pojawił się z nikąd i powolnym krokiem podszedł do chłopca, a potem usiadł koło niego na kanapie.

- Witam, miło mi cię poznać... osobiście. - Przywitał się uprzejmie.

- Kim jesteś? - Spytał Czarny Pan, jego głos brzmiał jak syk, co dodawało mu tylko mrocznej aury. Harry zawsze zastanawiał się dlaczego Voldemort upodobnił się tak do węża.

- Och, możesz nazywać mnie Lori, jak Harry. Jestem jego prawnym opiekunem od pół-roku. - Wyjaśnił spokojnie posyłając lekki tajemniczy uśmiech mężczyźnie.

- Najlepiej, żebyś wytłumaczył czym jesteś. - Wtrącił się Potter, unikając spojrzenia czarnoksiężnika.

- Dobrze, panie. - Brwi Riddle'a powędrowały do góry, gdy usłyszał jak mężczyzna nazwał Wybrańca. - Jestem śmiercią i moim obowiązkiem jest chronienie mego pana, aby nic mu się nie stało. Oczywiście na jego życzenie.

- Udowodnij.

- Jak sobie życzysz Tom'ie Marvolo Riddle'u. - Lori cicho zachichotał sprawiając, że po plecach małego ślizgona przebiegł zimny dreszcz. Nagle głowa Voldemort opadła, a śmierć wydawała się nieobecna. Chłopak tylko wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodnie czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Był ciekawy jak Lori udowodni swoją tożsamość.

Harry Potter: Przełamanie słów i czynów. - ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz