Rozdział 2.

5.6K 441 59
                                    

Harry wyrwał się ze snu uderzając głową o schody. Gwałtownie łapał powietrze i próbował się uspokoić, był w komórce pod schodami...znowu, najpierw pomyślał, że przygoda z czarodziejskim światem była tylko snem. Jednak z upływem sekund zaczął sobie przypominać rozmowę ze śmiercią i to, że jest teraz jej władcą. Usiadł, przez chwilę szukając wygodnej pozycji i przeanalizował wszystkie fakty. Musiał się stąd wydostać, nie miał zamiaru zostawać z Drusley'ami dłużej niż było potrzeba. Mimo iż miał tylko sześć lat to i tak zdecydował się stąd wynieść.

- Emm...Śmiercio? - Zawołał szeptem w przestrzeń.

- Tak, panie? - Usłyszał męski głos od strony drzwi. - Przepraszam, ale nie zmieszczę się tam w tej formie...

- Czy możesz otworzyć drzwi? - Zapytał chłopak, a gdy usłyszał ciche kliknięcie westchnął cicho i wyszedł na korytarz.

- Co teraz? - Spytał mężczyzna, patrząc na chłopca przed sobą i totalnie ignorując, że znajduje się w czyimś domu o drugiej nad ranem.

- Czy... możesz być moim „opiekunem"? - Mruknął cicho Harry, marszcząc brwi. - Wiesz, będziesz jak... mój rodzic. Nie chce tu zostawać, nie z tymi ludźmi.

- Mogę być... - Odparł, po czym wziął za rękę chłopca.

Były Gryfon z wdzięcznością podążył za śmiercią, gdy obydwaj szli w stronę drzwi wyjściowych, niestety daleko nie zaszli, bo po schodach z góry właśnie zbiegło dwoje ludzi. Harry rozpoznał w nich swoje wujostwo, obydwoje wyglądali na przestraszonych i złych.

- Kim jesteś?! Wynocha z mojego domu, bo zadzwonię po policję! - Wykrzyknął Vernon przesuwając się przed żonę.

- Witam, jestem tu, aby zabrać waszego siostrzeńca. - Powiedział spokojnie czarnowłosy, przy okazji przerzucając za plecy warkocz.

- Jakim prawem? To Dumbledore kazał się nim opiekować to, to robię! - Wrzasnęła Petunia, robiąc się coraz bledsza.

- Jak widać nie zajmujecie się nim dobrze... - Odparła śmierć prostując dumnie plecy. - Więc go wam zabieram.

- Możemy już iść? - Harry był zirytowany zachowaniem dwojga dorosłych, lecz miał nadzieję, że jak odejdą w pokoju to... kiedyś ciotka wyjawi mu jakieś cenne informacje, na temat jego matki lub samego Dumbledore'a

- Owszem, panie. - Zgodził się mężczyzna i pociągając za sobą chłopaka oraz ignorując zmieszane spojrzenia wujostwa wyszedł z domu.

***

Pół godziny później Harry i śmierć siedzieli na łóżku w mugolskim hotelu. Chłopak po wyjściu od wujostwa zapytał się co zamierzając zrobić, na co dostał bardzo ironiczną odpowiedź od śmierci, która wyjaśniła mu szybko swój plan. I tak znaleźli się w tym budynku.

- Skąd miałeś pieniądze? - Zagadnął cicho Harry, marszcząc brwi w wyrazie niezadowolenia.

- Jak już mówiłem...jestem śmiercią, mogę wszystko.

- echem... - Mruknął chłopak, ziewając przeciągle.

- Panie, pora, abyś się położył. - Zaczął rozbawiony mężczyzna. - Jest jeszcze trzecia w nocy a ty potrzebujesz snu.

- Wiem, dziękuje. - Odparł chłopak, posyłając śmierci lekki uśmiech. - Jak mam cię nazywać?

- Nazywaj mnie jak chcesz, panie.

- Może być Alex? Albo Lori lub Shali? - Były gryfon zmieszany i niezdecydowany wymienił kilka imion, które przyszły mu na myśl.

- Może być Lori... - Powiedziała ze śmiechem śmierć.

Harry tylko pokiwał głową z głupim uśmiechem na ustach i dosłownie walnął się na łóżko, od razu zapadając w sen, o dziwo pełen kolorowych dziecięcych snów.

Harry Potter: Przełamanie słów i czynów. - ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz