●*1.5*●

44 4 0
                                    


- Paniczu Wayne, śniadanie gotowe! – Alfred zawołał- Paniczu Wayne! – brak odpowiedzi – Zapewne zszedł do Jaskini... – mruknął sam do siebie podchodząc do pianina. Nacisnął parę klawiszy. Otworzyły się drzwi ukryte w regale. Lokaj wszedł do windy znajdującej się za nimi i nacisnął przycisk. Drzwi się zamknęły, a winda z niesamowitą prędkością pojechała w dół. Gdy otworzyły się z powrotem Alfred wyszedł i ruszył ścieżką w stronę Batkomputera znajdującego się na podeście. W Jaskini było wilgotno, słychać było szum wody wypływającej z małych tuneli i spływających wodospadami w dół, aby wpaść do większej rzeki, która wpływa do innych tuneli. Na sklepieniu poza ogromnymi stalaktytami wisiały setki nietoperzy, które co jakiś czas odrywały się od sufitu, po czym wracały na niego z powrotem. Bruce siedział przy komputerze posiadającym cztery ogromne ekrany i pięć mniejszych. Na pierwszym z dużych ekranów wyświetlała się lista najbardziej poszukiwanych przestępców w Gotham, na drugim mnóstwo malutkich okienek z widokiem z kamer ulicznych, które analizowały twarze przechodniów w poszukiwaniu rzeczonych kryminalistów. Na trzecim otwarte karty kilku ze zbiegów z Arkham, na czwartym wykresy przestępczości w Gotham. Za to na pierwszym z mniejszych ekranów widoczny był obraz z kamery przed głównymi drzwiami rezydencji, na drugim zdjęcia Jokera analizowane przez komputer, na trzecim lista podejrzanych o współpracę ze Strachem na wróble i rozprzestrzenianie toksyny strachu, na czwartym analiza chemiczna składu tejże toksyny. Na ostatnim ekranie Bruce układał pasjansa.

- Paniczu Wayne, śniadanie stygnie - przerwał rozgrywkę Alfred.

- Już idę - odpowiedział Bruce wstając od komputera. Razem ruszyli w stronę windy.

- Co się z paniczem dzieje? Kiedyś był pan na nogach od piątej trzydzieści i o szóstej już od dobrych dziesięciu minut planował następny nocny wypad.

- Nie wiem czy wiesz Alfredzie, ale ciężko jest przeżyć stratę ukochanej.

- Przeżył panicz to już dwa razy przed panną Natalie i nigdy nie było z paniczem aż tak źle.

-Mówię ci Alfredzie, że to była ta jedyna.

Alfred miał ogromną ochotę powiedzieć „Przykro mi, że panicz tak myśli", ale po wielu latach tej pracy potrafił się powstrzymać i odrzekł tylko:

- Przeznaczonej sobie osoby się nie straci, bo w takim wypadku nie była tak naprawdę nikomu przeznaczona, coś innego było jej pisane. Widocznie coś ważniejszego.

Weszli do windy i pojechali na górę. Kiedy Bruce już skończył jeść udał się do ogrodu za domem. Usiadł w altance, oparł łokcie o blat stołu i zakrył twarz rękami. Rozległo się pukanie do drzwi, którego nie mógł usłyszeć będąc w ogrodzie. Ignorował niby-deszcz padający dookoła. W tym czasie zielone audi odjechało sprzed rezydencji. Alfred poszedł otworzyć. Przed drzwiami stała młoda kobieta, cała przemoczona, z jej czerwonych trampek wylewała się woda, podobnie jak z kaptura żółtego płaszcza niezbyt przeciwdeszczowego.

- Dzień dobry, jestem Kate White, psycholog - musiała przechylić się do tyłu, żeby podać Alfredowi rękę, gdyż trzymała trzy foldery, pięć notesów, dwie teczki i stertę papierów, do tego przez ramie miała przerzuconą niebieską torebkę na skórzanym pasku.

- Witam, jestem Alfred, otwieram tu drzwi - zażartował podając jej rękę, a ona zaśmiała się wesoło „Optymistka" pomyślał „Dobrze zrobi paniczowi Wayne'owi spotkanie z kimś takim"- Zapraszam, niech pani zostawi tutaj te papiery, proszę za mną, panicz Wayne siedzi teraz w ogrodzie pogrążając się w melancholii.

-To źle- skwitowała Kate 

Batman: Ucieczka. [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz