27.

180 17 9
                                    

       Odgłos grubego dna szklanki odstawionej na drewniany blat zaginął pośród harmideru knajpy zapełnionej już w ponad połowie wesołymi ludźmi przy piwie oczekującymi rozpoczęcia rockowej wigilii. Pierwszy zespół podłączał swój sprzęt, sprawdzał instrumenty i poziomy głośności we współpracy z nagłośnieniowcem siedzącym przy scenie. Rozbawiony ponad miarę Marcin spojrzał na Kastiela, który postawił puste naczynie na stole, rzucił też spojrzeniem ku Florence wracającą spod baru pół kroku za czerwonowłosym znajomym.

– Stary, czemu mi nie powiedziałeś, że idę na fajkę to teraz synonim obijania przypadkowych mord? – Wyszczerzył zęby ku gitarzyście prowadzącemu wciskającemu dłonie w kieszenie skórzanej kurtki.

Flo odstawiła swoją wodę obok szklanki w której czekał cierpliwie plaster cytryny, spojrzała na swojego rycerza w zniszczonych glanach kątem oka. Czyli to dlatego miał na sobie ramoneskę? Szedł zapalić i jakimś cudem skończył przy barze leżącym w przeciwnym do drzwi wyjściowych końcu Korony? Powstrzymała leciutki uśmiech co usiłował wycisnąć się na ustach. Może nie sądziła, by interwencja Kastiela była potrzebna, jednak teraz – kiedy wiedziała, że znajomy specjalnie zboczył z własnej drogi, żeby ją w swoim mniemaniu ochronić – gdzieś w okolicach przepony pojawił się dziwnie przyjemny, ledwie wyczuwalny ucisk. Kas, jak zawsze nonszalancki, w odpowiedzi na zaczepkę perkusisty wzruszył tylko ramionami, po czym odwrócił się bez pośpiechu i ruszył w kierunku drzwi. Wciąż w końcu nie zapalił. Gwar knajpy zagłuszył brzęk dzwoneczka oznajmiającego wszem i wobec, że ktoś opuścił budynek.

– Co ty robisz niby? – Wyszczerzyła ząbki Rozalia, przyglądając się z chochlikiem rozbawienia tańczącym w oczach zasiadającej obok Francuzeczce, co odpowiedziała na pytanie jedynie uniesieniem pojedynczej brwi. – No idź za nim! – zachichotała na myśl o własnej zabawie w swatkę. – Jestem naprawdę bardzo pewna, że byłby zadowolony!

Florence błysnęła jedynie półuśmieszkiem, pokręciła pobłażliwie głową.

– Jak dobrze wiesz, jestem gotowa na wiele poświęceń dla dobra moich przyjaciół – zaczęła swoją replikę jednocześnie otwierając butelkę wody – jednakże nieuzasadnione żadną pilną sprawą bierne palenie nie jest jednym z nich.

– Ale friendzonem zaleciało! – Marcin zaśmiał się, machając lekko dłonią, jakby opędzał się od nieprzyjemnego zapachu.

– Japa bębniarzu – mruknął Iguana z przewróceniem oczu ale i on z lekka się uśmiechnął. Kolejne słowa skierował ku nowej koleżance. – Planujesz karierę w polityce? Bardzo się... – Przymrużył oczy w poszukiwaniu odpowiedniego zwrotu, pauzę starał się zamaskować łykiem piwa. – Gładko wypowiadasz.

– Merci beaucoup pour le compliment (1) – odparła Flo ze skinieniem głowy, zwracając zaraz uwagę na wodę przelewaną z butelki do szklanki. – Papa ucieszyłby się wiedząc, że lekcje dyplomacji dobrze mi służą. Co do polityki, nie sądzę żeby była moim powołaniem. Jestem tancerką klasyczną, wkrótce zawodową, miejmy nadzieję.

– Tancerka klasyczna? – Zagaił Marcin, równie niezaznajomiony z terminem co Iguana.
– Taniec klasyczny to balet – wtrącił Lysander znad piwa by po jednym tylko zdaniu wrócić do roli słuchacza.
– Aaa, balet? To co: bulimia czy anoreksja? – Nie dało się za to uzasadnić Marcinowego braku taktu, jego jednak szczęściem było bardzo mroczne poczucie humoru blondynki.

Uśmiechnęła się enigmatycznie na jego pytanie, odstawiając na blat zakręconą butelkę.

– Ach, stereotypy! Świat byłby bez nich dużo nudniejszy, non? – Sięgnęła po słomkę, którą wcisnęła w dno szklanki unoszący się dotąd na powierzchni wody plaster cytryny. – Żadne z powyższych w moim przypadku.
– Och! – wyrwało się Iris, najbardziej chyba ze wszystkich zebranych przy stole zszokowanej bezpośredniością perkusisty. Zaróżowiła się, gdy tylko zauważyła spojrzenia wędrujące w jej stronę. – To... Bardzo, bardzo dobrze, prawda? – zachichotała nerwowo. – W sensie, były o tobie plotki w zeszłym roku szkolnym, jak jeszcze ćwiczyłaś... Że, no wiesz, że na coś chorujesz. Bo jesteś taka... Szczupła – zażenowana zaczęła bawić się etykietą swojej butelki Karmi. – No więc to... Dobrze, że żadne z powyższych. Byłoby szkoda jakbyś, no wiesz...

Walc płatka śnieguOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz