Madame Ygraine szykowała kolację a jej młodsza pomocnica, której imienia młoda Le Haut nigdy nie potrafiła zapamiętać – dziewczyna była dziwnie niewidzialna, straszliwie nieśmiała, ale podobno bardzo słodka, uczynna i sprawna w pracy, jak twierdzili Octave wraz z mamą – nakrywała do stołu w jadalni. Rodzeństwo, którego pierwiastki zarówno męski jak i żeński, były równie bezużyteczne pośród garnków, wybrało się w tym czasie po odbiór kwiatów. Octave, który zjawił się wkrótce po powrocie Polaków z wycieczkowych rozrywek, odczekał jeszcze aż Flo ubierze się w coś bardziej przypominającego ją sprzed roku. Przyglądał się z mieszanką rozbawienia i politowania, gdy zbiegając ze swojego piętra z mokasynami w dłoni straciła na chwilę równowagę. Gdyby nie barierka z całą pewnością skończyłoby się przynajmniej rozbitą głową.
Kastiel siedział w bibliotece domu Florence, rozłożony na całą szerokość dwuosobowej antycznej sofki, ze słuchawkami w uszach i powieścią wspartą o nogi – nie zabrał ze sobą gitary, telewizja nadawała jedynie po francusku, uciekł więc w rozrywkę jaką niosły słowa. Odkrył w potężnym zbiorze pozycje w przeróżnych językach – rozpoznał francuski, angielski, polski, niemiecki, rosyjski, hiszpański. Dostrzegł też kilka innych, których za Chiny Ludowe i kurczaka nie potrafił przypisać do konkretnego kraju czy nawet kontynentu. Bardzo światowa biblioteka, nawet on to musiał przyznać.
Florence położyła na podłodze mokasyny, jedną dłonią chwyciła łokieć brata.
– To o co chodzi z tymi kwiatami? Czemu nie anturium? – spytał Octave, po raz kolejny komentując wybór peonii i tulipanów, grzecznie służąc za podpórkę dla zakładającej jedną ręką buty dziewczynki.
– Widziałeś kiedyś ładną kompozycję na kulistej gąbce z anturium? Ja nie – odparła Flo, przewracając oczami. Wiedziała już podskórnie do czego dąży braciszek; nie była pewna, czy będzie potrafiła mu rzeczowo odpowiedzieć nawet mimo lekcji retoryki i erystyki, na które przestała uczęszczać dwa lata wcześniej.
– Floooo – Zarzucił nieznacznie głową w tył, bardziej zmęczony jej nieumiejętnością rozmawiania o uczuciach, niż poirytowany.
– Octaaaavee – Prześmiewczą odpowiedzią próbowała zawrócić rozmowę ze ścieżki „Poważna.".
Młody mężczyzna spojrzał na nią jednak wyczekująco, z troską w niebieskich oczach o bursztynowych obwódkach wokół źrenic, na co z ust dziewczyny uciekło westchnięcie. Zniknął uśmiech.
– Dobrze! Wygrałeś – Niemal prychnęła splatając ręce na piersi. Uciekła spojrzeniem. – Jak mieszkałam w Paryżu poza Lou i Jean miałam kilka koleżanek z baletu – Łatwo było dostrzec, jak pracowały zesztywniałe mięśnie na krawędzi bladej, kobiecej szczęki. – Wiesz, było do kogo się odezwać. Nawet ja potrzebuję socjalizowania się – Dwoma palcami nerwowo skubała brzeg rękawa. – W Polsce nie mam bliższych znajomych poza Jelimkiem.
– Tym byłym profesorem? – Wtrącił pytanie Octave, chcąc upewnić się, że pamięta o kim mowa.
Florence spojrzała na niego; pokiwała głową nim podjęła wątek.
– Nie chcę, żeby ta trójka zaczęła mnie nienawidzić jak zdecydowana większość ludzi, których znam.
– Jeśli cię przestaną lubić, to wiesz, no... – Zastanowił się nad słowami. – Ich strata – Uśmiechnął się ciepło do siostry. Odwzajemniła uśmiech jednym kącikiem ust. – Poza tym się przeceniasz.
Uniosła brwi, jakby pytając: „W ten sposób chcesz mnie pocieszyć?". Nie odpowiedziała jednak w sposób werbalny – znała Octave na tyle, żeby w podobnych sytuacjach, zamiast drążyć jak upierdliwa, czepliwa kobieta, czekać ze względną cierpliwością, aż przyjaciel dokończy zalążek myśli.
CZYTASZ
Walc płatka śniegu
FanfictionFlorence Le Haut - Francuzka o polskich korzeniach, magnes na problemy. Balet był w każdym jej oddechu, każdym ruchu, każdej myśli. Miała być Cukrową Wróżką, przeciwności losu jednakże sprawiły, że została nową uczennicą liceum w Polskim miasteczku...