•10•

553 45 2
                                    

Pruska cholera: Wróciłaś?!
Pruska cholera: Odpisuj mi Felicjo!
Ty: Tak. Jesteś na matmie?
Pruska cholera: Nawet mnie nie denerwuj...
Ty: Jakiś cud się stał!

Zaśmiałem się, na co matematyczka spojrzała na mnie tym swoim strasznym wzrokiem.
- Panie Beilschmidt, czy matematyka aż tak bardzo pana bawi?- Poprawiła swoje ohydne kocie okulary.
- Przepraszam.- Spojrzałem na Francisa, który obok zmagał się z jakimiś działaniami, które wyglądały jakby miały go zabić. Jakieś pierwiastki, ułamki... Miej go w opiece Panie!
- Ej, stary?- Szepnąłem do niego, gdy matematyczka wróciła do sprawdzania jakiś sprawdzianów.
- Nie pomogę ci.- Odparł.
Serio? Przecież sam sobie radziłem z tym sprawdzianem!
- Nie o to chodzi.- Wyszeptałem.- Myślisz, że mnie puści wcześniej?
Kiwnąłem na nauczycielkę. Była straszna... wyglądała jak typowa Niemka, a była z Holandii. Najgorsze połączenie...
- Zapomnij.- Uśmiechnął się pod nosem i wrócił do rozwiązywania pokracznych równań.
- Dzięki stary...
- Panie Beilschmidt!- Podskoczyłem... Jak ona się drze!
- Przepraszam.- Wróciłem do swojego sprawdzianu.
Boże... Musiałem na nim gadać z Tośkiem. Musiałem! Dlatego ten pterodaktyl zabrał nam sprawdziany i wysłał do dyrektora... Przyszliśmy dzisiaj wszyscy w trójkę na wyrównawcze. Oczywiście Tosiek, mistrz matmy i beztroski napisał sprawdzian w dwadzieścia minut... Pewnie i tak dostanie cztery.
Francis jako totalny kretyn chciał spróbować rozszerzenia z matmy... To teraz ma jakieś kosmiczne obliczenia.
Obliczyłem ostatni przykład, po jakiś pięciu minutach. Wstałem i oddałem nauczycielce sprawdzian, akurat Francis też skończył.
Chwała!
- Sprawdzę wam to. Panie Beilschmidt, żeby to był ostatni raz.- Pogroziła mi palcem i kazała odejść.
Całe szczęście! Już dostawałem kręćka...
- Co ci tak śpieszno?- Zapytał Francis, gdy tylko wyszliśmy z klasy.
- Felicja wróciła.
Chłopak uniósł wzrok ku sufitowi... Nie za bardzo przepadał za Polką, ponieważ ona nie lubiła jego kraju, jak i samego Francisa ledwo tolerowała.
- Za bardzo się angażujesz. To widać, że ją ciągnie do Ivana.- Stwierdził, śmiejąc się.
Ona i Ivan to przyjaciele... nic więcej. Tak mówiła, a ja jej wierzyłem.
Od zawsze rywalizowałem z Rosjaninem... Widziałem jego minę, jak się dowiedział, że chodzę z Poleczką. Oczywiście zrozumiał, że mi pomógł dając audiobooki.
- Wątpię.- Uśmiechnąłem się do Francisa i poklepałem go po ramieniu.- Widzimy się na treningu.
- Tylko przyjdź bez niej.- Odszedł w stronę swojego pokoju, po rzeczy.
Wyjąłem telefon i napisałem wiadomość do Feli.

Ty: Muszę iść na trening. Przyjdę do ciebie później.
Skarb: Dobrze.

Było mi głupio, że tak ją przetrzymuje, ale trener by mnie zabił gdybym nie przyszedł na trening.
- Dobrze, że cię widzę.- Wepchnięto mi do ręki moją torbę, którą zawsze biorę na treningi.- Nie dziękuj.
Ivan ruszył w stronę schodów na parter, skąd szło się do sali gimnastycznej. Coraz rzadziej wychodziliśmy na szkolne boisko, ze względu na pogodę. Szkoda... tam nie roznosił się głos trenera.
- Dzięki?- Ruszyłem za nim.- Co ty taki miły?
Rosjanin zaśmiał się, odwracając głowę w moją stronę.
Zawsze denerwowało mnie, że jest wyższy. Musiałem podnosić delikatnie głowę w górę...
- Nie chce by trener krzyczał na nas tylko dlatego, że się spóźniłeś.- Odparł.
Więc to tak... Czyli po prostu nie chciał mieć kłótni. Już myślałem, że to jakiś przejaw miłego Braginskiego.
- Dzięki...- Weszliśmy do szatni, gdzie była już większość chłopaków, w tym mój brat.
Siedział on na uboczu, czytając coś w telefonie.
- Siema Bruder.- Upadłem na ławce obok niego.
- Cześć.- Podniósł na mnie wzrok.- Słyszałem, że byłeś na dodatkowej matematyce.
Już każdy o tym wie? Super...
- Niestety, ale to prawda.
- Mama nie dowierzała jak jej powiedziałem.- Wyciągnął swoją bluzkę z numerem "8" na plecach i szybko ją przebrał.
Mama też już wie? Super! Może napiszemy o tym w gazecie szkolnej?!
- Dzięki Bruder.
Zacząłem się przebierać, gdy do szatni weszli nagle Łukasiewicz ze swoimi kumplami. Co oni tutaj robią? Dzisiaj trening mają siatkarze...
- Są zawody. Trener wybiera drużyny.- Wyjaśnił Ludwig rzucając mi ręcznik, którego zabrakło mi w torbie.
Czyli Ivan nie spakował mi wszystkiego...
- Nie wiedziałem, że rodzeństwo Kirkland gra w drużynie kosza.
Felicja przyjaźniła się z tym... No jak mu było? Arthurem! Ale on na pewno nie grał w drużynie...
- Prawie wszyscy. Arthur nie gra.- Ludwig wskazał na brata Felicji.- Pewnie znów zostanie kapitanem.
Po moim trupie! Feliks nie może być kapitanem... nie pozwoli mi grać, w zemście za to, że chodzę z jego siostrą.
Zauważyłem, że Ivan wychodzi z szatni. Szybko ruszyłem za nim... mam plan!
- Ivan!- Chłopak zatrzymał się zdziwiony.
- Coś się stało Gilbert?- Zapytał.
Stało się! Mam plan!!
- Musisz zostać kapitanem drużyny!- Spojrzał na mnie zdziwiony.
Był kapitanem w zeszłym roku i w tym tez chciał zostać. Wiem o tym...
- Gilbert wiem, że zawsze rywalizujemy i...
- Nie o to chodzi!- Przerwałem mu.- Jeśli brat Felicji zostanie nim, mogę się pożegnać z graniem.
Rosjanin chyba zrozumiał, że chodzi o łączone drużyny, bo kiwnął głową i odszedł w stronę sali.
- Przecież Feliks nie gra w siatkę...

***

Biegłem po dwa stopnie na raz, prawie się zabijając. Trener powiedział, że musi pomyśleć komu dać opaskę kapitana. No oczywiście!
No różne zawody zawsze były kategorie wiekowe i nigdy nie było problemów, a teraz są jakieś międzyszkolne i trzeba zrobić jedną. No super!
Oczywiście ja też walczę o opaskę... przecież Feliks jest na koszu, a ja na siatkówce!
- Hej.- Felicja szła właśnie na kolacje. Nie było przy niej Eli co było dość dziwne, w szczególności, że one zawsze trzymały się razem.
- Tęskniłem.- Przytuliłem ją mocno do siebie.
- Nie chce nic mówić, ale nie mogę oddychać.
- Oj no skarbie, więcej szczęścia! Wreszcie widzisz swojego zagilbistego faceta!
Dziewczyna spojrzała na mnie.
- Twoje ego mnie nadal zadziwia.- Zaśmiała się idąc pod schodach na dół.
Miała na sobie czarne spodnie i biały sweter, trochę za duży, ale dodawało jej to uroku.
- Siedzisz z nami?- Zapytałem, gdy wchodziliśmy do stołówki.
Dziewczyna automatycznie spuściła wzrok.
- Obiecałam bratu, że z nim usiądę.- Wyjaśniła.
Dobra... Feliks to jej brat, więc zawsze będzie stał wyżej ode mnie.
- Idź do niego.- Ucałowałem ją w czoło i pozwoliłem odejść do stolika, gdzie siedziała cała ekipa trzeciej klasy.
- Kazała ci zjeżdżać?- Zapytał Francis, śmiejąc się, gdy tylko usiadłem obok niego.
Tosiek spojrzał na niego, znad swojego zeszytu od Hiszpańskiego.
- Francis daj mu już spokój.- Uśmiechnął się, zapisując coś na prawie pełnej kartce.
- Dzięki Tosiek.
Antonio to był jednak spoko ziomek... Był taką naszą maskotką. Francis to ten "podrywacz" w naszej ekipie, a ja... ja byłem po prostu zagilbisty!
- Zostawi cię dla Ivana. Może nawet Tośka!
Ale on mnie już wkurwiał...
- Jesteś zazdrosny, bo cię nie toleruje?- Tosiek spojrzał na przyjaciela.
- Nie kłóćmy się chłopaki! Jak zerwie z Felicją, to nadal będziemy ekipą!
Echem... Wtedy się załamie i będę przez rok siedział zamknięty w pokoju skazany na towarzystwo Ivana.
- Dziewczyna nas nie poróżni. To oczywiste, ale i tak jej nie polubię.- Stwierdził Francis wracając do swojej owsianki.
Oczywiście...

***

Po kolacji, usiadłam z Felicją i Ivanem, który akurat był w pokoju, na balkonie. Odrabialiśmy zadanie domowe, które Felicja musiała nadrabiać. Trochę się tego zebrało...
- Nie denerwuj mnie.- Dziewczyna szturchnęła mnie nogą, gdy podawałem jej kolejny zeszyt.
- To tylko matematyka.- Stwierdził Ivan, który odrabiał historie.- Pani Brown postarała się, byś się nie nudziła.
- Nie pocieszasz jej.- Wtrącił się Gilbert.
- Oj przestań Cholero.- Oberwałem zeszytem po ramieniu.- Podaj mi lepiej następny przykład.
Co ja tylko od podawania przykładów jestem?! Trzeba wychować te dziewczynę...
- Jak tam wybory do drużyny?- Zapytała nagle Felicja.
Spojrzeliśmy z Ivanem po sobie, ale żaden się nie odezwał. Powiedzieć jej o moim genialnym planie, który był do bani, ponieważ gramy w innych dziedzinach sportu? Przecież to chodzi o jej brata... Trochę głupio.
- Powiecie coś więcej?- Dziewczyna podniosła wzrok znad zeszytu.
- Chcemy by Ivan został kapitanem...
Nie, żebym był gorszym, ale wiem, że przez mój ostatni rok nauki, a raczej jej braku, nie dadzą mi tej szansy. Ivan przynajmniej dobrze się uczył...
- Mam nadzieje, że ci się uda.- Uśmiechnęła się do Rosjanina, a ja poczułem ukłucie zazdrości. Nagle przypomniałem sobie słowa Francisa... Może miał racje?
- Gilbert?- Otrząsnąłem się i spojrzałem na Ivana, który przerwał moje rozmyślania.
- Słucham was przecież.- Nie, tak naprawdę to się wyłączyłem.
- Pytałam, co z tobą.- Powtórzyła Felicja.
- Ze mną? Wszystko w porządku...
Kłamstwo... Tak naprawdę bałem się coraz bardziej, że słowa Francisa okażą się prawdą.
To byłoby straszne...

Hetalia AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz